29.01.2016, 21:52
Ostatnio siedząc w pracy słuchałem radia i trafiłem na dość interesującą dyskusję. Otóż PiS chce wprowadzić "Rejestr pedofilów", a do tego mapę, która będzie pokazywać miejsca zagrożeń seksualnych.
Ok, sam rejestr moim zdaniem jest spoko, bo to może w pewnym stopniu napiętnować takie osoby. Ale teraz wyobraźcie sobie, że na ulicy mieszkają trzy takie same osoby, które noszą to samo nazwisko. Do tego na mapie pokazane jest, że akurat ta ulica znajduje się w obszarze "zagrożonym". Zastanawiam się, jak PiS zamierza rozwiązać ten problem, bo z pewnością mogą tu cierpieć ludzie, którzy są Bogu ducha winni. Dodatkowo, to powoduje jeszcze jeden problem, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy małżeństwo z dzieckiem np. w wieku przedszkolnym kupuje mieszkanie, czy dom w takiej okolicy. Z kolei w tych "czystych" obszarach ceny mogą być windowane w górę przez rzekome bezpieczeństwo.
Co ogólnie myślicie o tym pomyśle? Czy to ma prawo zdać egzamin i pozytywnie wpłynąć na bezpieczeństwo dzieci, a przy okazji nie nakręcać spirali strachu? No i pozostaje jeszcze kwestia samosądów i linczów.
Ok, sam rejestr moim zdaniem jest spoko, bo to może w pewnym stopniu napiętnować takie osoby. Ale teraz wyobraźcie sobie, że na ulicy mieszkają trzy takie same osoby, które noszą to samo nazwisko. Do tego na mapie pokazane jest, że akurat ta ulica znajduje się w obszarze "zagrożonym". Zastanawiam się, jak PiS zamierza rozwiązać ten problem, bo z pewnością mogą tu cierpieć ludzie, którzy są Bogu ducha winni. Dodatkowo, to powoduje jeszcze jeden problem, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy małżeństwo z dzieckiem np. w wieku przedszkolnym kupuje mieszkanie, czy dom w takiej okolicy. Z kolei w tych "czystych" obszarach ceny mogą być windowane w górę przez rzekome bezpieczeństwo.
Co ogólnie myślicie o tym pomyśle? Czy to ma prawo zdać egzamin i pozytywnie wpłynąć na bezpieczeństwo dzieci, a przy okazji nie nakręcać spirali strachu? No i pozostaje jeszcze kwestia samosądów i linczów.