Katastrofalne sędziowanie i wypaczanie wyników meczy w naszej piłce nożnej, staje się już jakąś normą chyba. Sędziowie popełniają kardynalne błędy i są głusi na krytykę, a niech ktoś spróbuje skrytykować sędziego na boisku, od razu dostanie "Bana". Ale popisy sędziowskie na boisku (i związane z nimi zawały na trybunach), to tylko jeden aspekt kryzysu w środowisku sędziowskim, kierowanym przez Janusza Eksztajna. Jednak zalegające "śmieci" i rozprzestrzeniające się zło, trudno dostrzec poprzez gęstą mgłę i zmowę milczenia, otaczające ten hermetyczny światek. Od czasu do czasu w światku piłkarskim, pojawiają się jednak buntownicy, którzy rzucają nieco światła na ten cały syf i zaczyna robić się ciekawie i wesoło. Nie tak dawno, Piotr Dziurowicz (władca GKS Katowice) rzucił "bombę śmierdziuszkę", po której do dzisiaj sprząta prokuratura we Wrocławiu. A teraz być może taką samą bombę rzucił Rafał Rostkowski, jeden z najbardziej znanych sędziów asystentów. Otóż zarzucił on swojemu bossowi, nakłanianie do poświadczenia nieprawdy i złożył doniesienie do prokuratury. O co chodzi ? Chodzi o to że on i Hubert Siejewicz, byli nakłaniani do potwierdzenia zaliczenia testów biegowych, chociaż te się nie odbyły. Reakcja była natychmiastowa "zdrajca" został wykluczony z grona sędziów międzynarodowych, a "Wielki Boss" udzielił wywiadu o tytule "Ci co skarżą, chcą rządzić", w którym odpierał zarzuty Rostkowskiego. Twierdził również że sprawa w prokuraturze została umorzona, testy zostały odwołane (bo było za zimno), a Rostkowski to po prostu kiepski sędzia, o i jeszcze intrygant (i dowalić mu za to, że miesza). Pan Rostkowski to jednak twarda sztuka i łatwo się nie poddaje, zarzuca Eksztajnowi manipulację faktami i mówi o chorobie, drążącej środowisko sędziowskie pod rządami Eksztajna.
Cytat:RAFAŁ ROSTKOWSKI, jeden z najbardziej znanych polskich sędziów asystentów:
Te osoby, które znają treść kontraktów zawartych przez PZPN z sędziami zawodowymi, doskonale wiedzą, że mogą o sędziach mówić, co tylko chcą, nawet największe bzdury, zwykle prawie bezkarnie, ponieważ kontrakty zabraniają sędziom"wyrażania w środkach masowego przekazu niepochlebnych i krytycznych sądów i opinii, odnoszących się do PZPN, organów PZPN, członków organów PZPN oraz innych funkcjonariuszy PZPN". Dlatego nie wszystko mogę obecnie napisać, tym bardziej że nie chciałbym, aby w tej sprawie niepotrzebne przykrości spotkały kolejne osoby. Skoro jednak przewodniczący Kolegium Sędziów, pan Janusz Eksztajn, sam pierwszy wypowiedział się publicznie na mój temat (i publicznie poruszył niektóre z tematów, które wolałem omawiać z władzami PZPN), a Agnieszka Olejkowska, rzecznik prasowy PZPN, przez tydzień nie odniosła się publicznie do tego wywiadu, ani też nie kontaktowała się w tej sprawie ze mną, to ja nie zamierzam dłużej znosić po cichu kłamstw i manipulacji, jak również nie zamierzam zgadzać się na szykanowanie, różne groźby, zastraszanie i przede wszystkim nie będę tolerował korupcji, ani nawet przymykał oczu na próby skorumpowania, jak np. próbę uwikłania mojej osoby w fałszerstwo mające na celu uzależnienie mnie od chorego układu.
Cenzura, która jest szykaną
Zgodnie z polskim prawem, a nawet regulaminami PZPN, nie muszę również respektować cenzury, którą zostałem objęty przez pana Eksztajna jako jedyny sędzia w Polsce i zapewne w całym cywilizowanym świecie... 25 sierpnia 2010 roku pan Eksztajn wydał mi pisemny zakaz "wszelkiego rodzaju kontaktu z mediami (radio, telewizja, prasa, Internet) w sprawach dotyczących tematów sędziowskich". Pan Eksztajn póki co nie może odbierać praw obywatelskich i nie może stosować regulaminów PZPN w sposób dowolny w zależności od nazwiska sędziego. Fakt, że zgodziłem się przestać prowadzić blog i występować w telewizji, w tym współprowadzić program "Gwiżdżę na to" w stacji NSport, w których popularyzowałem przepisy gry i ich interpretacje oraz ideę fair play - był tylko i wyłącznie wyrazem mojej dobrej woli. Takich występów medialnych nie zabroniła sędziom ani FIFA, ani UEFA, a ja zrezygnowałem wtedy z aktywności w mediach tylko i wyłącznie dla dobra przyszłej współpracy z przewodniczącym Kolegium Sędziów. Jak ona wyglądała, to osobny i bardzo szeroki temat.
Ciekawy jestem czy będzie jakiś ciąg dalszy tej historii. Czy zostanie zamieciona pod dywan, a może będzie śmierdziała dotąd, aż ktoś to wszystko porządnie posprząta.