Prawdziwa historia Jacka Bąka. Piłkarze nie piją? Nie wierzcie w to!
Kiedy zaczęło świtać, Jocelyn Blanchard przebudził się na chwilę. Spojrzał na zegarek, było po szóstej. Wstał na moment i wyjrzał przez okno. W oddali zobaczył czarnoskórego chłopaka, który zbliżał się do hotelu.
Kto o tej porze może tu iść? - zaczął się zastanawiać. Poczekał kilka sekund. Wpatrywał się w tę postać, wpatrywał, aż na moment znieruchomiał. To był El Hadji Diouf. Kolega z drużyny. Blanchard zbiegł na dół. Nie miał nastroju do witania kumpla chlebem i solą. - Co ty odp...? Wieczorem gramy mecz! Gdzie byłeś?!
Diouf nie wykazywał ochoty na pogaduszki. Jedyne, o czym marzył, to łóżko. - Idę spać. Na śniadaniu i obiedzie mnie nie ma, proszę kryj mnie. Dobra, zaj... sprawę. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Muszę się tylko wyspać - wytłumaczył swój plan. - Aha, i skombinuj od lekarza jakiś proszek od bólu głowy - poprosił Jocelyna.
Kilkanaście godzin później El Hadji Diouf był bohaterem całego Lens. Strzelił dwa gole, drużyna wygrała. Przyznał się później, że wtedy wymknął się z hotelu i pojechał pociągiem do Paryża. Znajomy robił imprezę. Nie mógł odmówić.
Piłkarze nie piją? Nie wierzcie w to! Polski czy zagraniczny, młody czy stary, dobry czy słaby. Piją wszyscy. Oczywiście są też wyjątki. Ja do nich należałem. Alkohol mi nie służył. Poimprezowałem i następnego dnia na treningu przypominałem zwłoki. Po co się tak męczyć? - zapytałem siebie któregoś dnia. To mija się z celem. Nie po to harowałem przez miesiąc na obozie, żeby stracić, co wypracowałem. Popiję dwa dni, organizm będzie osłabiony i może puścić jakiś mięsień. Wypisałem się z picia w trakcie sezonu.
Koledzy byli odmiennego zdania. W reprezentacji mieszkałem w pokoju z jednym takim, który przed snem lubił walnąć pięćdziesiątkę wódki. Obojętnie, czy następnego dnia był mecz, czy mieliśmy grać za pięć dni. Musiał się napić. Lepiej się z tym czuł. I co, miałem mu ten kieliszek wyrywać od ust? Nie! Chlapnął sobie gorzałkę i stawał się spokojniejszy.
Tak jak alkohol jest nieodłącznym towarzyszem piłkarzy, tak wokół nich kręcą się też dziewczyny. Wierzcie mi, niektóre gotowe na wszystko. Podobno dzień przed meczem z Portugalią w Chorzowie, naszym najlepszym za kadencji Leo Beenhakkera, w hotelu gości zjawiło się kilkanaście zjawiskowych polskich dziewczyn. Mało kto by im się oparł, nie oparli się i Portugalczycy. Słyszałem, że figlowali z nimi całą noc. Czy to miało wpływ na wynik? Szczerze, ***** mnie to obchodzi. Skoro Cristiano Ronaldo z kolegami nie potrafili powstrzymać swoich żądz, to następnego dnia zostali przez nas nakryci czapką.
Słyszałem kiedyś opowieść o jednym z reprezentantów z lat 90., dziś szanowanej postaci w naszej piłce, zajmującej w niej ważne stanowisko. Otóż ten pan... zsikał się na dziewczynę, którą zamówił na noc do pokoju. Jego kolega nie mógł się nadziwić. Choć od tamtej historii minęło już ładnych kilka lat, nadal nie potrafi ukryć zniesmaczenia. „Rozumiesz to?! Budzę się, a ten sika na towara. Pytam się go później zszokowany, dlaczego to zrobił? Tłumaczył, że taki miał fetysz".
Kiedyś modne były w Polsce chrzty dla nowych zawodników w drużynie. Sam kilka takich przeszedłem. Najlepiej zapamiętałem ten z reprezentacji olimpijskiej prowadzonej przez Janusza Wójcika. Koledzy zakręcili mną wtedy jak stuletnim słoikiem, zwanym wekiem. Najpierw kazali mi zatańczyć ze szczotką. Włączyli magnetofon. O, ciekawie. Rock n'roll. Tańczyłem kilka minut z tą szczotką, przekładając ją z ręki do ręki.
Potem stanąłem przed radą drużyny. Siedzieli w niej Darek Adamczuk, Tomek Wałdoch, kto jeszcze, nie pamiętam.
- Ile waży trener Wójcik? Możesz pomylić się o pięć kilogramów.
- Na moje oko będzie z 8 blaszek.
Chwila napięcia. „Zaliczone" - orzekli koledzy. Uff! Trener Wójcik ważył 85 kilogramów.
Na Zachodzie zamiast chrztu jest wkupne. Zaprasza się całą drużynę do restauracji na kolację. Na taką imprezę trzeba szykować przynajmniej ze trzy tysiące euro. Po przyjściu do Lyonu chciałem, żeby koledzy dobrze zapamiętali moje powitanie. Opłaciłem dodatkowo kilka striptizerek. Dziewczyny pojawiły się na sali w najodpowiedniejszym momencie, kiedy towarzystwo miało już nieźle w czubie. Cóż, niektórzy na tyle przypadli sobie do gustu, że nie skończyło się tylko na tańcu. Widziałem po minach kolegów, że bardzo im się to polskie wkupne podoba. Po dwóch miesiącach jeden z nich zaczepił mnie w szatni. - Jacek, nie przywitałbyś się z nami jeszcze raz?
Na moim pierwszym zgrupowaniu w reprezentacji czułem, że to dla mnie za wysokie progi. Siedziałem jak mysz pod miotłą, a odzywałem się tylko kiedy zapytał Roman Szewczyk czy Piotr Jegor.
- Młody, zupa smakuje?
- Smakuje.
- Kompocik w porządku?
- W porządku.
Zadebiutować miałem w meczu z Cyprem. Siedzimy w szatni, do spotkania kilka minut, a mi zachciało się do toalety. Wymknąłem się po cichu i to był początek moich kłopotów. Potrzebę załatwiłem. Wychodząc z kabiny nacisnąłem na klamkę. Drzwi ani drgną. Co jest? Szarpię klamkę, nic. K..., zatrzasnąłem się. Co robić?! Jacek myśl, Jacek myśl - powtarzałem sobie. Wyłamać drzwi? Odpada! Będzie za dużo hałasu i wszyscy się zlecą. Słyszałem, że koledzy wychodzą z szatni. To była ostatnia okazja, żeby kogoś zawołać i poprosić o pomoc. Tak szybko jak ten pomysł wpadł mi do głowy, tak od razu z niej wyleciał. To byłby dopiero obciach. „Zatrzasnął się w kiblu przed debiutem". Spojrzałem w górę. Między drzwiami a sufitem było jakieś 30 centymetrów szczeliny. Jedna noga na klamkę, hop, i wisiałem już nad drzwiami. Dobrze, że nikt w tym czasie nie wszedł do łazienki. Wyskoczyłem po drugiej stronie i szybko na boisko. Dogoniłem kolegów, kiedy wychodzili z tunelu.
Przez 15 lat mojej gry w reprezentacji jedno się nie zmieniło - zawsze było w niej wesoło. Zdecydowanie najbardziej przaśnie było za rządów Wójcika. Trwa odprawa przed jednym z meczów. Wójcik kończy. - No, a teraz, misie, pokażcie mi swoje zęby. Zobaczymy, kto ma największą przerwę między jedynkami.
Stałem najbliżej trenera. Myślałem, że żartuje. Szybko wyprowadził mnie z błędu. „No, misiu, pokaż swoje ząbki" - usłyszałem. Co miałem robić? Otworzyłem buzię.
- Nie, ty nie - Wójcik zajrzał i wydał werdykt. Przeszedł do następnego. - O, ty masz dobre, świetna jest ta przerwa - zapalił się selekcjoner, ale zaraz zgasł. - Ale nie, ty przecież nie zagrasz.
Przejrzał zęby wszystkim zawodnikom i wybrał najodpowiedniejszego kandydata. W krótkich żołnierskich słowach poradził, co ma zrobić z przeciwnikiem. „Misiu, siknij mu śliną między oczy na dzień dobry, niech się boi" - rzekł z poważną miną.
Innym razem, to było przed meczem z Hiszpanią, Wójcik długo nie mógł się zdecydować, kto ma bronić: Adam Matysek czy Jurek Dudek. Męczyło go to okrutnie, chodził zamyślony przez cały dzień. Wreszcie wpadł na pomysł, jak rozstrzygnąć ten dylemat. Wezwał obu do siebie. Stanęli na środku pokoju, a Wójcik krążył między nimi.
- Panowie, jutro gramy ważny mecz. Nie mogę się zdecydować, którego z was wystawić. Dlatego postanowiłem... - przerwał i... zrobił głośne „puuuuuuu...". To było takie „puuuuuuu", jakimi straszą się dzieci w podstawówce. Zaskoczony Jurek lekko się wzdrygnął. Trener spojrzał na Adama. Ten stał jak pomnik. Wójcik zwrócił się do Dudka. - Uuu, misiu, co jest? Nerwy masz jakieś zszargane, chyba boimy się tych Hiszpanów. Niedobrze, niedobrze... Jutro broni Adam - powiedział i wyprosił obu z pokoju.
Zjechaliśmy kiedyś na kadrę i tradycyjnie zgrupowanie zaczęliśmy od kawy w hotelowej restauracji. Nie widzieliśmy się miesiąc, to i było o czym opowiadać. Posiedzieliśmy z godzinę i poprosiliśmy o rachunek. Do zapłaty było 60 złotych. Zostawiłem stówę i szedłem już na górę, kiedy kolega trącił mnie w ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem Mirka Trzeciaka grzebiącego w koszyczku, w którym położyłem forsę.
- Co jest? - dopadłem do niego.
- Nie, nic. Uważam, że 40 złotych napiwku to za dużo - tłumaczył, jak gdyby nigdy nic. Spojrzałem na stół. Zamiast 100 złotych, leżało dokładnie tyle, ile wynosił rachunek. Kazałem Trzeciakowi wyjąć moją stówę z portfela i położyć z powrotem w koszyczku. Zrobił to niechętnie. Miał minę zbitego psa.
Wspomnień Jacka Bąka wysłuchali i spisali dziennikarze "Przeglądu Sportowego"