Miejsce 5 na mojej liście najlepszych książek i cykli fantasy to
Mistrz i Małgorzata - Michaił Bułhakow
Data wydania: 1967 (wyd. polskie 1969)
Tłumaczenie: Irena Lewandowska, Witold Dąbrowski, Andrzej Drawicz
![[Obrazek: 6296722cd7f2.jpg]](https://1.bp.blogspot.com/_8aZ50_aAEiM/TSDat3CSZlI/AAAAAAAAAQs/PDJnckz8JgE/s1600/6296722cd7f2.jpg)
Słów kilka o treści
Moskwa, lata 30. XX wieku. Na Patriarszych Prudach do rozmowy dwóch literatów włącza się dziwaczny cudzoziemiec i zapowiada rychłą śmierć jednego z nich, nie szczędząc szczegółów. Nie mija nawet godzina, a przepowiednia spełnia się co do joty... To zdarzenie jest jednak tylko początkiem całej serii dziwnych wypadków. Ludzie znikają w tajemniczych okolicznościach albo popadają w obłęd, po ulicach spacerują roznegliżowane panie, a po niebie latają na miotłach jeszcze bardziej roznegliżowane czarownice, garnitur bez właściciela w środku podpisuje dokumenty, a wielki czarny kocur próbuje kupić bilet w tramwaju. Moskwa wpada w popłoch, początkowo nikt jednak nie domyśla się, że stoi za tym Szatan we własnej osobie i jego wesoła świta. Czy jest on jednak rzeczywiście taki jak go malują? Wkrótce przekona się o tym Małgorzata...
Plusy
Choć z początku można odnieść wrażenie, że Mistrz i Małgorzata to zbiór niepowiązanych ze sobą postaci i tajemniczych zdarzeń, nie ma co się zrażać - wszystko stopniowo i konsekwentnie łączy się z sobą w logiczną całość za sprawą Szatana - Wolanda i jego świty: Korowiowa, Asasella, gołej Heli i mojego ulubionego kota Behemota.
Właściwie ciężko zaklasyfikować MiM do jednego konkretnego gatunku. Generalnie jest to satyra i paszkwil systemu totalitarnego w ZSRR, ale wszelkie odniesienia są tak zawoalowane (ze względu na cenzurę), że przy pierwszym czytaniu można ich w ogóle nie wychwycić. Jednocześnie to też i romans, ale wątek miłosny przedstawiony jest niezwykle subtelnie i jakby obok głównych wydarzeń. Jest to też po części i powieść przygodowa, i kryminalna, i baśń, i wreszcie fantastyka. Choć powinnam raczej powiedzieć: realizm magiczny, który wprawdzie opiera się na elementach fantastycznych, ale nie jest to fantasy sensu stricte; i z racji tego mamy tu plejadę fantastycznych postaci i zdarzeń, zabawę czasem i przestrzenią, atmosferę magii i tajemnicy, niejednoznaczne zakończenie i masę możliwych interpretacji, a wszystko to okraszone genialnie prowadzoną narracją i poczuciem humoru autora.
Dodatkowym smaczkiem jest po mistrzowsku poprowadzony wątek Poncjusza Piłata i Jezusa, nazywanego w powieści Jeszuą, przeplatający się z główną fabułą. Ma on ogromne znaczenie dla treści książki, może nawet kluczowe, ale o tym trzeba już przekonać się samemu.
Minusy
Jako że Bułhakow pisał MiM przez wiele lat, ostatnie poprawki dyktując żonie już na łożu śmierci, powieść nie jest wolna od drobnych błędów, a raczej niedociągnięć. Nie są to jednak niedociągnięcia rzucające się w oczy, czy zakłócające w jakiś sposób fabułę i tylko naprawdę uważny czytelnik je dostrzeże, toteż nie ma sensu ich tu wymieniać.
Muszę też przyznać, że wątek mistrza i Małgorzaty wydał mi się akurat najmniej interesujący; przy Wolandzie i jego świcie tytułowi bohaterowie wypadają raczej blado. Ale to już każdy sam oceni.
Cytat z książki
- Noblesse oblige - zauważył kocur i nalał Małgorzacie do smukłego kieliszka jakiegoś przejrzystego płynu.
- To wódka? - słabym głosem zapytała Małgorzata.
Kot poczuł się dotknięty i aż podskoczył na krześle.
- Na litość boską, królowo - zachrypiał - czyż ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.