30.10.2013, 20:33
Witajcie odjechani. Chciałem poruszyć temat służby zdrowia w naszym smutnym jak pi*ka kraju. Mianowicie pod koniec wakacji na imprezie coś mi trzasnęło w kolanie. Z bólu się wyłożyłem na parkiet, oczywiście wielkie zamieszanie, ludzie dzwonią po karetkę, a ja, który nie znoszę po prostu lekarzy zacząłem stamtąd śmigać na jednej nodze, przy czym wyłem z bólu. Na następny dzień nie mogłem się ruszyć, noga mi spuchła, na wieczór znajomi zawieźli mnie do jakiegoś szpitala w Kamieniu nad morzem, bo byliśmy akurat na wyjeździe. Nie było odpowiedniego lekarza na miejscu, więc przyjął mnie pan doktor innej specjalizacji, przepisał zastrzyki, by nie powstał zakrzep i kazał przyjechać jutro, gdy już będzie odpowiedni lekarz. Pojawiłem się więc z rana jeszcze raz w tym szpitalu, pan doktor wbił mi w staw strzykawkę, by odciągnąć płyn, który zebrał się w kolanie i wsadził na tydzień w gips. Wróciłem do swojego miasta i się zaczęło. Turlałem się od lekarza do lekarza, którzy nie mogli mi powiedzieć nic konkretnego, już nie mówiąc o rodzinnej pani doktor, która nie chciała mnie przyjąć twierdząc, że jestem pełnoletni i mam się przepisać do innego lekarza ( do 18stki brakowało mi jeszcze 2-ch miesięcy). Nie wspominam o kosztach prywatnych wizyt u tych lekarzy i oczywiście potwornym bólu. Na usg nic nie wychodziło, ponieważ wszystko zasłaniała krew. Umówiłem się w końcu na wizytę do ordynatora jednego ze szpitali, stwierdził zerwanie wiązadeł, uszkodzenie łąkotki, zerwanie czegoś tam pod kolanem, skręcenie, blablabla. Zalecił kupić stabilizator i czekać na operację, która powinna odbyć się natychmiast, ale co? Ale terminy w szpitalu za rok w lipcu( może od razu do amputacji?). Musiałem więc wziąć w sprawy w swoje ręce, a raczej dać coś w inną rączkę i miałem termin operacji za tydzień. Operacji miało być 3, przeszczep by zrosło się wiązadło, wstawienie łąkotki ze zwłok i rekonstrukcja kolana. W szpitalu nie stało się nic takiego, okazało się, że nic nie jest zerwane ani uszkodzone, tylko najważniejsze w całym kolanie- potrzaskane w drobny mak chrząstki, do tej pory nie wiem co mi robili na tym stole, pomijając to, że nie dostałem narkozy i wszystko słyszałem. [b]Miły[/b] personel wypuścił mnie na drugi dzień do domu, gdzie nie dostałem nawet wypisu tylko musiałem czekać na wizytę prywatną z panem ordynatorem. Jakiś czas później wszystko się poprawiło, musiałem kupić nowy stabilizator, bo jak się okazało- tamten był nieodpowiedni. Dostałem leki i miałem ćwiczyć w domu, jednak ćwiczenia, które odbywały się w ciężkich bólach nie przyniosły efektów i dostałem zalecenie by poddać się dwutygodniowej rehabilitacji. Gdy już wszystko się ułożyło i myślałem, że powrócę do jeżdżących na rowerze, skaczących, biegających to pan doktor, w tamtym tygodniu powiedział mi, że potrzebny jest zastrzyk za 850zł by nie męczyć się z tym cholerstwem do śmierci (chociaż słyszałem, że i tak będzie mi to dane). Nie wspomniałem jeszcze o tym, że powrót do szkoły miałem zalecony na styczeń, bez przemęczenia i dźwigania, jestem w klasie maturalnej, więc nie mogę sobie na to pozwolić i śmigam do szkoły od września z ciężką torbą na ramieniu. Zapewne zapomniałem kilku rzeczy opisać. Aha. Jeszcze sytuacja z wczoraj. Miałem umówioną wizytę na godzinę 11. Przyjechałem 10:50, a lekarz wywołuję osobę z godziny 8.30, małe opóźnienie. Od 12-13 miał przerwę, a kończył dyżur o 14. O godzinie 13.45 zostałem wywołany, ale nie było mnie na miejscu. Teraz uwaga, zamknąć oczy bo to będzie niegrzeczne: po tak długim czasie wyczekiwania mój organizm powiedział "Idź i sr*j" i ja durny poszedłem, żeby nie zapaskudzić przypadkiem linoleum miłościwie przyjmującego. Po powrocie usłyszałem, że zostanę przyjęty na końcu, dobrze, że nie miałem broni. Po karczemnej awanturze jestem umówiony jutro na 16.55, ale wizyta ta będzie trwała 5 minut, a po niej dostanę zaszczytny tytuł seryjnego mordercy. Taka jest ta nasza służba zdrowia, nie wspominając o tym ile kasy poszło na to, a co wycierpiałem to moje. Czyli co, ludzie żyjący mniej niż przeciętnie nie mają prawa leczenia? A Wy co o tym myślicie? Mieliście takie sytuację?
PS. Gratuluję tym co to przeczytali, musiałem trochę rozładować emocje.
PS. Gratuluję tym co to przeczytali, musiałem trochę rozładować emocje.