Witaj szanowny Gościu na forum Odjechani.com.pl. Serdecznie zachęcamy do rejestracji. Tylko u nas tak przyjazna atmosfera. Kliknij tutaj, aby się zarejestrować i dołączyć do grona Odjechanych!

Strona odjechani.com.pl może przechowywać Twoje dane osobowe, które w niej zamieścisz po zarejestrowaniu konta. Odjechani.com.pl wykorzystuje również pliki cookies (ciasteczka), odwiedzając ją wyrażasz zgodę na ich wykorzystanie oraz rejestrując konto wyrażasz zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych w ramach funkcjonowania serwisu. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności. Pozdrawiamy!


Polska - Włochy już w piątek o 20:45 - Skład Polaków
#1
[Obrazek: Odjechani_rprehxe.png]
[Obrazek: Polska---_rprehrs.png]

Szczęsny - Piszczek, Głowacki, Perquis, Wawrzyniak - Murawski, Polanski - Błaszczykowski, Obraniak, Peszko - Lewandowski.

Takim najprawdopodobniej składem zagramy jutro z Włochami. Skład bez rzadnych niespodzianek, wygląda nato że "Franz" ma już swoją wyselekcjonowaną drużynę i tego się trzyma, teraz chce tylko zgrać podstawową jedenastkę. Właściwie to ta jedenastka odbiega od ideału selekcjonera w dwuch punktach. Peszko zagra w wyjścowym składzie zamiast Adriana Mierzejewskiego i nieszczęsna lewa obrona na której miał grać Sebastian Boenisch (kontuzja), a gra Jakub Wawrzyniak, chociaż na niego też nie ma specjalnych powodów by narzekać.Jak dla mnie to może tak pozostać. Mnie w dalszym ciągu brak napastnika, który mógłby być zmiennikiem Lewandowskiego (Brożek mnie nie zadawala), martwi mnie że selekcjoner nie zauważa braków na tej pozycji. No i oczywiście środek obrony, para Głowacki – Perquis to niezbyt pewna formacja, osobiście próbowałbym jeszcze raz spróbować ustawienia Wasilewski – Perquis.

Jeszcze ciekawy wywiad z byłym reprezentantem, środkowym obrońcą, wychowankiem Motoru Lublin Władysławem Żmudą


[Obrazek: 1128180_large.jpg]


Cytat:Polska - Włochy. Nikt z Polaków nie zna włoskiej reprezentacji tak jak Władysław Żmuda. Bo nikt nie grał z nią tyle razy.

Nie ma co ukrywać, to zawsze była wielka drużyna, ale – trudno jednoznacznie stwierdzić, dlaczego – ten rywal, jak mało który, przeważnie nam leżał. Mieliśmy kompleks Niemców, źle grało nam się z ZSRR, ale z Włochami zazwyczaj prezentowaliśmy się nieźle – rozpoczyna swoją opowieść Władysław Żmuda, dwukrotny medalista MŚ, jeden z najlepszych polskich obrońców w historii.

Włosi i te ich sztuczki... Taki Gentile pluł, gryzł, kopał, jedną rękę mi podawał, a drugą szczypał. Pamiętam go doskonale nie tylko z meczów kadry, ale i spotkań Widzewa z Juventusem. Smolarek z Piętą mieli z nim prawdziwą udrękę... Ale wróćmy do reprezentacji.

Odsetki rosną
Mundial w 1974 roku. Nasz wielki turniej, choć jeszcze przed pierwszym meczem wszyscy postawili na nas krzyżyk. Zastanawiano się co najwyżej, kto zajmie 3. miejsce w grupie – my czy Haiti? Z Argentyną i Włochami rywalizacja wydawała się z góry rozstrzygnięta, a tymczasem z tym drugim zespołem w ostatniej kolejce zagraliśmy, będąc już pewnymi występu w dalszej fazie. Mimo to nie odpuściliśmy. Nie było o tym mowy.

Na boisko w Stuttgarcie wyszliśmy niesamowicie zrelaksowani. A przecież przyszło się nam mierzyć z wielką ekipą, w której prym wiedli Zoff, Facchetti, Burgnich, Capello... Oni grali z nożem na gardle, my na luzie. Efekt? Do przerwy 2:0 dla nas.
 
Po latach w związku z tamtym spotkaniem wyszła sprawa Roberta Gadochy, który przyjął pieniądze od Argentyńczyków, chcących nas zmotywować do gry o zwycięstwo. Od tego zależało, czy wyjdą z grupy. Chodziło bodajże o 20 tysięcy dolarów. Zresztą to i tak nie ma już dziś żadnego znaczenia. Czemu? Bo Robert całą sumę sam zgarnął. Z nikim się nie podzielił. Czy mam do niego pretensję? Nie, minęło już tyle lat...

Kiedy cała sprawa ujrzała światło dzienne, przypomniało mi się, jak tuż przed pierwszym gwizdkiem Gadocha podbiegł do mnie pod pole karne i krzyknął: „Władziu, tylko bądź skoncentrowany!". Zastanawiałem się wtedy, co on nagle taki mobilizujący się zrobił. Nigdy wcześniej nie miał takiego zwyczaju. Teraz już wiem.
Dziś, pytany o to zdarzenie, żartuję, że należałoby podliczyć odsetki od premii, jaka powinna przypaść każdemu z nas. Uzbierałaby się niezła sumka.

Fantastyczny Sybis
Kolejne dwa spotkania z włoską kadrą to były mecze w eliminacjach mistrzostw Europy 1976. Dwa razy po 0:0. Trafiliśmy do szalenie trudnej grupy, bo przecież oprócz Italii była w niej jeszcze Holandia, a do finałów awansował tylko zwycięzca grupy. Z Holendrami zagraliśmy wtedy jeden z najlepszych meczów w historii, wygrywając 4:1. Ale Włochów ani razu nie udało się pokonać. Niby te dwa bezbramkowe remisy wstydu nam nie przyniosły, ale wciąż mam w pamięci to, że wystarczyło wygrać z nimi u siebie, by zająć 1. miejsce w grupie. Nie udało się.

Jedynym pocieszeniem jest to, że najmniej pretensji można było mieć do obrony, bo nie pozwoliliśmy sobie strzelić ani jednego gola. No, ale oni nie byli gorsi. Słynna włoska żelazna obrona, to ich catenaccio tym razem nie do skruszenia.

Bramki padły za to pięć lat później w Turynie. W 1980 roku spotkaliśmy się w meczu towarzyskim i zremisowaliśmy 2:2.

Fantastycznie zaprezentował się wówczas Janusz Sybis. Jasia doskonale znałem z czasów wspólnej gry w Śląsku. Do dziś mam w głowie gola, jakiego wówczas strzelił Włochom – z narożnika pola karnego na 2:2. Sybis był błyskotliwym prawoskrzydłowym. Doskonała technika, świetny wyskok do piłki. Naprawdę bardzo widowiskowy zawodnik. Wydawało się, że po tym meczu zrobi reprezentacyjną karierę. Ale się nie przebił. No cóż, takich jak on w tamtych czasach było wielu.

Polska mentalność
Kolejne moje dwa starcia z Włochami są oczywiście związane z niezapomnianym mundialem w Hiszpanii. Najpierw na inaugurację w grupie było 0:0. Wszyscy marudzili, a ja uważam, że tym spotkaniem zapoczątkowaliśmy serię dobrych meczów w defensywie. Przecież w pięciu spotkaniach straciliśmy tylko jednego gola (z Peru)!

Podobno najbardziej chwalił nas selekcjoner... Brazylii. Po ich przegranym meczu z Włochami (2:3) w II rundzie powiedział, że gdyby miał w obronie parę stoperów Żmuda – Janas, Brazylia zostałaby mistrzem świata. Miłe, choć kilka dni później Paolo Rossi udowodnił, że nawet na duet Żmuda – Janas można znaleźć sposób. Co z tego, że byłem ja, był Paweł, jak Włosi w półfinale rozpracowali nas perfekcyjnie. 2:0 dla nich i marzenia o finale prysły jak bańka mydlana.

Dlaczego przegraliśmy? Tak to już z naszą polską mentalnością jest. Dwa razy walczyliśmy o finał mistrzostw świata (wcześniej w 1974 roku) i dwa razy przegraliśmy. Być może dlatego, że jak jesteśmy już w czołowej czwórce, następuje rozluźnienie. Wdziera się takie przekonanie, że już nie przynieśliśmy wstydu, a nawet zrobiliśmy więcej niż od nas oczekiwano. I niestety to samozadowolenie sprawiło, że przegraliśmy. Brakowało nam tego, co mieli Włosi, którzy zawsze żyli w przeświadczeniu, że nawet drugie miejsce jest porażką.

Niechlujna operacja
Po raz ostatni zagrałem z Italią w 1985 roku. Na zgrupowanie przed tym meczem przyjechałem jako zawodnik Cremonese.

Trzy lata wcześniej byłem w Weronie. To wtedy zaczęły się moje kłopoty z kontuzjami. Do Włoch trafiłem jako 28-letni piłkarz, w kwiecie wieku i niezłej formie. W okresie przygotowawczym doznałem jednak kontuzji łąkotki. W klubie podjęto decyzję, że trzeba błyskawicznie operować, bo abonamenty na sezon świetnie się sprzedają. Chcieli zatem, bym jak najszybciej wrócił do gry. Niestety, przez ten cały pośpiech operację przeprowadzono niechlujnie, bo – jak się okazało – lekarz uciął więzadła.

W ogóle wszyscy zawodnicy mający w tym czasie kłopoty z łękotkami, a było nas w sumie czterech, zostali przez tego samego doktora źle zoperowani. Na dodatek podczas pobytu w szpitalu złapałem jakąś infekcję. Cały czas miałem gorączkę, schudłem dziesięć kilogramów.

Do dziś nie wiem, jak po tym wszystkim w ogóle się pozbierałem. W sumie półtora roku straciłem na leczeniu, przez co kariery we Włoszech nie zrobiłem. Ale wróćmy do mojego ostatniego meczu z Włochami.
Przed zgrupowaniem trener Antoni Piechniczek tłumaczył, że zamierza mnie powołać, bo chce sprawdzić, czy po tych wszystkich operacjach kolana wciąż nadaję się do gry w kadrze. No i przyjechałem, i zagrałem od początku. Umawialiśmy się z trenerem na jedną połowę, ale w przerwie zdecydowaliśmy, że zostanę na boisku do końca.

Warunki nie były normalne, nawet jak na połowę listopada. Przed meczem spadł śnieg, wokół boiska straszyły zaspy. Zimno było jak diabli, ale aura zapewne bardziej zaszkodziła Włochom niż nam. Ostatecznie wygraliśmy 1:0 i z tego, co kojarzę, do dziś jest to ostatnie zwycięstwo reprezentacji Polski nad aktualnie panującym mistrzem świata. 


JAROSŁAW KOLIŃSKI
  Odpowiedz


Podobne wątki…
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Mecz Czarnogóra - Polska. Gdzie zobaczyć transmisję online? 26.03.2017 Robotox 12 2 980 27.03.2017, 19:26
Ostatni post: WazzUp
  Polska - Niemcy 2:0 - fuks czy "ma się na lepiej"? Jarus 7 4 067 20.12.2014, 19:59
Ostatni post: Robotox
  Polska - Czarnogóra. To już koniec? tungar 10 4 831 10.09.2013, 19:00
Ostatni post: Paweu
  Na co komu Lewandowski? Czyli, Polska - Dania 3:2 tungar 5 2 754 15.08.2013, 18:28
Ostatni post: Paweu
  Polska - Dania - Mecz towarzyski tungar 0 1 888 13.08.2013, 01:52
Ostatni post: tungar

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości