Odjechani.com.pl

Pełna wersja: Puchar Ligi Europejskiej dla FC Porto
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
W finale Ligi Europejskiej spotkały się dwie portugalskie drużyny. Podobnie jak w rozgrywkach ligowych, lepsze okazało się FC Porto, które pokonało Sporting Braga 1:0. Gola zdobył najlepszy strzelec Ligi Europejskiej - Falcao.

Dotychczas w finałach Pucharu UEFA (przemianowanego w 2009 roku na Ligę Europejską) drużyny z jednego kraju spotykały się dziesięciokrotnie. Cztery razy rywalizowały ze sobą kluby z Hiszpanii (1962, 1964, 1966, 2007). Również czterokrotnie finał był wewnętrzną sprawą włoskich zespołów (1990, 1991, 1995, 1998). Po jednej "wojnie domowej" mają na koncie Niemcy (1980) oraz Anglicy (1972). Tym razem po raz pierwszy zmierzyły się ze sobą dwa zespoły z Portugalii.

Zdecydowanym faworytem było prowadzone przez kreowanego na drugiego Jose Mourinho Andre Villasa Boasa FC Porto. W lidze portugalskiej nie przegrało żadnego meczu i z kolosalną przewagą wywalczyło mistrzowski tytuł. Na europejskich boiskach uporało się ze Spartakiem czy Villarrealem, strzelając rywalom nawet po pięć goli w jednym meczu. Dodatkowo miało w składzie niesamowicie silnego i szybkiego Hulka oraz niezwykle bramkostrzelnego Falcao, który przed finałem miał na koncie szesnaście trafień w Lidze Europejskiej.

I połowa: emocje dopiero w ostatniej minucie

W pierwszej połowie trochę lepsze było Porto, ale przewagi nie potrafiło udokumentować. Znana z bardzo szczelnej obrony Braga, która do finału awansowała właśnie dzięki kapitalnej grze defensywnej, zamurowała bramkę, wybijała rywali z rytmu, a od czasu do czasu groźnie kontratakowała. Z dobrej strony pokazywał się Hulk, był niezwykle aktywny, często zagrażał bramce rywali, brakowało mu jednak wsparcia, przede wszystkim Falcao.

Z biegiem czasu mecz wyrównał się jeszcze bardziej, trwała ostra walka w środku pola, a kibice w Dublinie nie mieli zbyt wielu okazji, by podziwiać kunszt czołowych portugalskich drużyn. I gdy wydawało się, że do przerwy utrzyma się bezbramkowy remis, dał o sobie znać Falcao.

W 44. minucie Guarin ograł rywala na prawej stronie, zagrał kapitalnego, bardzo długiego krosa w pole karne, a tam najwyżej wyskoczył Falcao i z kilku metrów precyzyjnym strzałem głową nie dał szans Arturowi. To 17. bramka (18., jeśli liczyć eliminacje) Kolumbijczyka w tej edycji LE.

Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy Braga powinna remisować, ale Mossoro nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Heltonem. Porto wyciągnęło konsekwencje z tej sytuacji i oddelegowało do bronienia wyniku większe siły. Schowany za gardą mistrz Portugalii dawał Bradze bardzo mało szans na wyrównanie, sam raczej nie kwapił się do huraganowych ataków. Cierpiało na tym widowisko, cierpieli kibice.

Pogromcom Lecha Poznań nie można odmówić ambicji, brakowało im jednak argumentów. Braga nie strzelała zbyt często, czego może żałować, bo stojący w bramce Helton grał dość niepewnie. Stałe fragmenty gry, które we wcześniejszych meczach były siłą Bragi, także nie przynosiły spodziewanych efektów. Porto, stosując taktykę Bragi, dowiozło zwycięstwo do końca i drugi raz w historii zatriumfowało w rozgrywkach na zapleczu Ligi Mistrzów.



Portugalczycy uczynili środowy finał europejskiego pucharu swoją wewnętrzną sprawą, co dotąd udawało się wyłącznie kwartetowi potęg - Anglii, Hiszpanii, Niemcom oraz Włochom. A przecież w półfinale Ligi Europejskiej poza Porto i Bragą mieli jeszcze Benficę. Sensacja? Niepowtarzalny splot okoliczności? Raczej ładne podsumowanie wszystkiego, co ten niewielki, 10-milionowy, przygnieciony gospodarczą zapaścią kraik z kąta kontynentu wyprawia w futbolu od początku naszego stulecia.

Podziwiała przez ten czas Portugalia dwóch piłkarzy wybieranych w plebiscycie FIFA na najlepszych na świecie - Luisa Figo oraz Cristiano Ronaldo. Więcej miała ich tylko Brazylia (Ronaldo, Ronaldinho, Kaka), inne państwa musiały zadowolić się jednym (Francuz Zidane, Włoch Cannavaro, Argentyńczyk Messi).

Wyeksportowała też Portugalia najgłośniejsze nazwisko trenerskie - Jose Mourinho, który przez ten czas jako jedyny obok Włocha Ancelottiego dwukrotnie triumfował w Lidze Mistrzów. A teraz bohaterem sezonu został Andre Villas Boas z Porto, zgodnie obwoływany supergwiazdą jutra.

To z Portugalii pochodzi najpotężniejszy transferowy pośrednik - Jorge Mendes w grudniu odebrał nagrodę dla najlepszego na świecie agenta w roku 2010.

Klubowi przedstawiciele iberyjskiego maleństwa trzykrotnie zdobywali w tym stuleciu europejskie trofeum - Porto wygrało Puchar UEFA, Ligę Mistrzów i Ligę Europejską. Więcej pucharów uzbierali tylko Hiszpanie!

Portugalia zorganizowała też - samodzielnie! - mistrzostwa Europy. Jej piłkarze zdobyli na nich srebro, a niedługo potem dobrnęli do półfinału mundialu.

A na eksporcie piłkarzy Portugalia umie wspaniale zarabiać. Zwłaszcza na obrońcach regularnie się obławia, w tuzinie najdroższych w trzecim milenium upchnęła aż sześciu - Carvalho (oddanego kiedyś za 30 mln euro), Pepe (30 mln), Luiza (25 mln), Alvesa (22 mln), Bosingwę (21 mln) i Paulo Ferreirę (20 mln).

Od kilku dekad to w Holandii potoczne przeświadczenie kazało widzieć małą nację, która ma szczególny dryg do futbolu i mimo ograniczonych zasobów - ludzkich oraz finansowych - notorycznie wdziera się między tradycyjne potęgi, do ścisłych czołówek rozmaitych turniejów, rankingów, plebiscytów. Wypada ją wreszcie w kibicowskich głowach zdetronizować. I małą królową piłki ogłosić mniej liczebną od poprzedniczki Portugalię.