Ostatnio modne stało się pozywanie internautów za nielegalne pobieranie plików. Można na tym procederze zarobić więcej, niż na produkcji filmów czy muzyki i dlatego do grona firm, które uznały to za wyjątkowo świetną metodę zarobku, dołączyli również producenci filmów pornograficznych.
Metoda wymuszania pieniędzy od internautów jest identyczna, jak w przypadku wymuszania haraczu za pobraną muzykę lub kinowe hity. Producenci wynajdują adres IP osoby, która rzekomo pobiera ich dzieła, a następnie udają się z nim do sądu. Ten natychmiast zmusza dostawcę internetu do wyjawienia danych delikwenta, a potem producent łaskawie proponuje ugodę i w zamian za odstąpienie od zgłoszenia sprawy do sądu, wymusza haracz w wysokości od 1 tys. do 5 tys. dolarów. Wiele osób z obawy przed wstydem oraz innymi konsekwencjami, zgadza się go zapłacić. Szczególnie, że zgodnie z amerykańskim prawem, gdyby zajął się tym sąd, mogliby mieć naprawdę poważne kłopoty, gdyż grzywna za pojedyncze naruszenie praw autorskich, może wynieść nawet 150 tys. dolarów.
Co ciekawe, ten proceder zdaje się z roku na rok przybierać na sile, a jego skala jest naprawdę gigantyczna. Tylko w ubiegłym roku na celowniku producentów znalazło się 130 tys. adresów IP. Dla porównania, broniąca interesów muzyków organizacja RIAA, w ciągu sześciu lat, dobrała się do zaledwie 20 tys. internautów.
Od razu widać więc, że przemysł filmowy nie interesuje eliminacja piractwa, lecz generowanie ogromnych zysków z wymuszania. Jest to zajęcie bardzo intratne, ale raczej na krótką metę i w dodatku może się dla producentów bardzo przykro skończyć. Ludziom bowiem nie podobają się takie praktyki, dlatego też w Kentucky, między innymi takim wytwórniom jak Raw Films oraz Malibu Media, oraz wielu innym, wytoczono zbiorowy proces, zarzucając im wymuszanie.
Źródło: Onet