Moje ulubione ekranizacje to wspomniana już "Zielona Mila", "Skazani na Shawshank", "Lśnienie" (choć film znacznie odbiega od książki), "Władca Pierścieni" (no, może poza paroma "wpadkami" reżysera, jak wprowadzenie oddziału elfickich łuczników czy pominięcie wątku powrotu hobbitów do Shire'u), seria filmów o Ani z Zielonego Wzgórza, "Podziemny krąg", "Droga", "Niekończąca się opowieść", "Wywiad z wampirem", "Milczenie owiec", "Czerwony smok", "Pachnidło", "Ojciec chrzestny"... I seria o Harrym Potterze.
Choć i tak we wszystkich tych przypadkach wolę książkowe pierwowzory. Podobała mi się również "Stara baśń", mimo że bardzo mocno różni się od powieści Kraszewskiego. Jak na razie jeden raz się zdarzyło, że film podobał mi się bardziej od książki - chodzi o "Forresta Gumpa". Film jest genialny, a książka ot, taka sobie. Słyszałam też, że musicalowa ekranizacja "Nędzników" jest rewelacyjna i nie mogę się doczekać, kiedy ją obejrzę, bo powieść kocham.
Najgorszą ekranizacją, jaką w życiu widziałam, jest oczywiście "Wiedźmin" (i film, i serial), zaraz za nim plasuje się "Quo vadis". Nie bardzo podobał mi się "Hannibal", "Christine", "Cujo", "Anna Karenina" (ta z 1997 roku, najnowszej jeszcze nie widziałam), "Kod da Vinci", "Zemsta", "Bunkier" i pewnie jeszcze wiele innych...
Jeszcze na koniec dodam, że ekranizacja i adaptacja to nie do końca to samo - ekranizacja ma odwzorowywać książkę możliwie wiernie, natomiast adaptacja to bardziej luźna interpretacja reżysera i bardzo często adaptacja ma niewiele wspólnego z pierwowzorem.