09.11.2011, 00:45
Data wydania: 1973 (wyd. polskie 1994)
Tłumaczenie: Paweł Korombel
Słów kilka o treści
Kapitan policji, twardy gliniarz, który wiele przeżył i niejedno widział, ma niedługo przejść na emeryturę. Chciałby jednak zamknąć swoją ostatnią sprawę - sprawę seryjnego mordercy siejącego postrach w Nowym Jorku. Nie jest to proste zadanie - zabójca nie pozostawia na miejscu zbrodni żadnych śladów mogących do niego doprowadzić, brak jakichkolwiek poszlak, a między ofiarami nie ma żadnych powiązań. Morderca tymczasem prowadzi na pozór normalne życie, wciąż zabija i kpi sobie z policji. Czy okaże się wystarczająco przebiegły, by nie dać się złapać? Czy zgubi go pierwszy grzech główny, grzech pychy?
Kto z tego starcia dwóch niezwykle silnych osobowości wyjdzie zwycięsko?
Plusy
Pierwszy Grzech Główny to doskonały thriller psychologiczny. Mamy psychopatycznego mordercę, mamy gliniarza z problemami, mamy napięcie i ciekawą fabułę - czyli wszystko to, co dobry thriller mieć powinien. Na pierwszy plan wybijają się jednak genialnie nakreślone psychiki bohaterów. Autor przeprowadził bardzo dogłębną i szczegółową psychoanalizę nie tylko Edwarda Delaneya, kapitana nowojorskiej policji, czyli "tego dobrego", ale przede wszystkim Daniela Blanka - zabójcy. Czytelnik może wręcz wejść w jego skórę i spojrzeć na świat jego oczyma. A jest to zarazem fascynujące i przerażające doświadczenie. Szczególnie, kiedy się pomyśli, że tacy zwyrodnialcy naprawdę chodzą po tym świecie.
Ta książka to nie kryminał a thriller, więc nic dziwnego w tym, że od samego początku wiemy, kto jest mordercą - znamy go doskonale, a właściwie poznajemy cały czas podczas lektury. Nie jest to wada, to zaleta, bo możemy obserwować każdy jego krok, a z drugiej strony - działania ścigającego go policjanta. Z napięciem i niepokojem oczekujemy wydawałoby się nieuchronnego spotkania dwóch głównych bohaterów i w napięciu trzyma nas autor do samego końca.
Dodatkową zaletą książki jest możliwość przyjrzenia się "od wewnątrz" pracy amerykańskiej policji, w tym przypadku nowojorskiej. I wierzcie mi, to o wiele bardziej skomplikowana sprawa, głównie ze strony logistycznej, niż pokazują amerykańskie filmy i seriale.
Minusy
Zdecydowanie nie jest to książka dla dzieci; przestrzegam też co wrażliwszych czytelników, że dużo tu brutalnych opisów przemocy i wyuzdanego seksu.
Cytat z książki
Bernard Gilbert ujrzał, że mężczyzna mu się przypatruje. Ale się uśmiechał. Gilbert odpowiedział uśmiechem. Najwyraźniej mężczyzna mieszkał w sąsiedztwie i chciał zademonstrować przyjazne nastawienie. Gilbert zdecydował się powiedzieć: "Dobry wieczór".
Dzieliły ich dwa kroki. Powiedział: "Dobry..." - kiedy prawa ręka mężczyzny błyskawicznie wsunęła się pod rozpiętą połę płaszcza i wyłoniła z czymś, co miało trzonek, było ostro zakończone, błyszczało nawet w słabym świetle latarni.
Bernard Gilbert nigdy nie powiedział "wieczór". Jeszcze zdążył zatrzymać się, odchylić w tył. Ale to coś było w powietrzu. Spadało w dół. Próbował zasłonić się ręką, obronić, ale było zbyt ciężkie. Widział twarz mężczyzny, przystojną, czułą, i nie było w niej nienawiści ani szaleństwa, tylko jakiś ogromny zapał. Coś uderzyło Bernarda Gilberta wysoko w czoło, obaliło go na ziemię. Był świadom, że pada, czuł uderzenie pleców o krawężnik, dziwił się, co się stało z jego niedawno znalezioną radością, i usłyszał jak Bóg powiada: "Dobra, Bernie, starczy już tego. Starczy".