Odjechani.com.pl

Pełna wersja: Million Dollar Baby- Za wszelką cenę
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
[Obrazek: million-dollar-baby.jpg]

Million Dollar Baby- poruszający dramat wyreżyserowany i zagrany przez znakomitego Clinta Eastwooda.
"Za wszelką cenę" to film opowiadający historię Maggie Fitzgerald (Hilary Swank), 31 letniej kobiety pragnącej realizować się w boksie i Frankie'ego Dunn'a (Eastwood), małomównego trenera boksu. Maggie chce ćwiczyć pod jego okiem a jej upór (i namowy Eddiego- byłego pięściarza i pomocnika trenera) sprawia, że konserwatywny Dunn ulega namowom dziewczyny.
Maggie zaczyna treningi, zdobywa kolejne trofea..i chce sięgnąć po wszystko.

Ten film to studium emocji i pewnej przemiany, jaka zachodzi w dojrzałych już i doświadczonych przez życie bohaterach. Jest zaskakujący, poruszający i zajmuje wysokie miejsce w mojej filmotece. Gorąco polecam!

A Wy? Co o nim myślicie?
Ale jestem do tytułu z tymi filmami Auc

Obejrzę!
Ten film to prawdziwe arcydzieło. Gdy obejrzałem go pierwszy raz wbił mnie w fotel, jak żaden inny. Historia wzruszam do łez, zwłaszcza osoby, które był jakoś związane ze sportem. Clint Eastwood potwierdził po raz kolejny, że jest wielkim reżyserem.Polecam wszystkim!
Clint jest świetny, lubię też Morgana - bardzo dobry i smutny film
Filmu nie widziałem, aż dziwne, lubię takie produkcje. Dzisiaj nadrobię :)
Widziałam, całkiem wciągający film, mieszanka Gran Torino i Karate Kid IV. Przykra końcówka, niestety tak kończą się dramaty.
Właśnie skończyłem oglądać i muszę przyznać, że film naprawdę był ok, ale nie podepnę go do grona moich ulubionych perełek.

UWAGA - Spoiler do filmu!

Szkoda, kurcze, wszystko pasowało idealnie, uwielbiam takie motywy, ta fabuła, dramat, otoczka sportu, wiary w siebie, hartu ducha, jednym słowem, coś co kocham. Do tego czołówka w takiej obsadzie... Eastwood, Freeman, w teorii to nie mogło się nie udać. Przeczytałem wątek, zaraz po tym oblukałem jeszcze całość na filmwebie i od razu zassałem kopie z chomikuj. Pełny nadziei, zostawiłem sobie ją na deser, późny wieczór, kiedy wszyscy śmiertelnicy pójdą już spać, a błoga cisza towarzyszyć mi będzie podczas seansu. Jestem już po wszystkim i jedno jest pewne, oczekiwanie było zdecydowanie lepsze. Moje noty to nie więcej niż 6/10, z czego lwia część to gra Clinta. Dobra, czemu tak narzekam i co mi się nie podobało... Przede wszystkim tania metamorfoza, brak spójności, zero dramatyzmu podczas walk, ogólny poziom Very Easy przeciwników i cała ta psychologiczna reszta, której było mi brak. Porównując tę produkcję do Rockiego, czy Człowieka Ringu z Russell'em Crowe, była lipa, a właśnie czegoś takiego się spodziewałem. Żadnego motywu do treningu... Kwestia rodzinna nie przemawiała do mnie. Ani zemsty, ani śmiertelnie chorego sąsiada, któremu chciałaby oddać nerkę po uzyskaniu mistrzostwa, nic. Pojawiła się po prostu i zaczęła trenować, jak kaleka, swoją drogą. Magiczny trener, zaklęciem kilku rad, zrobił z niej terminatora, który niszczył wszystko na swojej drodze... Gdzie w ogóle jakieś mordercze treningi? Ciągłe walenie w worki, + ewentualne dodatki wprowadzane przez Dunn'a, wszystko oczywiście w zaciszu klubu.

Późniejszy wypadek, muszę przyznać, tego się nie spodziewałem... To był niesamowity zwrot akcji. W czasie rehabilitacji brakowało mi jednak jakiegoś zwątpienia, spadku moralnego, dołka, z którego trener miałby ją wyciągnąć. Ta natomiast od razu pogodzona była ze swoim losem, co w gruncie rzeczy mi się podobało, ale liczyłem na jakąś przemianę, jej silną wolę i podświadomość, które pomogą jej wyjść nawet z tak nieodwracalnych skutków wypadku. Później jakiś morderczy trening rehabilitacyjny, ostro z koksem w klubie i kolejny rok przygotowań do następnej walki z Niemką o mistrzostwo, gdzie zemściłaby się na niej, itd bla bla bla. Zamiast tego natomiast amputacja nogi, jej kompletny spadek chęci do życia, próby samobójstwa i w konsekwencji litościwy czyn samego Eastwood'a. Żenujące, naprawdę. Z początku napisałem chyba, że był OK, ale teraz, gdy jeszcze raz sobie to wszystko przewertowałem, "Za wszelką cenę" spada jeszcze niżej w klasyfikacji przeciętnych produkcji.

Może narzekam za bardzo, ale jakże irytujący jest dla mnie fakt, że z takiego potencjału wyszedł taki gniot. Zgadza się, ukazano tutaj pewne emocje i wytrwałą drogę na ścieżce do celu, ale mimo wszystko, brakowało tego, co jest w tym wszystkim najważniejsze... Trudu, po prostu trudu. Nie jestem zawodowym sportowcem, ale mam wiele wspólnego z fizyczną walką, dążeniem do celu, morderczymi treningami i przeciwnościami losu, sam często czuje się jak bohater podobnego utworu, ból jest silny, ale zaciskam zęby i pnę dalej, wierząc, że uda mi się osiągnąć cel na 100%. Dlatego też jeśli przysiadam do takiego filmu, liczę na silnego motywatora, który iluzją kina zasieje we mnie silnego kopa z hasłem na froncie - Chcieć, to móc! Tutaj natomiast była jedna wielka lipa. Po wyłączeniu KMPlayera nie wiedziałem, czy mam iść spać, opisać swoje wrażenia tutaj, czy zwyczajnie olać sprawę. Oburzyłem się minimalnie, bo nastawiłem się na coś więcej, a okazało się, że moje oczekiwania ukierunkowane były zupełnie inaczej. To by było na tyle. Kwestia gustu ;)
Widzisz, da Vinci. Mnie się film nawet podobał. Motyw rodziny- która ciąży, sparaliżowanej kobiecie, która walczyła w pewnym sensie też o nich i po prostu na niej pasożytują.
Zwróć też uwagę, na wiek kobiety. Ma trzydzieści lat i właśnie zabiera się do sportu. Realizuje swoje marzenie (w wieku 30! lat), więc czemu ma być nie-pogodzona z losem? Złamała kręgosłup, a Ty oczekujesz, że wróci na ring? ;)
Kolejna rzecz, której nie zauważyłeś- film porusza ważną kwestię- kwestię eutanazji. To nie jest tak, że
da Vinci napisał(a):Zamiast tego natomiast amputacja nogi, jej kompletny spadek chęci do życia, próby samobójstwa i w konsekwencji litościwy czyn samego Eastwood'a. Żenujące, naprawdę.
. Myślę, że na jej miejscu postąpiłabym tak samo. To jest dramat. Film, który ma być smutny, poruszający i zwrócić na coś uwagę. A nie motywować do działania. ;)

W pewnym sensie motywuje- że nigdy nie jest za późno na realizację swoich marzeń. Z drugiej strony- i sport ma swoją cenę.

Ale masz rację. Kwestia gustu. ;)
Zauważyłem motyw eutanazji, i co ciekawe, jestem nawet jej zwolennikiem, ale w tym przypadku po prostu mnie dobiła... Zgadza się, że film ukazuje pewne emocje, dokładnie te, które opisałaś, ale ja po prostu liczyłem na coś więcej. Wszystko co w życiu osiągnąłem zawdzięczam tylko silnej psychice. Fascynuje mnie podświadomość człowieka, która jest naprawdę w stanie zdziałać cuda. Uważam, że jeśli czegoś bardzo chcemy, zdobędziemy to. Nie ważne, czy jest to walka z rakiem, czy jakieś sportowe marzenia, wszystko to stanowi cel, i póki człowiek się nie podda, cały czas jest zwycięzcą. Dlatego też według mojego światopoglądu, oczekiwałem walki do końca, większego poświęcenia i zwykłej wiary w siebie. Logicznie rzecz biorąc złamany kręgosłup to wyrok i teoretycznie nie da się z tym nic zrobić, ale jednak cuda się zdarzają, a to tylko film. W sumie, nieważne, po prostu miałem inne oczekiwania.

Nie twierdzę też, że film nie może się podobać. Ty odebrałaś go inaczej, kwestia gustu, poglądów, życia, ilu ludzi, tyle opinii ;)