Witaj szanowny Gościu na forum Odjechani.com.pl. Serdecznie zachęcamy do rejestracji. Tylko u nas tak przyjazna atmosfera. Kliknij tutaj, aby się zarejestrować i dołączyć do grona Odjechanych!

Strona odjechani.com.pl może przechowywać Twoje dane osobowe, które w niej zamieścisz po zarejestrowaniu konta. Odjechani.com.pl wykorzystuje również pliki cookies (ciasteczka), odwiedzając ją wyrażasz zgodę na ich wykorzystanie oraz rejestrując konto wyrażasz zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych w ramach funkcjonowania serwisu. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności. Pozdrawiamy!


Dick Hoyt - najlepszy, żelazny ojciec na świecie.
#1
Dick Hoyt urodził się w roku 1940, w Holland (stan Massachusetts, USA). W roku 1962 przyszedł na świat jego syn Rick Hoyt. Radość z narodzin pierworodnego potomka nie była jednak taka, jakiej oczekiwali rodzice. Podczas porodu pępowina okręciła się wokół szyi noworodka, wskutek czego doszło do niedotlenienia mózgu i w efekcie do porażenia mózgowego. Kiedy Rick skończył 9 miesięcy, diagnozy lekarzy brzmiały jak wyrok: „Dziecko będzie warzywem do końca życia". Specjaliści doradzali jego rodzicom umieszczenie syna w domu opieki, gdyż nigdy nie będzie zdolny do normalnego funkcjonowania, a oni nie będą w stanie zapewnić mu należytej opieki.
Judy i Dick Hoyt nie przyjęli wyroku do wiadomości i postanowili wychowywać syna jakby był "normalnym" dzieckiem. Lekarze utrzymywali, iż Rick nie ma i nigdy nie będzie miał jakiegokolwiek kontaktu z otaczającym go światem, ale jego rodzice byli innego zdania. Syn śledził wzrokiem poruszających się rodziców i to było dla nich jedynym, wystarczającym komunikatem, że kiedyś może uda się nawiązać z nim kontakt.
Kiedy Rick miał 5lat przyszli na świat jego dwaj, zupełnie zdrowi bracia. Rodzice, pomimo trudności, nadal walczyli o możliwie normalne życie dla Ricka.

Kiedy miał 11 lat, rodzice zabrali syna na Uniwersytet Tufts w Bostonie, szukając u naukowców pomocy w nawiązaniu Rickowi komunikacji z otoczeniem. Po wstępnych badaniach naukowcy rozłożyli ręce twierdząc, że to niemożliwe. „Nie ma szans,w jego mózgu nic się nie dzieje”. Dick, zaproponował wtedy, żeby jeden z profesorów opowiedział chłopakowi jakiś dowcip. Profesor zrobił to i chłopak się roześmiał. Zrozumiał!
Wkrótce, Rick miał już swój komputerowy komunikator który miał mu pomóc w nawiązaniu kontaktu z otoczeniem, a w niedługim czasie przy jego pomocy wypowiedział swoje pierwsze słowa. Jakie? Nie było to zwykłe "mama" czy "tata". Jak na niezwykłego chłopca przystało jego pierwsze słowa brzmiały: „naprzód Bruins!” (miejscowa drużyna hokejowa). Rick, "skazany" kiedyś przez medyków na bycie "warzywem" zaczął uczęszczać do szkoły. Normalnej, publicznej szkoły!

Po roku uczęszczania do szkoły, szkolny kolega Ricka uległ wypadkowi i szkoła zorganizowała bieg charytatywny na pomoc poszkodowanemu uczniowi. Rick bardzo chciał wziąć udział w biegu i ojciec pobiegł z nim pchając wózek na dystansie 5km. To był pierwszy bieg Team'u Hoyt, jak ich wkrótce zaczęto nazywać. Po biegu, Dick usłyszał od syna „tato, gdy biegłeś czułem, że nie jestem sparaliżowany”.

Obsesja - słowo które rzadko ma pozytywne znacznie, ale tym właśnie stało się bieganie z synem dla Dick'a. Żeby poprawić swoją kondycję i być w stanie pchać wózek z synem na wyścigach, Dick trenował codziennie, nawet kiedy jego syn był w szkole, biegając z workiem cementu w wózku.

Ojciec z synem brali udział w kolejnych imprezach i uzyskiwali coraz lepsze wyniki. W 1981 roku po raz pierwszy wystartowali na trasie maratonu w Bostonie. Ukończyli bieg w pierwszej „ćwiartce” zawodników.
[Obrazek: team_hoyt111-1401518140.png]
Skoro dali radę przebiec maraton, to dlaczego nie triathlon? Był "mały" problem, bo żaden z nich nie potrafił pływać. Dick nauczył się pływać i zbudował rower przystosowany do wożenia Ricka przed kierownicą, twarzą do kierunku jazdy, tak aby Rick wszystko dobrze widział. Dzień Ojca w 1985r. to dzień ich startu w pierwszym triathlonie.

21 kwietnia 2014 r., Zespół Hoyt: Dick(74 lata) i Rick(52 lata), ukończył swój 32 bieg w bostońskim maratonie. Na swoim koncie mają ogromną ilość osiągnięć przedstawioną poniżej na screenie z Wikipedii.
[Obrazek: Bez_tytu_u-1401517455.jpg]

Miłość, oddanie, poświęcenie, przyjaźń, upór, siła... Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać.
[Obrazek: hoyt-1401518514.jpg][Obrazek: hoyt1-1401518514.jpg]

Co jest w stanie zrobić kochający rodzic dla swojego dziecka? Wszystko!
[Obrazek: hoyt2-1401518514.jpg]
[Obrazek: Y3AbJ8Z.jpg]
  Odpowiedz
#2
To jest dowód na to, że zawsze jest nadzieja. Wiem, że życie jest cholernie trudne, że potrafi kopnąć człowieka w ryj tak mocno, że tylko najsilniejszy będzie potrafił się podnieść, ale ta historia udowadnia, że bez względu na wszystko, nie należy skreślać zwycięstwa. Czasem największy koszmar potrafi się przeobrazić w niepojęte piękno. Wielu coś kiedyś coś straci, wielu będzie musiał zmagać się z dylematem, czy walczyć, czy się poddać, wielu pójdzie na łatwiznę, ale tylko Ci którzy podejmą walkę, będą wiedzieli, że było warto bez względu na efekt. Oczywiście nie zawsze wszystko kończy się dobrze, czasem wręcz należy się poddać, gdy walka przynosi więcej cierpienia dla naszych bliskich, ale w tym przypadku widać, że płomień nadziei może czasem przeobrazić się w wielkie ognisko i dlatego warto próbować.

Bardzo ciekawa historia i choć ją znam, to i tak zawsze wywołuje pozytywne emocje.
  Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości