Pomimo tego, że witryna Megaupload nie działa od początku roku, gdy FBI zdecydowało się ją zamknąć, twórca usługi do dzielenia się plikami w sieci, wciąż nie usłyszał zarzutów. Jak się okazuje, może to nigdy nie nastąpić.
Nie można postawić zarzutów?
Amerykańskie organy miały m.in. nie wypełnić odpowiednich dokumentów, które niezbędne są do postawienia przedsiębiorcy w stan oskarżenia. Jeszcze większym problemem okazują się przepisy, które uniemożliwiają postawienie zarzutów zagranicznej firmie – poinformował serwis TorrentFreak.
- Szczerze mówiąc, nie wiem czy kiedykolwiek odbędzie się proces w tej sprawie – powiedział sędzia O’Grady w rozmowie z NZ Herald. Również adwokat reprezentujący serwis Megaupload zapewnia, że osobom związanym z witryną nie postawiono zarzutów, gdyż “zgodnie z jego wiedzą, nie można tego zrobić”. Nie wie również, czemu amerykańskie władze nie zdawały sobie z tego sprawy wcześniej.
Dotcom wściekły
Twórca Megaupload, choć prawdopodobnie uniknie ekstradycji, a także otrzyma zwrot majątku, nie kryje swojej wściekłości w związku ze zniszczeniem jego firmy. Po zamknięciu strony, pracę straciło co najmniej 220 osób, a jak zauważa Dotcom: miliony użytkowników Megaupload nie mają dostępu do swoich plików.
Dotcom nie ma wątpliwości, że zamknięcie jego witryny to działanie polityczne, które związane było z “korupcją na najwyższym szczeblu politycznym” i miało służyć organizacjom antypirackim z Hollywood. Jego zdaniem “szkód nie da się naprawić”, choć powrót witryny do sieci jest bardzo prawdopodobny.
źródło: di.com.pl
Oraz parę słów na temat tego, że MegaUpload planowało wejść na giełdę, oprócz tego uruchomić platformę na której autorzy piosenek promowali by się sami beż korporacji, które liczą tylko $$$.
Choć sam zainteresowany określa te zarzuty jako "nonsens", wytwórnie filmowe i muzyczne zdają się nie pozostawiać większych szans na ponowne uruchomienie witryny. W rozmowie z serwisem TorrentFreak, Dotcom zapewnia nie tylko, że zdaniem jego prawników witryna nie naruszała prawa, ale nawet miała wkrótce wkroczyć na amerykański parkiet.
MegaUpload miało prowadzić rozmowy z "wielką czwórką" audytorów, a także największymi bankami inwestycyjnymi, co miało przygotować serwis do debiutu na giełdzie z wielomiliardową wyceną. Koncern rozważał również wejście na giełdę w nieco nietypowy sposób: przejmując już notowaną spółkę.
- Większość odpowiedzi ze strony banków była pozytywna - przyznaje Robert Lim, który miał uczestniczyć we wprowadzaniu witryny na giełdę. - Do czasu gdy MegaUpload było elastyczne i podążało przygotowanym wcześniej planem stworzonym przez profesjonalne firmy, przeprowadzenie debiutu giełdowego nie powinno stanowić problemu.