Odjechani.com.pl

Pełna wersja: Moje opowiadanie M/M +18
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.


To jest pierwszy rozdział opowiadania, które jest w całości umieszczone na Moja strona internetowa. Zapraszam was bardzo serdecznie, bo bardzo zależy mi na opiniach. Moje prace mają cel i mają przeznaczenie. Chcę aby były doskonałe. Pracuję nad nimi, ale nadal potrzebuję rad i wsparcie.
To opowiadanie nie jest betowane, przepraszam więc za ewentualne błędy inter.







1



– BJ?
– No?
– Powiesz mi coś?
– Co?
– Ale musisz mi tak na serio odpowiedzieć…– głos Tonego lekko zadrżał ale odchrząknął dość gwałtownie i pokrył to kaszlnięciem. Jego przyjaciel rzucił mu trochę zirytowane spojrzenie.
– Gadaj po prostu Tony.
Mężczyzna zawahał się i wymusił uśmiech lekko potrząsając głową.
– Niee, to już nie takie istotne.
BJ westchnął w duchu. On na serio nie miał na to dziś siły. A Tony zachowywał się jeszcze dziwniej niż zazwyczaj. Normalnie mu to nie przeszkadzało, ale dziś był po prostu wykończony i nie miał sił na jego podchody.
– Tony jak zacząłeś to gadaj, a nie…
– Nie, no spoko… to nic takiego. – Serce chciało niemal wyskoczyć mu z piersi. Kurczę nie mógł tego zrobić. Jeszcze nie dziś… może jutro. Trochę później. Tyle czasu BJ nie wiedział i wszystko grało. Nie musi nagle się dowiedzieć… – Jak tam dzień w pracy? – Zmienił temat pospiesznie.
– Kurewski. Jak dopadnę tego Bennetta następnym razem to mu chyba dokopię. Cały towar był źle przyjęty. – BJ zerwał się z kanapy, na której siedzieli i pomaszerował do lodówki. Jego ramiona napięte i sztywne. Bennett – to by wiele wyjaśniało. Facet miał normalnie życzenie śmierci, jeśli chodziło o pogrywanie z BJ’em. – Wyobraź sobie, że ten idiota nie pomylił się ani razu na korzyść. Jak Boga kocham. Cały tir towaru i on nawet jednej palety nie umieścił na właściwym miejscu. – BJ zirytowany siadł i podał butelkę piwa swojemu przyjacielowi. Mocno i długo pijąc z własnej. – Phi, nawet jednego kartonu, a co tu mówić o całej palecie.
– Kurczę facet ma talent. Jak go jeszcze nie wywalili to dla mnie zagadka. – Tony parsknął ironicznie.
– Mnie to mówisz? Jeszcze palantowi płacą tyle samo, co mnie. – Z irytacją BJ przeczesał dłonią i tak pokosmane czarne włosy. Zawsze wyglądały jakby nie do końca było wiadomo, w którą stronę mają zamiar tego dnia się układać. Tony uwielbiał je. Jak i wszystko, co dotyczyło jego przyjaciela.
– Czemu nie zgłosisz tego? Za każdym razem to ty dostajesz po tyłku, jeśli coś jest nie tak w magazynie.
– Nie zgłoszę tego, bo za każdym razem ja mam przejebane. – Mężczyzna westchnął zmęczony i opadł na oparcie kanapy. Miał wszystkiego serdecznie dość.
Tony zwalczył chwilową niepoczytalną potrzebę pogłaskanie wykończonego mężczyzny i zdusił brutalnie wszelkie emocje jak zwykle zakradające się do jego serca. BJ by ich z pewnością nie docenił.
– Pogadaj, więc z debilem.
– Ha! Żeby to coś dało to bym może i pogadał.– BJ spojrzał na niego z sarkastycznym uśmieszkiem na swoich wąskich ustach. A Tony z wysiłkiem oderwał od nich spojrzenie. Życie było mu jeszcze miłe. – Jak sam słusznie zauważyłeś ON jest debilem. Choćbym nie wiem jak mu tłumaczył i jak wyjaśniał, to on nic nie pojmuje.
– A może on w kulki z tobą leci? – Tony zapytał z zamyśleniem. Przyjaciel rzucił mu nic niepojmujące spojrzenie. – No wiesz.... Po co ma się wysilać skoro ty za każdym razem lecisz i naprawiasz jego błędy? Większość pracy wykonujesz za niego, bo to prościej niż sprzątać bajzel po nim.
BJ parsknął nie wesołym śmiechem. Jego mądraliński przyjaciel jak zwykle się nie mylił.
– To by się zgadzało. Co tylko wkurza mnie, jeszcze bardziej. – Z wiązanką przekleństw pomaszerował po kolejne piwo. – Chcesz jedno?
Tony obrzucił swoją praktycznie nienapoczętą butelkę i lekko zarumieniony potrząsnął głową, że nie. Ta jedna z pewnością sprawiłaby, że zaszumiałoby mu w głowie. A to nigdy nie był dobry pomysł w towarzystwie BJ. Na rauszu z miejsca robił się Touchy–Feely . Cudem BJ do tej pory podciągał to pod jego ‘niezdolność do picia’.
– Nie, dzięki. Nie mam dziś jakoś ochoty. Ty się nie krępuj, jednak. Dziś piątek.
– A żebyś wiedział, że się nie będę krępował. – BJ uśmiechnął się od ucha do ucha po raz pierwszy tego dnia. Uważniej też spojrzał na swojego dość mizernie wyglądającego przyjaciela.
Normalnie to on wyglądał jakby Gwiazdka była cały rok. Przynajmniej przy nim. Dziś jednak głęboka zmarszczka przecinała jego blade i gładkie czoło. I BJ czuł, że powinien zapytać, co go ugryzło w tyłek? Nie był jednak pewien czy miał dziś dość cierpliwości, aby się użerać z jego dylematami. Normalnie nie był takim zimnym gnojkiem, dziś jednak miał naprawdę kijowy dzień. Może dylemat Tonego może poczekać do jutra?
– Moim zdaniem masz dwie opcje…
– Taak? – zapytał BJ, ze skrzywioną miną, na dźwięk własnego oschłego głosu.
– Musisz przenieść się na inną zmianę pod jakimś osobistym pretekstem, bo jego raczej nie dasz rady wykopać. Nie bez zawiłych tłumaczeń, o co chodzi w każdym bądź razie… – stwierdził Tony, pomijając milczeniem Bitchy humor przyjaciela. Sugerowanie mu pracy na popołudniową zmianę było ciężkie samo w sobie. Nie widywaliby się już prawie wcale. – Albo wziąć twój długo odkładany urlop i pozwolić, aby twój kolega namieszał tak skutecznie, że go wywalą.
– Ha ha, bardzo śmieszne. – BJ oburzył się siadając nagle wyprostowany. –Jak to sobie wyobrażasz? Nienawidzę pracować na popołudnia. Cały dzień jest wtedy do *****. Na nic nie mam czasu. Jeszcze z tobą na uczelni cały dzień, chyba bym tu zapieprzał po ścianach.
– To zrób sobie urlop. – Tony zwalczył uśmiech radości starający mu się wyrwać na wolność. Nie napalaj się idioto!
– Potrzebowałbym z dwa tygodnie, żeby mógł namieszać tak nieodwracalnie żeby go wywalili. – Mężczyzna zastanowił się nad całym pomysłem. – A i to nie wiadomo czy by zadziałało. Gdyby nie miał kozła ofiarnego to pewnie by się pilnował. Jest duże prawdopodobieństwo, że daliby mu jakiegoś zastępcę do pomocy.
Tony musiał zgodzić się, że faktycznie szanse byłby marne. Tak też właśnie jego nadzieja na spędzenie, choć części zbliżających się wakacji z BJ’em, przepełzła mu pod nosem. Musiał stąd wyjść zanim zacznie wylewać zestresowanemu przyjacielowi swoje żale i zrobi z siebie jeszcze większego idiotę niż zazwyczaj.
– To masz już tylko jedną opcję. Dokop szczurkowi i już. – Wstał z płaskim uśmiechem i przeciągnął się. Jezu… przy jego szczupłej, lecz długiej sylwetce, siedzenie poskładanym na kanapie zawsze groziło utratą czucia w tej czy innej części ciała. BJ wydał jakiś nieartykułowany dźwięk i spojrzał na niego z dezaprobatą.
– Ty chłopie odżywiasz się czymśkolwiek innym niż tym, co serwują w waszej uczelnianej bibliotece? – Kiedy za szczupły przyjaciel wzruszył obojętnie ramionami BJ miał ochotę go zdzielić. – Coś więcej niż kurz i wiedzę. Jesz jakieś prawdziwe jedzenie?
– Jestem biednym studentem. Oczywiście, że nie jem. – Tony zlekceważył ostrzegawcze spojrzenie przyjaciela i uśmiechnął się sztucznie.
Nie miał ochoty rozmawiać o tym jak stres i nerwy zżerają mu żołądek. Nieprzespane noce i długie godziny nauki, aby przygotować się do ostatnich testów i egzaminów w tym roku. I BJ nieopuszczający jego myśli dzień i noc, bez względu na to gdzie by był i co by robił. Wystarczyło, że przymknął powieki i niższy, ale muskularniejszy mężczyzna stawał mu przed oczyma, wywołując najdziwniejsze uczucia i sensacje w całym ciele.
Tłumiąc jęk frustracji zastanawiał się gorączkowo nad sposobem, aby się wymknąć. To był między innymi jeden z powodów, dla których chciał i musiał powiedzieć BJ’owi prawdę o sobie. Nie miał sił siedzieć z nim, spędzać czas i nie powiedzieć mu prawdy. Zabijało go to dzień po dniu. Coraz bardziej i bardziej. Jego uczucia dla drugiego mężczyzny zaczynały powoli budować między nimi przepaść. Czy wiedział o tym BJ czy nie. Myśl o utracie jego przyjaźni zaczynała być coraz mniej i mniej straszna, skoro i tak ich przyjaźń zaczynała się rozpadać…
– Dobra Tony wyduś to z siebie…
– Co?– Niemal potknął się przerażony. Z szeroko rozwartymi oczyma spojrzał na BJ’a.
– Nie wiem, co! Masz mi powiedzieć, bo przecież widzę, że wyglądasz jakby ci coś w tyłek wpełzło i zdechło.
Tony czuł jak rumieniec zalewa jego policzki. Myślenie o ‘tyłku’ w obecności BJ nigdy nie było dobrym pomysłem. Wyprostował się i uczynił jeszcze jedną nikłą próbę zbagatelizowania problemu.
– Może jednak potrzeba mi tego piwa…– wrócił na kanapę i najbardziej nonszalancko jak tylko się dało sięgnął po butelkę. Wypijając niemal pół na raz. BJ uniósł brwi z niedowierzaniem, na serio zaczynając się martwić o niego. Od czasu, kiedy w High School uratował jego kościsty tyłek przez skopaniem przez jakiś osiłków. Tony mówił mu absolutnie wszystko. Nie rzadko więcej niż BJ chciał usłyszeć. Nigdy nie miał żadnych tajemnic przed nim. Chyba nie wpakował się w jakieś tarapaty? Ruszył po kolejną kolejkę piw. Decydując, że alkohol rozluźni jego milczącego przyjaciela. A i pewnie on nie da rady wysłuchać tego na trzeźwo.
Przez chwilę powałęsał się po kuchni. Pozwalając, aby Tony zrelaksował się i odprężył. Wrzucił paczkę chipsów do salaterki, chwycił garść krakersów i uznał, że to na tyle, jeśli chodzi o jego zdolności kulinarne. Po za tym był mistrzem odgrzewania gotowych dań.
– Masz coś na przekąskę, bo picie na pusty żołądek załatwi nas w ułamku sekundy.– Postawił wszystko na małym stoliku służącym mu, jako składowisko wszystkiego, co jest ‘absolutnie’ nie zbędne do siedzenia i spędzania ‘nudnego’ popołudnia w domu. Czyli pilot i browarek. Mebel ni to ładny był ni to szczerze mówiąc funkcjonalny. BJ jednak był niejako do niego przywiązany. Tony go nie znosił, bo ponoć kłócił się on z jego dobrym smakiem. Zwłaszcza, że znajdował się przy boku kanapy i ten, który usiadł dalej nie miał do niego łatwego dostępu. Gimnastykując się, aby do niego sięgnąć. A najczęściej to Tony musiał to robić. Z jego kilometrowym zasięgiem ramion nie powinno być problemu, nieraz BJ dokuczał mu. Teraz jednak jego mina nie zachęcała do żartów i nawet nie wykonał ruchu, aby zając wygodniejsze miejsce. Tłumiąc jęk frustracji BJ klapnął na kanapie przy koledze, wziął krakersa i niemal wcisnął w jego usta. Tony odskoczył jak oparzony. Ocierając usta i nerwowo uciekając spojrzeniem.
– Dobra, gadaj do cholery, bo mnie wkurzasz już nie na żarty. – Co w jego przekładzie znaczyło, że się martwił jak cholera.
Tony spojrzał na niego spod rzęs i potrząsnął głową.
Chciał, jak on kurczę bardzo chciał…, ale nie mógł zmusić ust do wytworzenia potrzebnego dźwięku. Krtań miał tak zaciśniętą, że z bólem przełykał. Z desperacją sięgnął po resztę piwa. Nie mądrze było pić, ale wiedział, że nie da inaczej rady wykrztusić ani słowa. BJ obserwował go jakby oczekiwał, że ten nagle zrobi coś głupiego… i wcale nie był daleki od prawdy.
Tony usiadł z powrotem i spojrzał w piwne oczy swojego przyjaciela. Otwarł usta i… i nic. Spróbował jeszcze raz, … ale nie był w stanie wydusić ani słowa z siebie. BJ uśmiechnął się krzywo.
– Co? No dalej. Przecież to nie może być nic tak strasznego… – zażartował, aby ulżyć i rozluźnić atmosferę. – Na to jesteś zbyt porządny i świętoszkowaty. Co mogłeś zrobić? Stuknąć jakąś panienkę i zafundować jej ciążę?
Tony obrzucił go urażonym spojrzeniem i to z miną jakby miał ochotę mu przyłożyć, co jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Serce BJ lekko przyspieszyło. Nie dobrze. – Dobra gdzie jest ciało i kiedy chcesz je zakopać?
– Bożę BJ! Czy ty nigdy nie możesz być poważny? – Tony znów zerwał się z kanapy. Nerwowo krążąc po pokoju. Nie, nie da rady tego zrobić…Jest pieprzonym tchórzem.
– Może bym i był poważny gdybyś mi, choć mgliste pojęcie dał, o czym my właściwie rozmawiamy. – Nerwowe zachowanie Tonego zaczynało oddziaływać i na niego. – Napij się i spróbuj uspokoić. Jutro nie musisz być na uczelni. Nie musisz się nigdzie spieszyć. Siadaj! – Warknął w końcu, kiedy Tony stał tylko z nieobecnym wyrazem twarzy, potrząsając lekko głową jakby sprzeczał się z sobą mentalnie. Mężczyzna drgnął, zarumienił się i siadł ostrożnie, tak daleko jak tylko kanapa na to pozwalała.
– Dobra. Pij! – Zakomenderował stanowczo BJ. Był dwa lata starszy i nieraz lubił podkreślać to swoim autorytatywnym zachowaniem. Kiedy Tony wypił lekko krztusząc się połowę kolejnej butelki piwa. BJ oparł się, założył ręce na piersi i spojrzał wyczekująco.
– O co chodzi?
– O… o mnie… – wymamrotał w końcu Tony nie patrząc na siedzącego przy nim BJ’a.
– Ooookej… i co w związku z tobą? – zawahał się chwilę, marszcząc brwi z powagą. – Nie jesteś chyba ***** chory czy jakieś podobne świństwo…?
– Nie! – Tony parsknął ironicznie. Zaskoczony tokiem rozumowania i troską w głosie przyjaciela. O ile to by było łatwiejsze gdyby był po prostu chory. Westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach łokcie opierając o swoje kościste kolana. Nie miał sił patrzeć na niego. – … jesteśmy takimi na serio dobrymi przyjaciółmi, prawda?
– Eeee… nooo…– odparł BJ ostrożnie. Nie bardzo wiedząc, do czego ma się to pytanie odnosić…
– Wiesz takimi, co mogą sobie powiedzieć wszystko…
– Noo…
– Prawdziwa przyjaźń polega na akceptacji drugiej osoby takiej, jaka jest…
– Dobra kumam, co chcesz powiedzieć. Jesteśmy na serio dobrymi, ‘prawdziwymi’ przyjaciółmi. O co z tymi wszystkimi pytaniami chodzi? – BJ czuł, że i ciśnienie i strach ściskają jego wnętrzności. Tony miał zamiar spuścić mu na kolana jakąś bombę i nie był pewien czy chciał wiedzieć, o co chodziło.
Tony spojrzał na niego lekko błyszczącymi szarymi oczyma. BJ mógł przysiąc, że wyglądał jakby miał zamiar się rozpłakać. Miał jak jasna cholera nadzieję, że nie. Nie miał pojęcia, co w takiej sytuacji zrobić. Zawsze pogodny i wyluzowany Tony był łatwy w obsłudze. Ten zestresowany, jakby wystraszony… już nie za bardzo…
– Co jeśli nie wszystko jest zawsze takie jak nam się wydaje? Co jeśli okazuje się, że ktoś… nie wiem? Nie ujawnia wszystkich swoich tajemnic? Czy ‘prawdziwa’ przyjaźń ma miejsce dla wyrozumiałości? – spytał tak cicho, że BJ niemal musiał pochylić się w jego stronę, aby go w ogóle usłyszeć.
– Najprościej będzie, jeśli powiesz po prostu, o co ci chodzi i wtedy zadecydujemy, co dalej…– BJ wybrał najbardziej neutralną odpowiedź, jaką udało mu się wymyślić, albo przynajmniej tak mu się wydawało.
Tony jednak wyskoczył jak na sprężynie i ruszył do drzwi niemal uciekając.
– Sorry, nie mogę, po prostu nie mogę – wyjąkał nie obracając się. – Jak powiem to już będzie za późno na cokolwiek. Żeby wszystko naprawić…
Wybiegł z mieszkania BJ’a z hukiem, pozostawiając stojącego mężczyznę na środku saloniku z szczęką na wysokości kolan.

***

Anthony, który niemal nigdy nie klął, nie unosił się złością i przede wszystkim nigdy nie był niekulturalny, miał ochotę wrzeszczeć i bluzgać. Przyłożyć komuś. Obwinić za wszystko, co mu się przytrafiło. Nie chciał być taki… Tchórz. Gej… Idiota…
Jak miał sprostać temu, co przytrafiało mu się nie z jego woli czy chęci? To było takie dziwne. Już od początku. Nawet nie pamięta, kiedy sobie uświadomił, że jest… inny. Że chodził na podwójne randki z BJ’em, bo chciał go pilnować, obserwować, a nie bo miał ochotę ‘wyhaczyć jakąś laskę’. Trudne to było dla niego i nie do pojęcia. Zwłaszcza, że nie miał ochoty ‘taki’ być. Zazdrosny, kiedy jakaś dziewczyna dotykała go lub trzymała za rękę. Nienawidził siebie za to, że to on chciałby być na jej miejscu. BJ zawsze był jego przyjacielem. Zabawnym, ciężko pracującym. Niemogącym pójść na studia, bo jego sytuacja finansowa mu na to nie pozwalała. Rozgoryczonym z tego powodu. Jego matka oczekiwała od niego, że będzie łożył na rodzinę, a nie ulegał jakimś fanaberią. Ich ojciec odszedł od nich i pozostawił samych sobie. Obowiązki i odpowiedzialność spadła, więc na BJ’a jako najstarszego z trójki rodzeństwa. Podjął się, więc pracy i ‘łożył’. Nie chciał jednak zrezygnować z niezależności i wynajął małe mieszkanko, nie ulegając presji swojej matki, aby nie marnował ‘pieniędzy’, które z całą pewnością na coś im się przydają.
Tony odwrócił się na brzuch i zacisnął powieki niemal do bólu. Maleńkie plamki pływające mu pod powiekami rozmazały łzy. Jego krtań znów znajdowała się z żelaznym uścisku, a serce biło z trudem.
Nie chciał i nie mógł stracić go. Nie mógł i nie chciał go oszukiwać… to by nie było fair w stosunku do żadnego z nich. To by było kłamstwo. Dość, że musiał ukrywać przed BJ’em te myśli… te fantazje, które od lat wypełniały jego głowę. Które spalały jego nieposłuszne, niereformowalne ciało. Oczywiście, kiedy sobie wreszcie z bólem uświadomił, że jest gejem, szukał odpowiedzi na pytania, których nawet jeszcze wtedy nie znał. Internet to cudowny wynalazek i po przekopaniu się przez tonę chłamu znalazł, co szukał. Ulżyło mu, bo nie tylko on był ‘taki’. Załamało, że ludzie w dwudziestym pierwszym wieku nadal z tego powodu ginęli. Może właściwie ginęli z powodu głupoty i ciemnoty, na którą się ludzie, społeczeństwa całe – dobrowolnie godzili. Sytuacja polepszała się, ale jeszcze chwila do czasu, kiedy geje mieliby godne warunki do życia była…mgliście odległa. Niemal nie realna do dojrzenia i do uwierzenia.
Jego serce rozdarte i obolałe, truchlało ze strachu na myśl o reakcji jego rodziny i przyjaciół. Nie mógł i nie chciał żyć, kłamiąc i oszukując. Zasługiwał na normalne życie. Na szczęście i nie miał zamiaru dobrowolnie dać się tego pozbawić.
Obawa jednak przed odrzuceniem, zwłaszcza BJ’a czyniła go niemal bezsilnym i bezwładnym. Teraz też właśnie leżał niemal szlochając w poduszkę, przeklinając swoje życie, los, tchórzostwo i to, że zrobił z siebie idiotę. Dzisiejsze przedstawienie w mieszkaniu BJ’a uświadomiło mu dobitnie, że nie był w stanie powiedzieć mu tego prosto w twarz. Pogardzał sobą za rozpatrywanie innego wyjścia. Co o nim to świadczyło? Jakim był przyjacielem? Nie tylko ukrywał przed osobą, która mu ufała coś tak istotnego… on pożądał go, w myślach robił… wszystko. BJ by go zabił gdyby wiedział. Co prawda nie musiał o tym wiedzieć… ani o jego uczuciach, prawda? To był jego problem. Potrzebował po prostu czasu, aby jego głupie serce pojęło, że nie ma szans na odwzajemnienie uczuć ze strony BJ’a.
Jego głowa pulsowała bólem niemal nie do zniesienia. Zbierało mu się na wymioty i dwa piwa, które wypił wcześniej podchodziły mu do gardła. Nie miał na nic sił. A płakać nie chciał. Nie mógł. Nie powinien. To by zdegradowało go całkowicie we własnych oczach.
Jak sekwencja obrazów, przed oczyma przemknęła mu każda chwila, którą z nim spędził. Jak zasypiał na jego ramieniu lub udzie, podczas filmów, które go nudziły niemożliwe a które oglądał dla niego. Jak nieraz udawał, aby móc przytulić się do niego.
Raz pocałował chłopaka. Potrzebował … chyba upewnić się, że to nie tylko o BJ’a chodziło. Że odczuwał pociąg do mężczyzn w ogóle. Właściwe chciał to sobie udowodnić na siłę. Po prostu myśl, że zakochał się w swoim jedynym, najlepszym przyjacielu…, którego nie mógł nigdy mieć. Wyrywała mu serce. Chciał łudzić się nadzieją, że kiedyś to minie… odejdzie. Że będzie miał szansę na prawdziwy związek. Potrzebował tej wiary. Inaczej chyba by się załamał.
Pocałunek był z jednej strony wspaniały i przyniósł mu ulgę, z drugiej jednak był katastrofą. Był gejem bez dwóch zdań i to było na swój sposób pocieszające…, ale uświadomił sobie, że pragnął tylko jego. Nic nie wskazywało na to, że to się zmieni… zbyt szybko.
Lata minęły i frustracja, strach, poczucie godności walczyło w nim o lepsze miejsce. Nie mógł już tego dłużej znieść. BJ musiał wiedzieć, przynajmniej połowę prawdy. Życie bez niego najprawdopodobniej będzie go zabijać na raty. Z tym, że teraz też nie ‘żył’ z nim… BJ nie ‘istniał’ w jego życiu tak naprawdę. Dzieliła ich ściana kłamstw. A to było niedopuszczalne.
Bez zastanowienia nad tym, co robi, Tony poderwał się z łóżka i chwycił swój telefon. Trzydzieści sekund później, dłońmi drżącymi niekontrolowanie nacisnął przycisk ‘Wyślij’.
Nie wiedział, że łzy spływały mu po twarzy opadając na podłogę między jego bosymi stopami. Nie wiedział dopóki jedna nie rozbiła się z pluskiem o ekranik telefonu, na którym widniała uśmiechnięta twarz jego ‘jedynego’ przyjaciela…
<p>Czy jest ciąg dalszy ...... Chciałbym poznać ich losy</p>