16.07.2012, 17:00
Serwisów internetowych pośredniczących w pobieraniu plików z popularnych hostingów powstało już wiele. Jedne są płatne, bo dają dostęp do kont premium, inne działają całkiem za darmo, a jeszcze inne... wydają się być darmowe, ale nie są. Takim właśnie serwisem jest FileDown.pl, którego właściciele mają siedzibę nad Morzem Karaibskim - na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych.
Schemat działania serwisu jest taki sam jak znanego pobieraczka czy dobrych-programów - za możliwość pobrania plików dostępnych za darmo, właściciele żądają uiszczenia opłaty. Wydaje się ona wyjątkowo niska - tylko 1,23 zł - ale po spojrzeniu w regulamin okazuje się, że promocja dotyczy tylko płatności przez PayPal. Jeżeli ktoś zdecyduje się na wysłanie SMS-a pod jeden z numerów podanych na stronie aktywacji konta, zapłaci 23 lub 30 złotych.
Źródło: Onet
Schemat działania serwisu jest taki sam jak znanego pobieraczka czy dobrych-programów - za możliwość pobrania plików dostępnych za darmo, właściciele żądają uiszczenia opłaty. Wydaje się ona wyjątkowo niska - tylko 1,23 zł - ale po spojrzeniu w regulamin okazuje się, że promocja dotyczy tylko płatności przez PayPal. Jeżeli ktoś zdecyduje się na wysłanie SMS-a pod jeden z numerów podanych na stronie aktywacji konta, zapłaci 23 lub 30 złotych.
Oczywiście poza regulaminem brak jakichkolwiek jasnych informacji na temat rzeczywistej ceny usługi. Usługi, która w rzeczywistości nie powinna nic kosztować, bo serwis umożliwia pobranie plików z takich hostingów jak Rapidshare, Megaupload (już niedziałający), FileSonic, FileServe, FreakShare, UploadedTo oraz RedTube i to wcale nie przez tzw. konta premium.
FileDown.pl to kolejny przykład "sprytu" internetowych przedsiębiorców i nauczka, by przed zarejestrowaniem się na nieznanej stronie dokładnie przeczytać jej regulamin. Zwrotu kilkudziesięciu złotych na pewno się nie dostanie, bo w świetle prawa (nawet prawa Wysp Dziewiczych) operator usługi informuje o jej kosztach.
FileDown.pl to kolejny przykład "sprytu" internetowych przedsiębiorców i nauczka, by przed zarejestrowaniem się na nieznanej stronie dokładnie przeczytać jej regulamin. Zwrotu kilkudziesięciu złotych na pewno się nie dostanie, bo w świetle prawa (nawet prawa Wysp Dziewiczych) operator usługi informuje o jej kosztach.
Źródło: Onet