Zastanawiam się jak wielu z was wierzy w przesądy? Czy czarny kot przebiegający ulicę jest dla Was złym znakiem? Czy sypiecie sól przez ramię lub unikacie przechodzenia pod drabiną?
Przesądy istniały i będą istnieć. Niektóre mówią czego nie powinniśmy robić inne, co robić należy. Najpopularniejszymi znanymi mi przesądami są:
- łapanie się za guzik na widok kominiarza (co sama robię)
- czarny kot przebiegający drogę, jako oznaka pecha
- branie ślubu w miesiącach mających w nazwie literę "r"
- rozlanie atramentu jako zły omen
- spotkanie zakonnicy jako oznaka pecha
- stłuczenie lustra zapowiadające 7 lat pecha
Jaki jest wasz stosunek do przesądów? Wierzycie w nie, czy traktujecie jako staroświecki zabobon? Może w waszym życiu sprawdziła się któraś z tych wyroczni?
Niby nie jestem przesądna ale do czarnego kocura od razu krzyczę siooo!
drabiny i słupy omijam to jak odruch bezwarunkowy
a ślubu bym nie brała w miesiącu bez literki r choć w to nie wierze to na sobie sprawdzać nie będę
Kompletnie nie wierzę w przesądy, moi rodzice wierzą, ale ja staram im się to wybić z głowy. Bzdura absolutna.
Jedyny przesąd to też z kominiarzem mam
A tak to w tego typu przesądy nie wierzę, i nawet się nad nimi nie zastanawiam, że może to sprawić że spadnie na mnie jakiś pech.
Bo wystarczy, że stanie się coś złego, co jest normalne, a bym pewnie od razu przypisywał jedno do drugiego.
Osobiście w przesądy nie wierzę wcale - to po prostu sterta bzdur.
Przechodzący kominiarz, czy nieświadomy swojej mocy czarny kot to dla mnie zwykłe oczywiste
rzeczy które nie mogą wywołać na mnie jakieś paniki. Czy naprawdę ludzie wierzą w takie bzdury?
Przecież to jest tak totalnie głupie że aż szkoda pisać. Tak więc prosto odpowiadając - nie.
Nie, nie wierzę w żadne przesądy, zabobony, zaklęcia ani w talizmany. Niedawno uśmiałam się na pępkowym u przyjaciółki, kiedy jedna z zaproszonych dziewczyn wyskoczyła z wiązaniem czerwonej wstążeczki na rączce dziecka, żeby go nikt nie "uroczył". Oczywiście byłam pierwszą, która wyśmiała ten zabobon, więc owa dziewoja zaczęła z oburzeniem opowiadać, że ależ tak, takie rzeczy się zdarzają! Bo na dziecko jej koleżanki kiedyś popatrzyła Cyganka i dziecko później dwie godziny w domu płakało, nie można było go uspokoić! BYŁO UROCZONE!!! O mało nie padłam.
A czarne koty bardzo lubię i niech sobie biegają, gdzie chcą.
W żadne cuda na patyku nie wierzę. Mam czarnego kotka i przez myśl mi nie przeszło, że mógłby mi przynosić pecha.
MissFuneral napisał(a):Niedawno uśmiałam się na pępkowym u przyjaciółki, kiedy jedna z zaproszonych dziewczyn wyskoczyła z wiązaniem czerwonej wstążeczki na rączce dziecka, żeby go nikt nie "uroczył".
Powiedz mi, czy ludziom płacą za wygadywanie takich bzdet?
A tak poważnie, to wszystko to taki tasiemiec który jest przekazywany z dziada pradziada. Babcia wnusi opowiedziała o kotku który przynosi pecha i fakt o tym zapadł jej w pamięci na całe życie. Sam tak mam bo wiedzę o zabobonach przyswoili mi dziadkowie ale jeśli człowiek kumaty to nie kieruje się takimi pierdołami. Powiedziałbym raczej, że to kwestia dojrzałości bo młodemu łatwiej coś wmówić.