Data wydania: 1993 (wyd. polskie 2004)
Tłumaczenie: Joanna Walczak
Słów kilka o treści
Kilkoro nastolatków, uczniów elitarnej angielskiej szkoły, zamiast pojechać na wycieczkę z resztą rówieśników, pozwala się dobrowolnie zamknąć na trzy dni w opuszczonym, zapomnianym Bunkrze starego budynku szkoły. Martyn jest jedyną osobą, która zna miejsce pobytu kolegów - to on wpadł na pomysł tego "eksperymentu z rzeczywistością". Jednak prawdziwy eksperyment zaczyna się, gdy mijają umówione trzy dni, dzieciakom kończy się woda i jedzenie, a Martyn się nie pojawia i nie otwiera drzwi Bunkra...
Plusy
O tej książce wybitnie nie można prawie nic powiedzieć, żeby nie zdradzić treści. Bunkier to przede wszystkim doskonałe studium psychologiczne głównej postaci, choć na początku nie zdajemy sobie z tego sprawy, bo nic na to nie wskazuje. Trzyma nas w niepewności do samego końca. Może akcja nie rwie jakoś szczególnie szybko do przodu, ale czyta się szybko i przyjemnie, jest dużo dialogów, a opisy są zwięzłe i zawierają wyłącznie to, co konieczne. Nie ma w tej książce niczego zbędnego, niepotrzebnego, co rozpraszałoby uwagę czytelnika.
A zakończenie... Zakończenie to najmocniejszy atut tego thrillera - jest tak zaskakujące i nieoczekiwane, i daje takiego "kopa", że to, co przeczytaliśmy, wywraca się kompletnie do góry nogami. Gdy wydaje się, że już wszystko wiadomo, nagle okazuje się, że nie wiadomo zupełnie nic. Aż ciarki chodzą po plecach, naprawdę. Jestem wręcz gotowa zaryzykować twierdzenie, że jeszcze NIGDY zakończenie żadnej książki tak mnie nie zaskoczyło.
Minusy
Nie przychodzi mi nic do głowy. Jako thriller, ta książka napisana i skonstruowana jest wręcz perfekcyjnie.
Cytat z książki
Martyn nie popełnia błędów. Ta myśl pojawiła się w jego głowie zupełnie mimowolnie, jak gdyby ktoś ją tam niepostrzeżenie podrzucił. Zaczął się nad tym zastanawiać. Martyn stał za niejednym wygłupem i nigdy dotąd nie zdarzyła mu się podobna wpadka. To właśnie była podstawowa cecha jego misternie zaplanowanych figli: wszystko działało jak mechanizm bomby z opóźnionym zapłonem - pełna dyskrecja i precyzja aż do momentu detonacji. Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się popełnić błędu.
To była podstępna myśl. Już prawie udało mu się odsunąć ją od siebie i wyrzucić z pamięci, gdy pojawiła się w jej miejsce nowa. Jeśli wydarzenia ostatnich godzin nie są wynikiem błędu, to pozostają dwie możliwości: albo Martyn zaplanował wszystko z premedytacją, albo coś mu się stało. Mike poczuł, jak przytłacza go ciężar tego, co sobie uzmysłowił. Właśnie wtedy po raz pierwszy do niego dotarło, że Martyn stał się wobec nich nieomal Bogiem.