Osoby, posiadające niską samoocenę, trudniej otwierają się na innych.
Niska samoocena może być przyczyną wielu niepowodzeń w naszym życiu, których de facto sami jesteśmy autorami, obwiniając przy tym cały świat.
A jaką Ty masz samoocenę?
Jak walczyć z niską samooceną?
Ja to mam chyba za dużą hehe
Cierpię na narcystyczny syndrom samouwielbienia (żartuję oczywiście).
Wiem, że ludzie o niskiej samoocenie mają w życiu trudniej. Nigdy nie są z siebie zadowoleni, trudniej im nawiązywać relacje z otoczeniem, ale to nie znaczy, że tak musi zawsze być.
Samoocenę można podnieść z bardzo dobrym skutkiem, ale wymaga to pracy nad własną osobowością. Niestety trwałe zmiany nie przychodzą od tak sobie. Jeśli więc osoba o niskiej samoocenie jest gotowa zmienić coś w swoim życiu, może tego dokonać i da jej to ogromną satysfakcję.
Sprawą zasadniczą jest zrozumienie faktu,że nawet w 90% nie jesteś odbierany przez społeczeństwo tak źle, jak mogłoby Ci się wydawać. Masz wiele zalet i umiejętności, z których możesz być dumny i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pokazać je światu. Jeśli kochasz coś robić, rób to, znajdź ludzi o podobnych zainteresowaniach i twórz z nimi projekty na miarę swoich ambicji. Obcowanie z ludźmi, którzy Cię rozumieją i posiadają podobne zainteresowania, sprawi, że bardziej otworzysz się na świat i zaczniesz postrzegać swoją wartość znacznie wyżej.
Każdy człowiek jest wyjątkowy. Każdy jest cudem stworzenia, każdy posiada cechy, za które może być kochany i podziwiany. Każda jednostka dysponuje zestawem unikalnych cech świadczących o swojej potędze i wyjątkowości. Wystarczy tylko dostrzec te pozytywne aspekty własnej osoby. Być może pięknie grasz na gitarze, może potrafisz wspaniale rysować, albo też masz dar pomagania innym ludziom w trudnych życiowych momentach - to wszystko są dary, jakimi dysponujesz. Każdy je ma, bez względu na rasę, pochodzenie, czy status majątkowy jesteś wartościowych potrzebnym człowiekiem. Zrozumienie tego faktu to klucz do akceptacji samego siebie.
Moja samoocena ? Dosyć ciężko mi ją jednoznacznie określić. Przechodząc moja małą metamorfozę praktycznie od zera do momentu w którym jestem zdałem sobie sprawę ,że określenie jej nie jest zbyt łatwe. Jednocześnie sam wymagam od siebie więcej i ciesze się nawet z drobnych sukcesów ale też zdaję sobie sprawę ,że nie jestem idealny. Jestem zadowolony z mojego życia, nie traktuję siebie jako brzydala czy najnudniejszego człowieka na ziemi. Mam wiele zalet które tak naprawdę odkryłem po czasie. Żyję z uśmiechem na twarzy a to skutecznie podnosi samoocenę
Vilandra napisał(a):Wiem, że ludzie o niskiej samoocenie mają w życiu trudniej. Nigdy nie są z siebie zadowoleni, trudniej im nawiązywać relacje z otoczeniem, ale to nie znaczy, że tak musi zawsze być
Zgadzam się! Mam znajomych którzy przez takie podejście do samego siebie dosłownie cierpią. Między innymi w kontaktach z płcią przeciwną jak i w życiu , nie potrafią się zaangażować w to co robią , wychodzą z założenia, że i tak wszystko spierdzielą.
Vilandra napisał(a):Jeśli kochasz coś robić, rób to, znajdź ludzi o podobnych zainteresowaniach i twórz z nimi projekty na miarę swoich ambicji. Obcowanie z ludźmi, którzy Cię rozumieją i posiadają podobne zainteresowania, sprawi, że bardziej otworzysz się na świat i zaczniesz postrzegać swoją wartość znacznie wyżej.
Dodałbym drugą opcję, rób coś z pasją. Pokaż innym jak bardzo to kochasz. Ludzie przyjdą z samego zainteresowania i będą dociekliwi
W taki sposób ja zainteresowałem pasjami okolicznych znajomych. Nie szukałem nikogo na siłę. Robiłem to co lubiłem, innym też się to spodobało. Naprawdę nie trzeba wiele
Jak już napisała Vilandra wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Przez większość swojego życia zmagałem się z niską samooceną. Dobrze wiedziałem, że każdy dzień może być wyzwaniem, któremu mogę nie podołać. Wpadałem w dołki, które sam kopałem. I wierzcie mi, że były cholernie głębokie. Przez to wszystko zbierały się problemy, których nie potrafiłem rozwiązać. Czytanie "mądrych" książek psychologów niczego dobrego nie daje. Podobnie wygląda sprawa ze wszystkimi motywującymi cytatami, mottami i całą resztą tego *****, którym jesteśmy pakowani. Wszystko czego potrzebuje osoba z niską samooceną, to iskra, która wznieci pożar w sercu. Nie w głowie, w sercu. Bo głowa często będzie Wam podpowiadać, że nie możecie tego zrobić, że to nie wyjdzie. Będzie ograniczać, bo logika podpowiada i każe w to wierzyć. Jeśli jesteście w stanie zaszczepić w sobie wiarę, która dzięki tej iskrze wybuchnie i rozniesie się na całe ciało, to z pewnością zwyciężycie. Mi bardzo pomogła kalistenika. Przede wszystkim narzucenie sobie pewnego reżimu i rytmu. Wzmocnienie swojego ciała daje bardzo dużą dozę śmiałości. Dzięki temu wiem, że jestem w stanie sięgnąć tam, gdzie inni nigdy nie dojdą. I jakkolwiek zabawnie to zabrzmi - moją wiarę czerpałem z wkurwienia na siebie samego. Miałem dość swojego życia. Dość siedzenia i czekania na coś, co nigdy nie nadejdzie. Ćwiczenia budują nie tylko siłę fizyczną, czy rzeźbią mięśnie. Idealnie nadają się do budowania siły psychicznej. Z każdym dniem stawiasz sobie wyzwanie i doskonale wiesz, że nie masz prawa zawieść siebie samego. Nie warto robić czegoś dla innych ludzi, nie warto udowadniać innym, że możecie coś zrobić. Udowodnijcie coś sobie, bo często sami jesteście swoimi największymi wrogami.
Na sercu mam wiele blizn, które zostawiły właśnie takie chwile, ale z każdej jestem dumny, bo wiem, że sobie z tym poradziłem. Wiem, że jestem w stanie podnieść się po każdej porażce i zapieprzać dwa razy mocniej, żeby osiągnąć mój cel, coś co mnie uszczęśliwi i sprawi, że się uśmiechnę. I co najlepsze - rozpiera mnie duma, kiedy myślę, że to wszystko zawdzięczam tylko i wyłącznie sobie.
No cóż, jeśli chodzi o mnie i moją samoocenę, to z tym wychodzi różnie, aczkolwiek zazwyczaj oceniam siebie bardzo surowo. Przez to moje zaangażowanie w rozwój jest dosyć słabe, bo zwyczajnie widzę większość rzeczy w ciemnych barwach - że mi się nie uda, nie jestem wystarczająco kompetentna, nie mam wystarczającego zasobu wiedzy i tak dalej. Niby są to rzeczy, które jak najbardziej da się skorygować, ale nie mam kompletnie na to motywacji. A jeśli motywacja się znajdzie, to tylko na krótką chwilę.
I tak, jak napisał to już Forseti, żadne poradniki, artykuły, sentencje nie wnoszą wiele do życia. Wręcz przeciwnie. Pierwszy z brzegu przykład "Innym się udało, to Tobie się nie uda?!" motywuje tylko na początku; później, kiedy siły słabną, wytwarzają ogromną presję, przez co można się najeść stresu.
Niektóre osoby - jak ja - nie nadążąją za szybkim tempem życia, przez co są narażeni na więcej potknięć i tym samym na obniżenie się ich samooceny. To jest bardzo złożony problem i pomoc z zewnątrz jest niezbędna.
(07.02.2016, 21:28)Ełdef napisał(a): [ -> ]No cóż, jeśli chodzi o mnie i moją samoocenę, to z tym wychodzi różnie, aczkolwiek zazwyczaj oceniam siebie bardzo surowo. Przez to moje zaangażowanie w rozwój jest dosyć słabe, bo zwyczajnie widzę większość rzeczy w ciemnych barwach - że mi się nie uda, nie jestem wystarczająco kompetentna, nie mam wystarczającego zasobu wiedzy i tak dalej.
A próbujesz w ogóle podjąć jakieś wyzwanie, zrobić coś z tym, co Ci przeszkadza w życiu? Próbowałaś i zawiodłaś, upadłaś i myślisz, że nie dasz rady się już podnieść, czy po prostu wszystko ograniczyło się tylko do myślenia i odrzucenia?
(07.02.2016, 21:39)Forseti napisał(a): [ -> ]A próbujesz w ogóle podjąć jakieś wyzwanie, zrobić coś z tym, co Ci przeszkadza w życiu? Próbowałaś i zawiodłaś, upadłaś i myślisz, że nie dasz rady się już podnieść, czy po prostu wszystko ograniczyło się tylko do myślenia i odrzucenia?
Ależ oczywiście, że próbuję. Bywają chwile, że stale próbuję czegoś nowego, ale po jakimś czasie następuje impuls, który wszystko hamuje. Często też nie widzę sensu w swoich działaniach, ponieważ do regularnego rozwoju potrzebuję zdrowej rywalizacji, której zwykle brakuje. Ogółem rzecz biorąc cała sytuacja ogranicza się do percepcji otoczenia względem tego, co robię
To dość dziwne, wiesz? Bo kiedy ja czułem się kiepsko za wszelką cenę unikałem konfrontacji i rywalizacji. Bez względu na to, czego to miało dotyczyć. Po prostu ciągle towarzyszyła mi myśl, że nie umiem, nie mogę, nie potrafię i przede wszystkim nie chcę. Następnym razem, kiedy znów coś zaczniesz robić i dopadnie Cię zwątpienie, to po prostu się zmuś, przy tym pomyśl ile możesz dzięki temu osiągnąć. Zawsze wygrywa ten, kto ma najsilniejszą wolę i wytrwałość.
Temat głęboki jak ocean. Również mam problem z samooceną (nie taki jak kiedyś, ale mam) w życiu nie pomagały kontakty z dziewczynami, bo kiedy jednak się zmusisz i spytasz się dziewczyny czy chciałaby ciebie za chłopaka dowiadujesz się, że friendzone w tym wypadku jest nie do przejścia, a po jakimś czasie chodzi za rękę z kolesiem co przez prochy i alko dawno nie ma mózgu. Człowiek się wtedy załamuje. Bardzo dużo razy pomagał mi dziadek, bardzo wiele razy wspierał mnie we wszystkim. Powiedziałem, że chcę zmienić coś w sobie.. Zagadał do ćwiczącego kolegi (drążek ćwiczył) czy mógłbym do niego dołączyć. Oczywiście się zgodził... Od tamtej pory moja pewność siebie jest lepsza, to naprawdę da się zauważyć, ale cały czas ukrywałem się pod płaszczem treningów. Później poznałem moją piękną Gosię. Po tym naprawdę wiele się zmieniło w moim życiu i psychice. Dostałem tej pewności której potrzebowałem, choć cały czas walczę, każdy dzień jest wyzwaniem, to zawsze mam powód po to by walczyć. Nie chodzi tu tylko o mnie i mój wygląd, ale walczę dla Gosi, choć ona sama nie jest super pewną siebie osobą, to oboje się wspieramy i oboje stawiamy czoła wyzwaniom.
Nikt mi nie powie, że miłość, to zbędne zobowiązanie, bo tak nie jest.