12.12.2012, 21:59
Zapraszam do lektury mojego wywiadu, który niedawno przeprowadziłem z wrocławską wokalistką i gitarzystką - Elą Dębską. Artystka wydała swoją płytę koncertową ''Kochałam cię dziś rano'' na której znalazły się wspaniałe interpretacje utworów Leonarda Cohena i Janis Joplin. Ela wykonała także kilka kompozycji autorskich.
Artystka urodziła się we Wrocławiu, gdzie ukończyła Szkołę Muzyczną II stopnia oraz Akademię Teatralną. Ela już na początku działalności artystycznej podjęła współpracę z Maciejem Zembatym. Wokalistka cały czas gra wiele koncertów zarówno w Polsce jak i za granicą.
1. Wyczytałem na Twojej stronie internetowej, że swoją działalność artystyczną zaczęłaś od filmu. Współpracowałaś z takimi reżyserami jak Jan Jakub Kolski, Krzysztof Zanussi, Jerzy Kondratiuk.
To się zaczęło we Wrocławiu od Szkoły Teatralnej. Na IV roku dostałam propozycję zagrania w ''Pograbku'' Jana Jakuba Kolskiego. Ale to się nie wiąże z moją obecną działalnością artystyczną. Nie uprawiam aktorstwa na scenie muzycznej, bo chcę być jak najbardziej naturalna i niczego nie ''grać''.
2. Kiedy odkryłaś swoje powołanie do muzyki?
Ja się praktycznie z tym urodziłam – muzyka to jest coś, co zawsze miałam w sobie. Aktorstwo to jest coś czego się wyuczyłam – to jest szkoła, jakaś tam technika. Ale moim powołaniem była raczej muzyka.
3. Może aktorstwo pomogło Ci w opanowaniu tremy w bezpośrednich kontaktach z publicznością?
Aktorstwo raczej nie. Ja się 10 razy bardziej stresuję jakbym miała wykonać np. jakąś etiudę aktorską niż muzykę. Moje początki to były takie występy w gronie towarzyskim. Z racji tego, że to była Warszawa, to były znane nazwiska i moja trema była przerażająca. Jak miałam wystąpić w takim intymnym gronie, przy stoliku, w domu nagle wziąć gitarę i coś zaśpiewać to wolałam w tym momencie umrzeć. Broniłam się ale w końcu oni zawsze zwyciężali. To było dla mnie coś okropnego jak ja się wstydziłam.
Początki na scenie też były takie, że np.: ręce mi się trzęsły, brakowało mi oddechu. Teraz to już praktycznie inaczej wygląda. Choć to zależy – czasami pojawia się taki irracjonalny lęk, bądź trema, która zaburza mój spokój. To nie jest dobre jak ma się taką tremę. Ale lubię taką mobilizację, coś takiego fajnego, że czuję ten respekt. To nie jest tak, że ja ''na pewniaka'' wchodzę. Często nie jestem pewna co się wydarzy, czy wszystko na pewno zaśpiewam, czy coś nie spadnie, czy np. kabel się nie rozłączy, nie będzie prądu itp. Często są jakieś niespodzianki, więc to zawsze jest jakaś adrenalina.- ale taka pozytywna.
4. A czy nie jest tak, że stres jest większy gdy wiesz, że dany koncert jest rejestrowany?
Oczywiście – nawet mam na to przykład. Ostatnio grałam koncert w Słubicach był rejestrowany na 4 kamery. Przesłuchałam najpierw mp3 i już wiedziałam ile mi stres zabrał. Sam fakt, że są 4 kamery sprawił, że mój wizerunek został nieco stłamszony, a także sam głos. Dziwię się, że moja płyta koncertowa nagrana w Radiu Gdańsk tak dobrze wyszła ( przyp. ''Kochałam cię dziś rano'') mimo kamer i rejestracji jakoś poszło. I z mojej strony i ze strony muzyków.
5. Wykonujesz różne programy artystyczne tzw. projekty np. z utworami Leonarda Cohena, Janis Joplin. Powiedz mi co Cię ujęło w twórczości właśnie tych artystów?
Leonard Cohen – to wynikło ze współpracy z Maciejem Zembatym. Potem się jakoś wciągnęłam w tę poezję... Nie wiem czy jest coś takiego jak przypadek. Może tak właśnie miało być. Może gdybym spotkała kogoś innego, to bym śpiewała zupełnie inny repertuar. Ja się nigdy tak specjalnie nie interesowałam Leonardem Cohenem, ale potem jak zgłębiłam jego twórczość to uznałem, że coś jest niesamowitego w tej muzyce. Nawet w takich trzech prostych akordach jest jakaś magia.
No i same teksty Cohena są niesamowite – od razu mówię, że nie wszystkie są dla mnie zrozumiałe i często do nich wracam. Raz, że to jest mężczyzna i ma swój inny świat. Kobiety nawet jak piszą bardzo skomplikowane teksty, to je rozumiem. W przypadku mężczyzn jest inaczej – często trudno mi w ten świat wejść. Z resztą ja ogólnie mam problem ze zrozumieniem mężczyzn więc co tu się dziwić.
Natomiast projekt Janis Joplin to coś zupełnie innego. Ja zawsze śpiewałam czystym głosem, ponieważ skończyłam we Wrocławiu Szkołę Muzyczną II stopnia na wydziale wokalnym. To był śpiew operowy, więc głos miałam krystalicznie czysty – sopran koloraturowy. To totalnie odbiegało od śpiewania rockowego, ale wtedy nie było innego wydziału.
Teraz są większe możliwości. Wtedy tak bardzo zależało mi na tym, żeby pójść do szkoły muzycznej, że nie miało większego znaczenia jaki to kierunek. Z czasem chciałam śpiewać już coś mocniejszego, bo czułam w sobie niesamowitą energię i power, ale nie mogłam tego wyrazić, cały czas czułam blokadę.
A Janis Joplin to było takie totalne wyzwanie – jak jej słuchałam to byłam przekonana, że nigdy nie będę w stanie zaśpiewać choćby jednego dźwięku tak jak ona. To było tak dalekie ode mnie, że często się zastanawiałam skąd ten dźwięk się wydobywa – starałam się sobie to wyobrazić i nic z tego nie wychodziło. Ale jestem uparta. Pierwszą piosenką z jaką się mierzyłam to był utwór ''Me and Bobby McGee''. To jest taka ''średnica'' w skali trudności jej piosenek. Takie śpiewanie folkowe. I to mi jakoś wychodziło.
6.A co było u Ciebie najpierw – gra na gitarze czy śpiew?
Ja zawsze śpiewałam tylko tak raczej w domu, na wyjeździe, koleżankom a one wtedy płakały a ja się zastanawiałam czemu one płaczą? A one się po prostu wzruszały potwornie. Uczyłam się wtedy gry na gitarze klasycznej.
Kończąc kiedyś naukę, pożegnałam swojego nauczyciela piosenką i usłyszałam, że koniecznie powinnam zdawać do szkoły muzycznej na wydział wokalny. Smutno mi było, że nie na gitarę, ale poszłam i tak zaczęłam uczyć się śpiewu.
7. Miałaś zaszczyt śpiewać u boku samego Macieja Zembatego. Jak wspominasz grane z nim koncerty? Czy poznałaś jakim jest człowiekiem tak prywatnie?
Oczywiście. Trudno jak się z kimś pracuje 10 lat nie poznać go prywatne. Ja sobie tego nie wyobrażam. Jeżeli robi się coś artystycznego to ludzie muszą się jakoś prywatnie porozumieć. Ja teraz mam zespół i nie wyobrażam sobie grania z jakimś muzykiem, z którym nie miałabym takiego ludzkiego kontaktu przed graniem i po graniu. Grałam już z takimi muzykami, którzy ''wymiatają'' niesamowicie, ale co z tego jak przed występem nie ma o czym z nimi rozmawiać, bo siedzą cały czas przed komputerem.
O Macieju to by trzeba było poczytać jakieś artykuły, bo ja nie jestem w stanie powiedzieć o nim w jednym zdaniu. Na pewno ta współpraca była potwornie trudna i bardzo też psychicznie wyczerpująca. Natomiast można było wiele zrobić , poznać prawdziwego artystę. Ja właśnie poznałam prawdziwego artystę – nie jakiegoś wyrobnika, kogoś z tego show biznesu. Myślę, że niewiele osób może się czymś takim poszczycić. Poznałam pracę od tej takiej czarnej strony i od tych jaśniejszych stron.
To nie miało żadnego znaczenia czy ja znam jego płytę czy nie. Praktycznie wszystko się robiło od nowa. Jak on wykonywał tę samą piosenkę to zawsze coś dodawał – wybierał nowych ludzi, grał inne dźwięki itp. On w ogóle nie przywiązywał wagi do tego czy ktoś zna jego dorobek artystyczny. To był tak wyluzowany człowiek i tak mający gdzieś te wszystkie konwenanse, że po prostu rozmawiał z tobą i albo coś było okey albo nie. A cała reszta go w ogóle nie interesowała.
8. A jak doszło do Waszej współpracy? Czy to Ty nawiązałaś z nim kontakt?
Nie. Osoba, która pracowała z Janem Jakubem Kolskim, chyba drugi reżyser, zadzwonił kiedyś i powiedział, że Maciej Zembaty robi casting do filmu muzycznego i potrzebuje aktorek śpiewających. I poszłam na ten casting – był tam m. in. John Porter, Maciej Zembaty, Ryszard Rynkowski.
Wtedy byłam bardziej aktorką – występowałem między innymi w Teatrze Kwadrat – nie grałam wówczas w ogóle na gitarze. Ale coś tam sobie pobrzdąkałam i pośpiewałam i usłyszałam od Johna Portera: ''Tak będziesz grała'', a ja: ''No chyba nie tej gitarze''. ''Właśnie tak jak zagrałaś'' powiedział. Także była taka totalna akceptacja z ich strony i od tamtej pory już praktycznie było coś ciągle do zrobienia.
9.Występowałaś też za granicą – czy utkwiły Ci w pamięci jakieś szczególne miejsca?
Grałam w Paryżu w klubie bluesowym ''Utopia” - dosyć ciężko było, bo tam nie ma odsłuchów tylko wszystko idzie z kolumn. Ja miałam za plecami, praktycznie metr za sobą, bębniarza i jeszcze trzech muzyków i po prostu musiałam to wszystko przekrzyczeć – nie miałam takiego komfortu. To było dość trudne, bo graliśmy 4 sety od godziny 22.00 do 2.30. Ale dzięki temu takiej techniki nabrałam, że jak ktoś potem pytał: ''Pani Elu ile Pani zaśpiewa?” Ja na to - ''Ile pani chce.Dwie godziny, proszę bardzo''. Dla mnie to nie problem grać 2 lub 3 godziny po tym co przeszłam. To była szkoła przetrwania.
Cafe Universe – to też fajne miejsce, gdzie grają ludzie z całego świata. To taki jazzowy klub. W Paryżu najczęściej grałam w składach jazzowych, albo w duecie z gitarzystą free jazzowym. Albo też w trio – naprawdę w różnych składach. Nawet grałam z takim kontrabasistą z Madagaskaru. Spełniły się moje marzenia bo zawsze chciałam pograć z takimi ludźmi.
10. Twój singiel ''Odeszła'' zagościł w wielu rozgłośniach radiowych i znalazł się na pierwszym miejscu listy przebojów Radia Kraków. Powiedz mi czy to Cię zaskoczyło?
Czy mnie to zaskoczyło – pewnie trochę tak. Ale z drugiej strony dzięki temu, że występowałam wtedy cyklicznie w jednym z warszawskich klubów miałam duże zaplecze fanów. Przychodzili na mnie ludzie, którzy dobrze mi życzyli i na mnie głosowali. Ja wiem, że oni na mnie głosowali. Z resztą dużo wtedy podróżowałam i miałam sporo fajnych kontaktów. Więc te e-maile napływały z różnych krańców świata.
Potem Antoni Krupa, spotykając się ze mną, spytał : ''Czy znasz tych wszystkich ludzi naprawdę''? ''No znam!'' Cieszę się, że nie zostało to sztucznie wykreowane tylko zupełnie naturalnie i normalnie.
11, Gdy pierwszy raz usłyszałem jak śpiewasz repertuar Janis Joplin, to mi się skojarzyło z tym, co robi Edyta Bartosiewicz. Czy słyszałaś już takie porównania?
Różne bywają porównania. Ale jeśli do Edyty Bartosiewicz to jest mi bardzo miło. Jej muzyka jest fantastyczna a szczególnie aranżacje.
12. Poruszył mnie tekst utworu ''Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma''.
Na koncercie niedawno mówiłam o tym. Człowiek zawsze szuka jakiegoś miejsca – ja sobie uświadomiłam to w Paryżu, że tak naprawdę to wszystkie problemy jakie mamy są w nas. Oczywiście może jest nam gdzieś łatwiej żyć, ale te problemy nie znikną tylko dlatego, że gdzieś wyjedziemy. Wtedy właśnie powstały pierwsze wersy tekstu i potem cała piosenka.
13. Teraz obserwujemy, jak wielu młodych ludzi po studiach wyjeżdża z Polski w poszukiwaniu lepszego życia. Czy Ty też masz takie odczucia, że w Polsce mogłoby być tak, aby ludzie nie byli zmuszeni wyjeżdżać za granicę?
Staram się nieraz jakoś to wszystko ogarnąć i zrozumieć. Mam teraz swoją firmę – jednoosobową działalność. Próbuję coś sama zrobić i naprawdę pracuję – to nie jest tak, że nic nie robię. Wiadomo, że czasem jest lepiej lub gorzej. W tym zawodzie artystycznym nie ma często etatów – przeważnie artyści są wolnymi strzelcami. I wiadomo, że są okresy intensywnej pracy: należy zrobić jakieś projekty, popracować nad płyta z grafikiem, żeby jakoś wyglądała, trzeba napisać tekst, pomyśleć o nowych aranżacjach.
Ja nie zarabiam wtedy pieniędzy i praktycznie przez kilka miesięcy jestem bez dochodów.I jak to jest, że każdego miesiąca muszę płacić tysiąc złotych ZUS-u? Ja nie rozumiem tej polityki - to jest po prostu takie ''zabijanie nas''. Bardzo dużo moich znajomych muzyków zrezygnowało z działalności, bo to nie ma sensu. Nie dziwię się młodym ludziom, że wyjeżdżają – gdybym była młodsza to też bym pewnie tak zrobiła. Ale teraz mi się po prostu nie chce – nie mam takiej pary jak kiedyś.
14. Powiedz mi kilka słów o Twojej nowej płycie. Skąd pomysł na to, że będzie to album koncertowy?
Pomysł wziął się stąd, że ja się świetnie czuję na scenie. Ja potrzebuję ludzi do śpiewania tak, jak normalnie się potrzebuje powietrza do oddychania. To jest dla mnie podstawa – ludzie. Podejmowane przeze mnie próby studyjne kończyły się jeśli nie porażką, to czymś takim, co nie odzwierciedlało moich umiejętności. To co np. śpiewałam w studio po prostu nie było ''żywe''. Nie mogłam sobie z tym poradzić.
Po drugie nagrywanie płyty to są duże pieniądze, a ja takiej kasy nigdy nie miałam. W związku z tym zawsze po koncertach podchodzili do mnie ludzie i pytali o płytę. Ja im zawsze odpowiadałam, że jej nie mam.To tak parę lat trwało.
Aż kiedyś zagrałam koncert w Kościerzynie i tam po koncercie przyszła jedna pani i chciała kupić płytę. Ja odpowiedziałam jak zwykle, że nie mam płyty, na co ona, że tak nie można i że ona ma taki zwyczaj, że jak jej się koncert podoba, to przychodzi do domu i słucha sobie płyty. Pani była potwornie zbulwersowana. Potem dyrektor tego ośrodka w Kościerzynie, który był odpowiedzialny za koncert zadzwonił do mnie któregoś dnia i powiedział: ''Pani Elu! Rozmawiałem z Radiem Gdańsk w sprawie pani koncertu live, no przecież musi pani mieć tę płytę''. I tak się zaczęło.
Zagraliśmy koncert – dostałam materiały, przesłuchałam i stwierdziłam, że wydam z ten materiał. To jest takie jakby uwieńczenie pewnego okresu z mojego życia, bo ja już bym chciała zamknąć ten etap Leonarda Cohena. I ta płyta właśnie to przypieczętowała. Myślę, że ludziom się to spodoba, bo oni zawsze chcą tego, co śpiewam na koncercie. Jakby to było coś zupełnie innego to myślę, że nie byłoby takiego zainteresowania. A jest popyt na tę płytę, co mnie bardzo cieszy.
15. A nie myślałaś o rejestracji koncertu tylko z Twoim autorskim repertuarem?
Tak, ale wtedy już studyjnie. Bo nie można tak płyty za płytą koncertowej wydawać:-) Zwykle pierwsza płyta jest studyjna – tak się jakoś utarło. Niedługo będę nagrywać demo tylko ze swoimi kawałkami po to, żeby zobaczyć w jakim kierunku to idzie.
16. Co Cię inspiruje do pisania Twojej muzyki i tekstów?
Życie – to co się dzieje w moim życiu, to jest moja główna inspiracja.
17. Czy masz czas na inne pasje poza muzyką?
Zdradzę tajemnicę – ostatnio moją pasją stały się wyprawy w Karkonosze. Do takich fajnych chatek, do których idzie się z półtorej godziny tak zwaną ''golgotą''. Jestem tam dzień bądź dwa i znowu schodzę półtorej godziny. Przyjeżdżam do Wrocławia i jestem jak nowo narodzona. To jest taka odskocznia.
Ja mam potworny lęk wysokości a tam są cudowne skałki, na które można się wdrapać. Ostatnio w całym tym oporządzeniu próbowałam pokonać prawie dwa metry, potem musiałam zawisnąć na linie. Ale to jest fajne .Może następnym razem uda się więcej i ten lęk wysokości pokonam?
Artystka urodziła się we Wrocławiu, gdzie ukończyła Szkołę Muzyczną II stopnia oraz Akademię Teatralną. Ela już na początku działalności artystycznej podjęła współpracę z Maciejem Zembatym. Wokalistka cały czas gra wiele koncertów zarówno w Polsce jak i za granicą.
![[Obrazek: eladebskaokladka.jpg]](http://img189.imageshack.us/img189/7540/eladebskaokladka.jpg)
1. Wyczytałem na Twojej stronie internetowej, że swoją działalność artystyczną zaczęłaś od filmu. Współpracowałaś z takimi reżyserami jak Jan Jakub Kolski, Krzysztof Zanussi, Jerzy Kondratiuk.
To się zaczęło we Wrocławiu od Szkoły Teatralnej. Na IV roku dostałam propozycję zagrania w ''Pograbku'' Jana Jakuba Kolskiego. Ale to się nie wiąże z moją obecną działalnością artystyczną. Nie uprawiam aktorstwa na scenie muzycznej, bo chcę być jak najbardziej naturalna i niczego nie ''grać''.
2. Kiedy odkryłaś swoje powołanie do muzyki?
Ja się praktycznie z tym urodziłam – muzyka to jest coś, co zawsze miałam w sobie. Aktorstwo to jest coś czego się wyuczyłam – to jest szkoła, jakaś tam technika. Ale moim powołaniem była raczej muzyka.
3. Może aktorstwo pomogło Ci w opanowaniu tremy w bezpośrednich kontaktach z publicznością?
Aktorstwo raczej nie. Ja się 10 razy bardziej stresuję jakbym miała wykonać np. jakąś etiudę aktorską niż muzykę. Moje początki to były takie występy w gronie towarzyskim. Z racji tego, że to była Warszawa, to były znane nazwiska i moja trema była przerażająca. Jak miałam wystąpić w takim intymnym gronie, przy stoliku, w domu nagle wziąć gitarę i coś zaśpiewać to wolałam w tym momencie umrzeć. Broniłam się ale w końcu oni zawsze zwyciężali. To było dla mnie coś okropnego jak ja się wstydziłam.
Początki na scenie też były takie, że np.: ręce mi się trzęsły, brakowało mi oddechu. Teraz to już praktycznie inaczej wygląda. Choć to zależy – czasami pojawia się taki irracjonalny lęk, bądź trema, która zaburza mój spokój. To nie jest dobre jak ma się taką tremę. Ale lubię taką mobilizację, coś takiego fajnego, że czuję ten respekt. To nie jest tak, że ja ''na pewniaka'' wchodzę. Często nie jestem pewna co się wydarzy, czy wszystko na pewno zaśpiewam, czy coś nie spadnie, czy np. kabel się nie rozłączy, nie będzie prądu itp. Często są jakieś niespodzianki, więc to zawsze jest jakaś adrenalina.- ale taka pozytywna.
4. A czy nie jest tak, że stres jest większy gdy wiesz, że dany koncert jest rejestrowany?
Oczywiście – nawet mam na to przykład. Ostatnio grałam koncert w Słubicach był rejestrowany na 4 kamery. Przesłuchałam najpierw mp3 i już wiedziałam ile mi stres zabrał. Sam fakt, że są 4 kamery sprawił, że mój wizerunek został nieco stłamszony, a także sam głos. Dziwię się, że moja płyta koncertowa nagrana w Radiu Gdańsk tak dobrze wyszła ( przyp. ''Kochałam cię dziś rano'') mimo kamer i rejestracji jakoś poszło. I z mojej strony i ze strony muzyków.
5. Wykonujesz różne programy artystyczne tzw. projekty np. z utworami Leonarda Cohena, Janis Joplin. Powiedz mi co Cię ujęło w twórczości właśnie tych artystów?
Leonard Cohen – to wynikło ze współpracy z Maciejem Zembatym. Potem się jakoś wciągnęłam w tę poezję... Nie wiem czy jest coś takiego jak przypadek. Może tak właśnie miało być. Może gdybym spotkała kogoś innego, to bym śpiewała zupełnie inny repertuar. Ja się nigdy tak specjalnie nie interesowałam Leonardem Cohenem, ale potem jak zgłębiłam jego twórczość to uznałem, że coś jest niesamowitego w tej muzyce. Nawet w takich trzech prostych akordach jest jakaś magia.
No i same teksty Cohena są niesamowite – od razu mówię, że nie wszystkie są dla mnie zrozumiałe i często do nich wracam. Raz, że to jest mężczyzna i ma swój inny świat. Kobiety nawet jak piszą bardzo skomplikowane teksty, to je rozumiem. W przypadku mężczyzn jest inaczej – często trudno mi w ten świat wejść. Z resztą ja ogólnie mam problem ze zrozumieniem mężczyzn więc co tu się dziwić.
Natomiast projekt Janis Joplin to coś zupełnie innego. Ja zawsze śpiewałam czystym głosem, ponieważ skończyłam we Wrocławiu Szkołę Muzyczną II stopnia na wydziale wokalnym. To był śpiew operowy, więc głos miałam krystalicznie czysty – sopran koloraturowy. To totalnie odbiegało od śpiewania rockowego, ale wtedy nie było innego wydziału.
Teraz są większe możliwości. Wtedy tak bardzo zależało mi na tym, żeby pójść do szkoły muzycznej, że nie miało większego znaczenia jaki to kierunek. Z czasem chciałam śpiewać już coś mocniejszego, bo czułam w sobie niesamowitą energię i power, ale nie mogłam tego wyrazić, cały czas czułam blokadę.
A Janis Joplin to było takie totalne wyzwanie – jak jej słuchałam to byłam przekonana, że nigdy nie będę w stanie zaśpiewać choćby jednego dźwięku tak jak ona. To było tak dalekie ode mnie, że często się zastanawiałam skąd ten dźwięk się wydobywa – starałam się sobie to wyobrazić i nic z tego nie wychodziło. Ale jestem uparta. Pierwszą piosenką z jaką się mierzyłam to był utwór ''Me and Bobby McGee''. To jest taka ''średnica'' w skali trudności jej piosenek. Takie śpiewanie folkowe. I to mi jakoś wychodziło.
6.A co było u Ciebie najpierw – gra na gitarze czy śpiew?
Ja zawsze śpiewałam tylko tak raczej w domu, na wyjeździe, koleżankom a one wtedy płakały a ja się zastanawiałam czemu one płaczą? A one się po prostu wzruszały potwornie. Uczyłam się wtedy gry na gitarze klasycznej.
Kończąc kiedyś naukę, pożegnałam swojego nauczyciela piosenką i usłyszałam, że koniecznie powinnam zdawać do szkoły muzycznej na wydział wokalny. Smutno mi było, że nie na gitarę, ale poszłam i tak zaczęłam uczyć się śpiewu.
7. Miałaś zaszczyt śpiewać u boku samego Macieja Zembatego. Jak wspominasz grane z nim koncerty? Czy poznałaś jakim jest człowiekiem tak prywatnie?
Oczywiście. Trudno jak się z kimś pracuje 10 lat nie poznać go prywatne. Ja sobie tego nie wyobrażam. Jeżeli robi się coś artystycznego to ludzie muszą się jakoś prywatnie porozumieć. Ja teraz mam zespół i nie wyobrażam sobie grania z jakimś muzykiem, z którym nie miałabym takiego ludzkiego kontaktu przed graniem i po graniu. Grałam już z takimi muzykami, którzy ''wymiatają'' niesamowicie, ale co z tego jak przed występem nie ma o czym z nimi rozmawiać, bo siedzą cały czas przed komputerem.
O Macieju to by trzeba było poczytać jakieś artykuły, bo ja nie jestem w stanie powiedzieć o nim w jednym zdaniu. Na pewno ta współpraca była potwornie trudna i bardzo też psychicznie wyczerpująca. Natomiast można było wiele zrobić , poznać prawdziwego artystę. Ja właśnie poznałam prawdziwego artystę – nie jakiegoś wyrobnika, kogoś z tego show biznesu. Myślę, że niewiele osób może się czymś takim poszczycić. Poznałam pracę od tej takiej czarnej strony i od tych jaśniejszych stron.
To nie miało żadnego znaczenia czy ja znam jego płytę czy nie. Praktycznie wszystko się robiło od nowa. Jak on wykonywał tę samą piosenkę to zawsze coś dodawał – wybierał nowych ludzi, grał inne dźwięki itp. On w ogóle nie przywiązywał wagi do tego czy ktoś zna jego dorobek artystyczny. To był tak wyluzowany człowiek i tak mający gdzieś te wszystkie konwenanse, że po prostu rozmawiał z tobą i albo coś było okey albo nie. A cała reszta go w ogóle nie interesowała.
8. A jak doszło do Waszej współpracy? Czy to Ty nawiązałaś z nim kontakt?
Nie. Osoba, która pracowała z Janem Jakubem Kolskim, chyba drugi reżyser, zadzwonił kiedyś i powiedział, że Maciej Zembaty robi casting do filmu muzycznego i potrzebuje aktorek śpiewających. I poszłam na ten casting – był tam m. in. John Porter, Maciej Zembaty, Ryszard Rynkowski.
Wtedy byłam bardziej aktorką – występowałem między innymi w Teatrze Kwadrat – nie grałam wówczas w ogóle na gitarze. Ale coś tam sobie pobrzdąkałam i pośpiewałam i usłyszałam od Johna Portera: ''Tak będziesz grała'', a ja: ''No chyba nie tej gitarze''. ''Właśnie tak jak zagrałaś'' powiedział. Także była taka totalna akceptacja z ich strony i od tamtej pory już praktycznie było coś ciągle do zrobienia.
9.Występowałaś też za granicą – czy utkwiły Ci w pamięci jakieś szczególne miejsca?
Grałam w Paryżu w klubie bluesowym ''Utopia” - dosyć ciężko było, bo tam nie ma odsłuchów tylko wszystko idzie z kolumn. Ja miałam za plecami, praktycznie metr za sobą, bębniarza i jeszcze trzech muzyków i po prostu musiałam to wszystko przekrzyczeć – nie miałam takiego komfortu. To było dość trudne, bo graliśmy 4 sety od godziny 22.00 do 2.30. Ale dzięki temu takiej techniki nabrałam, że jak ktoś potem pytał: ''Pani Elu ile Pani zaśpiewa?” Ja na to - ''Ile pani chce.Dwie godziny, proszę bardzo''. Dla mnie to nie problem grać 2 lub 3 godziny po tym co przeszłam. To była szkoła przetrwania.
Cafe Universe – to też fajne miejsce, gdzie grają ludzie z całego świata. To taki jazzowy klub. W Paryżu najczęściej grałam w składach jazzowych, albo w duecie z gitarzystą free jazzowym. Albo też w trio – naprawdę w różnych składach. Nawet grałam z takim kontrabasistą z Madagaskaru. Spełniły się moje marzenia bo zawsze chciałam pograć z takimi ludźmi.
10. Twój singiel ''Odeszła'' zagościł w wielu rozgłośniach radiowych i znalazł się na pierwszym miejscu listy przebojów Radia Kraków. Powiedz mi czy to Cię zaskoczyło?
Czy mnie to zaskoczyło – pewnie trochę tak. Ale z drugiej strony dzięki temu, że występowałam wtedy cyklicznie w jednym z warszawskich klubów miałam duże zaplecze fanów. Przychodzili na mnie ludzie, którzy dobrze mi życzyli i na mnie głosowali. Ja wiem, że oni na mnie głosowali. Z resztą dużo wtedy podróżowałam i miałam sporo fajnych kontaktów. Więc te e-maile napływały z różnych krańców świata.
Potem Antoni Krupa, spotykając się ze mną, spytał : ''Czy znasz tych wszystkich ludzi naprawdę''? ''No znam!'' Cieszę się, że nie zostało to sztucznie wykreowane tylko zupełnie naturalnie i normalnie.
11, Gdy pierwszy raz usłyszałem jak śpiewasz repertuar Janis Joplin, to mi się skojarzyło z tym, co robi Edyta Bartosiewicz. Czy słyszałaś już takie porównania?
Różne bywają porównania. Ale jeśli do Edyty Bartosiewicz to jest mi bardzo miło. Jej muzyka jest fantastyczna a szczególnie aranżacje.
12. Poruszył mnie tekst utworu ''Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma''.
Na koncercie niedawno mówiłam o tym. Człowiek zawsze szuka jakiegoś miejsca – ja sobie uświadomiłam to w Paryżu, że tak naprawdę to wszystkie problemy jakie mamy są w nas. Oczywiście może jest nam gdzieś łatwiej żyć, ale te problemy nie znikną tylko dlatego, że gdzieś wyjedziemy. Wtedy właśnie powstały pierwsze wersy tekstu i potem cała piosenka.
13. Teraz obserwujemy, jak wielu młodych ludzi po studiach wyjeżdża z Polski w poszukiwaniu lepszego życia. Czy Ty też masz takie odczucia, że w Polsce mogłoby być tak, aby ludzie nie byli zmuszeni wyjeżdżać za granicę?
Staram się nieraz jakoś to wszystko ogarnąć i zrozumieć. Mam teraz swoją firmę – jednoosobową działalność. Próbuję coś sama zrobić i naprawdę pracuję – to nie jest tak, że nic nie robię. Wiadomo, że czasem jest lepiej lub gorzej. W tym zawodzie artystycznym nie ma często etatów – przeważnie artyści są wolnymi strzelcami. I wiadomo, że są okresy intensywnej pracy: należy zrobić jakieś projekty, popracować nad płyta z grafikiem, żeby jakoś wyglądała, trzeba napisać tekst, pomyśleć o nowych aranżacjach.
Ja nie zarabiam wtedy pieniędzy i praktycznie przez kilka miesięcy jestem bez dochodów.I jak to jest, że każdego miesiąca muszę płacić tysiąc złotych ZUS-u? Ja nie rozumiem tej polityki - to jest po prostu takie ''zabijanie nas''. Bardzo dużo moich znajomych muzyków zrezygnowało z działalności, bo to nie ma sensu. Nie dziwię się młodym ludziom, że wyjeżdżają – gdybym była młodsza to też bym pewnie tak zrobiła. Ale teraz mi się po prostu nie chce – nie mam takiej pary jak kiedyś.
14. Powiedz mi kilka słów o Twojej nowej płycie. Skąd pomysł na to, że będzie to album koncertowy?
Pomysł wziął się stąd, że ja się świetnie czuję na scenie. Ja potrzebuję ludzi do śpiewania tak, jak normalnie się potrzebuje powietrza do oddychania. To jest dla mnie podstawa – ludzie. Podejmowane przeze mnie próby studyjne kończyły się jeśli nie porażką, to czymś takim, co nie odzwierciedlało moich umiejętności. To co np. śpiewałam w studio po prostu nie było ''żywe''. Nie mogłam sobie z tym poradzić.
Po drugie nagrywanie płyty to są duże pieniądze, a ja takiej kasy nigdy nie miałam. W związku z tym zawsze po koncertach podchodzili do mnie ludzie i pytali o płytę. Ja im zawsze odpowiadałam, że jej nie mam.To tak parę lat trwało.
Aż kiedyś zagrałam koncert w Kościerzynie i tam po koncercie przyszła jedna pani i chciała kupić płytę. Ja odpowiedziałam jak zwykle, że nie mam płyty, na co ona, że tak nie można i że ona ma taki zwyczaj, że jak jej się koncert podoba, to przychodzi do domu i słucha sobie płyty. Pani była potwornie zbulwersowana. Potem dyrektor tego ośrodka w Kościerzynie, który był odpowiedzialny za koncert zadzwonił do mnie któregoś dnia i powiedział: ''Pani Elu! Rozmawiałem z Radiem Gdańsk w sprawie pani koncertu live, no przecież musi pani mieć tę płytę''. I tak się zaczęło.
Zagraliśmy koncert – dostałam materiały, przesłuchałam i stwierdziłam, że wydam z ten materiał. To jest takie jakby uwieńczenie pewnego okresu z mojego życia, bo ja już bym chciała zamknąć ten etap Leonarda Cohena. I ta płyta właśnie to przypieczętowała. Myślę, że ludziom się to spodoba, bo oni zawsze chcą tego, co śpiewam na koncercie. Jakby to było coś zupełnie innego to myślę, że nie byłoby takiego zainteresowania. A jest popyt na tę płytę, co mnie bardzo cieszy.
15. A nie myślałaś o rejestracji koncertu tylko z Twoim autorskim repertuarem?
Tak, ale wtedy już studyjnie. Bo nie można tak płyty za płytą koncertowej wydawać:-) Zwykle pierwsza płyta jest studyjna – tak się jakoś utarło. Niedługo będę nagrywać demo tylko ze swoimi kawałkami po to, żeby zobaczyć w jakim kierunku to idzie.
16. Co Cię inspiruje do pisania Twojej muzyki i tekstów?
Życie – to co się dzieje w moim życiu, to jest moja główna inspiracja.
17. Czy masz czas na inne pasje poza muzyką?
Zdradzę tajemnicę – ostatnio moją pasją stały się wyprawy w Karkonosze. Do takich fajnych chatek, do których idzie się z półtorej godziny tak zwaną ''golgotą''. Jestem tam dzień bądź dwa i znowu schodzę półtorej godziny. Przyjeżdżam do Wrocławia i jestem jak nowo narodzona. To jest taka odskocznia.
Ja mam potworny lęk wysokości a tam są cudowne skałki, na które można się wdrapać. Ostatnio w całym tym oporządzeniu próbowałam pokonać prawie dwa metry, potem musiałam zawisnąć na linie. Ale to jest fajne .Może następnym razem uda się więcej i ten lęk wysokości pokonam?