Mój to Tarantino i nie mogę też zostawić Christophera Nolana, bo nawet z Batmana potrafił zrobić jakiś niebanalny film. Incepcja, czy Prestiż też dobrze zapadły mi w pamięć. Nolan ma duży potencjał, a o Tarantino nie będę się rozpisywał, bo nazwać go niebanalnym nie mogę, gdyż zabrzmi to zbyt banalnie. Na kolejnych pułkach posadziłbym Ridlaya Scotta, Jamesa Camerona i Steven Spielberga. Oczywiście wybrałem ich ponieważ robią filmy w moim guście i większości nie są one puste, a nawet jeśli są to miło się je ogląda i budzą emocje. Oczywiście nie trudno się domyślić, że gustuję w filmach Sci-Fi, bo fascynuje mnie technika. Tak czy inaczej dwie pierwsze postacie, to moje jedynki. Tarantino za zrywające tyłek z fotela filmy, a Nolana za ciekawe wizje biegnące moim torem i dobre wykonanie filmu oraz wielki potencjał. Myślę, że w przyszłości będzie tworzył jeszcze lepsze filmy.
Jakich reżyserów Wy lubicie i dlaczego?
Przyznam się bez bicia, że reżyserami mało się interesuję. Jednak moją uwagę na pewno zwrócił Tim Burton (Sweeney Todd, Charlie i Fabryka Czekolady, Alicja w krainie Czarów, Edward Nożycoręki), Woody Allen (O północy w Paryżu, Manhattan, Blue Jasmine). Natomiast jeśli chodzi o polskich reżyserów, jedyną ciekawą dla mnie postacią jest Krzysztof Zanussi.
No cóż, widziałem te filmy. Jest tajemniczo, romantycznie i czasem z humorem. Rozumiem Twoje klimaty, pewnie spodobałby Ci się Mroczne Cienie. Też Burton, a i mnie się podobał jak i inne jego filmy.
W sumie powiem wam że nie interesuje się dużo reżyserami, ale mam jednego reżysera który nazywa się Spielberg.
Dla mnie jego reżyseria jest boska i niemalże zawsze gwarantuje hit, oraz umie zaimponować widzom jazdę bez trzymanki.Praktycznie wszystkie jego filmy lubię
Pewnie was zdziwię, ale moim ulubionym jest Stanisław Bareja. Uwielbiam jego satyryczne spojrzenie na rzeczywistość "Socjalistyczną". I aż żal się robi, że nie zrobi już więcej takich klasyków, tym bardziej, że w dzisiejszej rzeczywistości znalazłby pewnie jeszcze więcej tematów do swoich filmów.
Hmm, kilku się znajdzie. Na pewno lubię Peter'a Jackson'a, za piękne przedstawienie wyobraźni Tolkiena, Frank'a Darabont'a, za oddanie się ekranizacjom powieści więziennych Stephena Kinga (Zielona Mila, Skazani na Shawshank), Gabriele'a Muccino, za arcydzieła, które stworzył wraz z Will'em Smith'em (Siedem dusz, W pogoni za szczęściem). Nie mogę też zapomnieć o Robercie Zemeckisie, który w duecie z Hanksem, zapisał się na najwyższych kartach kinematografii.
...ale chyba najbardziej, gdybym miał skupić się na jednym reżyserze, wybrałbym Ridley'a Scott'a... Gladiator, Hannibal, Helikopter w ogniu, te tytuły mówią same za siebie.
Dorzucę jeszcze jedno nazwisko: Luc Besson.
Kojarzycie go pewnie z tytułów: "Leon zawodowiec", serie "Transporter" i "Taxi", "13 Dzielnica", "Uprowadzona", "Wielki Błękit".
Tak! Klasyki Bessona są świetne, a o Jacksonie zapomniałem, też jest dobry.
Michael Jackson? To on nie był piosenkarzem? Takim czarnym, że aż białym?
Może jakieś tytuły podrzuć
Aha.., o Peter'a chodziło. Doczytałem
Stanley Kubrick - 2001: Odyseja kosmiczna, Oczy szeroko zamknięte, Lśnienie, Full metal jacket i Lolita.
Tim Burton - Sok z żuka, Batman, Powrót Batmana, Jeździec bez głowy, Planeta małp (2001 ), Miasteczko Halloween.
Ingmar Bergman - Siódma pieczęć, U progu życia, Namiętności, Godzina wilka.
Bernardo Bertolucci - Ostatni cesarz, Konformista, Mały Budda,