Adam Małysz ma następców w kontynuowaniu skoków Szczęście w tym że skończyło się bez większych problemów.
W końcówce wyścigu Pietrow jechał na ósmej pozycji i wydawało się, że drugi raz z rzędu w tym sezonie zaliczy udany występ (w Australii był trzeci - przyp. WP). Rosjanin na jednym z zakrętów popełnił jednak błąd i wyjechał na chwilę poza tor. W trakcie powrotu jego bolid wzbił się w powietrze. Po krótkim, ale efektownym locie czarno-złoty bolid zaliczył twarde lądowanie. Uderzenie o asfalt było tak silne, że uszkodzeniu uległ układ kierowniczy. Bolid zatrzymał się na poboczu niszcząc po drodze jedną z reklam.
"Rekord świata" - tak urwaną kierownicę w bolidzie Witalija Pietrowa określił komentujący Grand Prix Malezji na antenie Polsatu Sportu Maurycy Kochański. Na Niemcach, Anglikach czy Czechach lot Rosjanina też zrobił duże wrażenie.
"Upss! Nagle kierownica odpadła i została w rękach Witalija Pietrow!" - napisał o sytuacji niemiecki dziennik "Bild". - Próbowałem włożyć ją z powrotem. Popełniłem mały błąd, który nie powinien mieć takich konsekwencji. Oba nasze bolidy powinny zapunktować - mówił po wyścigu rozczarowany kierowca Lotus Renault.
Czeski dziennik "Blesk" porównał lot Pietrowa do wyprawy w kosmos radzieckiego astronauty Jurija Gagarina. W Lotus Renault nikomu jednak nie było do śmiechu, kiedy zobaczyli szybujący bolid, który po chwili z wielką siłą uderzył o asfalt. Angielski "The Sun" uważa nawet, że Pietrow miał wiele szczęścia wychodząc z wypadku bez choćby zadrapania.
- Muszę przyznać, że wyglądało to okropnie. Kiedy samochód Formuły 1 wzbija się tak wysoko, lądowanie nigdy nie kończy się dobrze. Drążek kierownicy nie wytrzymał. Kiedy zobaczyłem kierownicę w jego rękach pomyślałem, że stało się coś bardzo złego - przyznał Eric Boullier, szef Lotus Renault. - Po obejrzeniu powtórki zobaczyłem, jak wysoko leciał i zrozumiałem dlaczego konsekwencje wypadku były tak poważne. Wykonał dobrą robotę utrzymując bolid pod kontrolą bez możliwości sterowania - dodał.
Inf.: http://f1.wp.pl