18.03.2013, 20:28
Mieliśmy napisać na zadanie z polskiego historię o podobnej fabule jak powieści Agaty Christie. Proszę abyście poprawili mi błędy ort. i inter. ponieważ mój office nie zaznacza mi błędów.
Tajemniczy dom pod brzozą
Siostra Jacline, pielęgniarka w szpitalu Locret, jak co dzień wieczorem odwiedzała pacjentów. Gdy wchodziła do sali 42 ogarnął ją dziwny dreszcz. Kobieta pomyślała, że to tylko niska temperatura i podkręciła grzejnik. Odwiedziła już pięć łóżek, a gdy była przy szóstym usłyszała cichy szmer, nie był to pacjent z którym rozmawiała. Potem przy siódmym pacjencie po raz kolejny coś usłyszała. Teraz trochę ją to zdziwiło, pacjenci w tej sali byli po ciężkich wypadkach i rozmowy między nimi były rzadkością. Mimo, że ci ludzie mało mówili, Jacline zawsze chciała z nimi porozmawiać i dowiedzieć się o jak największej ilości faktów z ich życia oraz z zdarzeń w których utracili zdrowie.
Osoba którą następnie odwiedziła pielęgniarka od razu wzbudziła w niej dziwny dreszcz. Mężczyzna szeptał sam do siebie, z jego słów nic nie dało się wywnioskować. Jacline wzięła do rąk kartę pacjenta i powiedziała cicho:
–Pan Loret? – i po chwili dodała. – Ciekawe imię. Choć mówiła jak najciszej staruszek wszystko usłyszał i powiedział:
–To po moim ojcu który mieszkał w Hiszpanii. Zaintrygowana Jacline wypytywała dalej o jego hiszpańskie korzenie, i gdy tu dowiedziała się wszystkiego, zapytała o historię jego wypadku, ale to co usłyszała kompletnie ją zaskoczyło.
- Było to nie dalej jak tydzień temu. Byłem szoferem państwa Prie. Pan Christofer z małżonką Ewą, pochodzącą z Polski mieszkali w willi nad pięknym jeziorem Bourget. Samuel i Santi, dzieci państwa Prie chodziły do męskiej szkoły w Dijon. Moja praca u nich polegała przede wszystkim na dowożeniu chłopaków do szkoły. Nie raz chcieli mnie zmusić do tego, bym tam nie jechał. Nie byli dobrymi uczniami. Santi należał to tych "słabszych", a Samuel do "średnich" w ocenach, ale w bójkach byli najlepsi w całej szkole. Ile to ci ich rodzice musieli się namęczyć z nimi. Zapomniałem dodać, że mieli po szesnaśnie lat. Byli bliźniakami ale nawet w wyglądzie ogromnie się różnili. Od pewnego czasu wyczułem od nich nikotynę, ale nic nie mówiłem moim przełożonym. Co dzień widziałem jak się zmieniają, już nie tylko się bili, teraz też obrażali, wyzywali, wyśmiewali, a nawet kradli. Trochę zaczynałem się ich bać. Ja, stary człowiek boje się już takich młodych orłów, bo nie wiadomo co im do łba strzeli. Gdy odbierałem ich ze szkoły nie dalej niż miesiąc temu, u jednego z nich zauważyłem objawy nadpobudliwości, a gdzieś wyczytałem, że to od narkotyków. Tu już nie zwlekałem, powiedziałem państwu Prie o wszystkim. Ci przeszukali pokoje swoich pociech i znaleźli narkotyki. Dużo, bardzo dużo i okazało się, że oni nimi handlowali. Tak wyglądała moja praca tam. Pani pyta mnie o ten wypadek. To nie był wypadek. Rozwścieczeni bracia postanowili się na mnie zemścić, ale w bardzo fascynujący sposób. W następny dzień udawali chorych, a w moim samochodzie pojawiła się kartka z wierszykiem:
Wlazł kotek na płotek i mruga, ładna ta piosenka nie długa.
Na moim miejscu nie jeden chojrak by się przeraził niby normalny wierszyk, ale ci narkomani bardzo mi się odgrażali. Był to tekst pisany przez leworęcznego, zajmowałem się kiedyś pismem i pracowałem jako grafolog.
Był chłodny poranek, podszedłem do mojego samochodu, a tu gwóźdź wbity w oponę. Było to zrobione na świeżo. Zauważyłem za falistym murem, który odgradzał posesje od ulicy, uciekającego Samuela. Pobiegłem za nim, często do muru podparta była platforma. Szybo znalazłem się na murze, był dość szeroki więc mogłem spokojnie po nim iść i wnet dostałem jakimś proszkiem w twarz. Zacząłem mrugać oczyma tak bardzo mnie bolały. Nic nie widziałem i stanąłem na krawędzi muru. Nie mam dobrej równowagi i się przewróciłem. Od razu przypomniałem sobie ten wierszyk o kotku. I wtem dopowiedziałem sobie dalszą część.
Nie długa, nie krótka lecz w sam raz. Zaśpiewaj koteczku jeszcze raz.
Ale tutaj nic więcej się nie wydarzyło. W szpitalu znalazłem się po potrąceniu przez samochód, nadal nic nie widziałem i wpadłem pod samochód. Dalsza część tej historii była możliwa do odgadnięcia. Nie wykończyli mnie, bo jechał samochód, to wykończyli rodziców. Oboje wypadli przez okno ze strychu. Tak się tu znalazłem. Siostra widząc że mężczyzna jest już bardzo zmęczony opowiadaniem tej historii, dała mu spokój. Zapytała tylko czemu on tak szepcze, okazało się że ten modli się o ich dusze.