Okres przygotowań do wojny i sama II wojna światowa rozkręciły podupadającą w latach dwudziestych XX w. gospodarkę. Kwitł przemysł, zwłaszcza zbrojeniowy. Nie myślcie jednak, że miało to bezpośrednie odzwierciedlenie w poziomie życia przeciętnego mieszkańca Niemiec. Koszty inwazji były ogromne czego w pełni świadom był wódz. Hitler chwilę po wybuchu II wojny zlecił Alfredowi Rosenbergowi przeszukanie wszystkich „światopoglądowych i kulturalnych” miejsc, w których mogły znajdować się cenne przedmioty i dokonać ich konfiskaty. Führer nie ukrywał, że jego małym marzeniem było otworzenie w rodzinnym Linzu najwspanialszego muzeum świata . Spustoszenie w głównej mierze dotknęło Związku Radzieckiego, Francji i Polski. To co możliwe do przetopienia skończyło jako sztaby złota, pozostałe dobra (całe kolekcje) ukrywano w tajnych schronach, magazynach i kopalniach. Do połowy roku 1944 w katalogach Rosenberga ( użyto ich w procesach norymberskich) znalazło się ponad 21 000 pozycji zrabowanych antyków i dzieł sztuki. Ta liczba nie była jednak ostateczną. Jeszcze w 1945 alianci przechwycili 2 pociągi wypełnione obrazami, rzeźbami i innymi przedmiotami zrabowanymi w Europie na polecenie Goeringa.
Po wojnie zwrotem zagrabionych rzeczy zajął się Central Collecting Point. Do Monachium zwieziono łup. Okazało się, że cały sztab Hitlera w swoich posiadłościach posiadał małe galerie sztuki. Liczba sięgnęła pięciu milionów, a nie wszystko zostało odnalezione. Skradzione przedmioty wracały do prawowitego właściciela jeśli tylko udało się go ustalić oczywiście. Udało się oddać ponad 2,5 miliona pozycji. Planowano, że operacje restytucji potrwają maksymalnie do lat 60 .Tak się jednak nie stało. Amerykańskie władze pozostałe przedmioty przekazały pod kontrolę władzom Bawarii, a te niemieckiemu MSZ w Bonn. Zapadły decyzje o wypożyczaniu dóbr do muzeów i instytucji kulturalnych co doprowadziło do utraty kontroli nad podjętymi wcześniej działaniami. W roku 1966 Bundestag przekazał resztę niemieckim muzeom. Spora część trafiła również do rezydencji rządowych, ambasad czy siedziby prezydenta, w których znajdują się po dziś dzień. Oficjalnie ogłoszono zakończenie procesu restytucji. Czy celowo?
Mimo upływu 68 lat do tej pory nie zwrócono ogromnej liczby skradzionych przedmiotów, co na arenie międzynarodowej jest niemałym skandalem. Jeszcze w roku 1998 na Konferencji Waszyngtońskiej 44 państwa ustaliły konieczność przejrzenia obecnego stanu magazynowego niemieckich muzeów i ostateczny ich zwrot właścicielom. Ówczesny minister Michael Naumann wezwał niemieckie muzea ( ponad 6 300 obiektów)do zbadania pochodzenia posiadanych eksponatów. Informację zwrotną otrzymał od… jednego.! Nie ma co ukrywać, że Niemcy poczuli się właścicielami pozostałości nazistowskiego skarbu. Sytuacja jest o tyle absurdalna, że wcześniejsze zwroty dokonywane były automatycznie, a teraz? Teraz to prawowity właściciel musi odnaleźć dany przedmiot i procesować się o utracony majątek. Niejednokrotnie po wygranym procesie przez spadkobierców strona niemiecka wspominała wręcz o „łupieniu” państwowego dziedzictwa. Na ten moment na stanie Centralnych Władz Niemieckich znajduje się ponad 20 tyś. obrazów, rzeźb, cennych książek i antyków, które powinny być jeszcze oddane.
Przykład Austrii pokazał, że sytuacja jest możliwa do rozwiązania. Kiedy to pod Wiedniem odkryto skład ponad 8 tyś przedmiotów, a do właścicieli trafiła zaledwie setka, władze austriackie sprzedały resztę przedmiotów uzyskując kwotę 11 mln euro, którą przekazały ofiarom wojny.
Władze Niemiec nie potrafią (bądź nie chcą) ustalić sposobu na uregulowanie tej kwestii. Jakąś kpiną jest stworzona pięć lat temu placówka badająca zasoby i pochodzenie dzieł sztuki na terenie kraju. Pomyślcie, że pracują tam…cztery osoby! Ile to potrwa? Co później? Optymizmu w tej kwestii mi brakuje.