Nic nowego. Najprawdziwsza, czyli pierwsza z trzech prawd, ogłoszonych w żartobliwej formie przez nieodżałowanej pamięci ks.prof. Józefa Tischnera. Zapewne nikt z nas nie lubi, gdy ktoś mu powiada prosto w oczy, że pobłądził w tym czy innym momencie. Na tym jednak winno być oparte prawdziwe koleżeństwo, by w każdym momencie móc powiedzieć najtwardszą prawdę swojemu przyjacielowi. Bez takich momentów, to jest tylko erzac, a nie przyjaźń. Jednak pomiędzy niezbyt zaprzyjaźnionymi osobami, takie postępowanie jest powodem wielu nieprzyjemnych zdarzeń.
Porozmawiajmy o przysłowiach
|
Chcę rozpocząć cykl krótkich przypowieści, które w oczach autorów oddają sens danego przysłowia. W słowie wstępnym, zapisanym tutaj poniżej, jest tylko zawarta myśl do rozpoczęcia dyskusji. Następne treści będą już zapewne nieco bardziej rozbudowane. Zapraszam wszystkich chętnych do udziału w tworzeniu tej "blogerskiej księgi przysłów". Ładnie by wyglądała kolejność ułożona alfabetycznie, lecz nie zawsze będzie przestrzegana. Może kiedyś uda mi się to tak zaprojektować. Jeśli nie znajdą się chętni do dyskusji na ten temat, potraktuję go jak podobny, czyli "Z mojego tomiku [szuflada]" i sam od czasu do czasu będę dopisywał swoje kolejne tłumaczenia - wg mnie - polskich przysłów.
***
Prawda w oczy kole Nic nowego. Najprawdziwsza, czyli pierwsza z trzech prawd, ogłoszonych w żartobliwej formie przez nieodżałowanej pamięci ks.prof. Józefa Tischnera. Zapewne nikt z nas nie lubi, gdy ktoś mu powiada prosto w oczy, że pobłądził w tym czy innym momencie. Na tym jednak winno być oparte prawdziwe koleżeństwo, by w każdym momencie móc powiedzieć najtwardszą prawdę swojemu przyjacielowi. Bez takich momentów, to jest tylko erzac, a nie przyjaźń. Jednak pomiędzy niezbyt zaprzyjaźnionymi osobami, takie postępowanie jest powodem wielu nieprzyjemnych zdarzeń. Pieniędzy również. Od kawy po sen. Sexu też. Nie ma co tutaj wyliczać. Nawet jeśli coś jest powszechnie uważane za korzystne dla zdrowia, nie należy z tym przesadzać. Bo trucizna jest tylko kwestią dawki. Zastanówmy się więc wspólnie, czy coś takiego istnieje, co nam nie zaszkodzi nawet w nieograniczonych ilościach (oprócz samego zdrowia). Mnie nic do głowy nie przychodzi. A Wam...?
PS - coś mi się wydaje, że na tym zdjęciu z Ferdkiem jest błąd w pisowni. Wg. mnie "niezdrowo" piszemy razem, nie rozdzielnie. Zdjęcie pobrano z sieci...Zdarzenie miało miejsce w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Pracowałem wtedy jako kierowca zawodowy w pewnej firmie produkcyjnej. Po prostu różnego typu samochodami rozwoziłem zamawiany towar po wielu miejscach w Polsce. Od Szczecina po Sanok… Był okres wczesnej jesieni. Prowadziłem samochód ciężarowy pomiędzy Końskie a Warszawą, do której koniecznie chciałem zdążyć przed godziną 18.00. Bowiem do tego czasu czynna była hurtownia – cel mojej podróży. Samochód typu Mercedes Vario, nie za duży, ładowność 3,5 tony. Każda droga praktycznie przede mną otworem. Rzut oka na mapę i w drogę.. Nie pamiętam, gdzie to się działo. Wiem, że zbliżałem się do granicy lasu, którego widać już było na horyzoncie. Droga typu pewno powiatowego lub nawet gminnego – cały czas „na skróty” – aby zdążyć i nie nocować gdzieś w samej Warszawie. Najbliższą miejscowość – jakąś wioskę zostawiłem za sobą ok. 3 – 4 km. Droga asfaltowa, już w lesie w pewnym momencie się skończyła. „Zwinięto” asfalt na noc – czy jaki piorun…?!!! Jadę dalej, coraz wolniej po rozjeżdżonej ciągnikami drodze przypominającej poligonowe czołgowiska. I…się „zawiesiłem” podwoziem [tylnym mostem] w jakiejś kałuży. Koniec jazdy. Oględziny i decyzja. Czekam na kolejny pojazd który nadjedzie, miałem ze sobą linę, więc może wspólnie razem wyciągniemy moje auto do tyłu, skąd najechałem na przeszkodę, bo do przodu bardziej niebezpiecznie…Nie wiadomo co tam może być. W końcu głodny i zły położyłem się w kabinie i tak doczekałem ranka. Przyjechali gdzieś ok. 7.30 fachowcy od tego „zwiniętego asfaltu” i kilka wywrotek ze żwirem…do naprawy drogi. Dopiero oni mi uzmysłowili, że przegapiłem znaki opisujące sytuację i kierujące na objazd. Bez kłopotów dalszych wyciągnięto mnie do tyłu. W kałuży została jedynie plastykowa osłona miski olejowej silnika…Poza tym nic innego się nie popsuło. No a ja – jeszcze wtedy nie miałem tel. komórkowego, więc nikogo nie mogłem zawiadomić gdzie jestem. Teraz już pomaluśku, podążyłem dalej jedząc po drodze śniadanie i sam na siebie złorzecząc. Ot, przysłowia…mądrością narodów..ale nie moje.
PS- ciekaw jestem, w jaki sposób mogę zabezpieczyć ten temat przed zniknięciem ze strony. Takie "doklejanie" kolejnych tekstów nic mu nie pomoże. A przysłów są setki i na wiele z nich znalazłaby się przypowieść, coś tam wnosząca do "wyobrażeń o świecie..." Lecz cóż, po zniknięciu tematu ze strony - a to już za chwilę się stanie - sam dla siebie nie będę pisał. Bo notatnik mam w innym adresie internetowym... Co na sercu, to i na języku... Podejrzewam, że trafność tego przysłowia możemy ustawić akurat na jednej z najwyższych półek. Szczególnie odnosząc go do osób będących "pod wpływem". Wszelkie ukrywane przed bliskimi - gdzieś wewnątrz siebie - opinie na ich temat, zadawnione pretensje, spotęgowane dodatkowo przez właśnie ten "wpływ" wychodzą na zewnątrz, odkrywając prawdziwą osobowość człowieka. Znajdujące się tam - w głębi jego duszy spostrzeżenia, są tak głęboko zakorzenione, że żadne, chociaż ciągłe udawanie przed światem swojej normalności, nie zadławi tych wewnętrznych ocen. Bo właśnie owa skrzętnie udawana codzienność wobec innych jest najbardziej fałszywą. Co jakiś czas znajduje więc ujście w postaci wylewnych osądów, potocznie i dla świętego spokoju uważanych za majaczenie osoby znajdującej się "pod wpływem"... Lecz to tylko pozory...
Odjechani.com.pl, to bardzo przyjazne forum wielotematyczne. Zapraszamy do darmowej rejestracji! Kliknij "rejestracja" i... |
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości