Witaj szanowny Gościu na forum Odjechani.com.pl. Serdecznie zachęcamy do rejestracji. Tylko u nas tak przyjazna atmosfera. Kliknij tutaj, aby się zarejestrować i dołączyć do grona Odjechanych!

Strona odjechani.com.pl może przechowywać Twoje dane osobowe, które w niej zamieścisz po zarejestrowaniu konta. Odjechani.com.pl wykorzystuje również pliki cookies (ciasteczka), odwiedzając ją wyrażasz zgodę na ich wykorzystanie oraz rejestrując konto wyrażasz zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych w ramach funkcjonowania serwisu. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności. Pozdrawiamy!


Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.11
#1
[Obrazek: z3953414X,Jacek-Bak.jpg]

Prawdziwa historia Jacka Bąka: Kapitan Bak


Leżę na plaży w Doha i liczę z nudów: pierwszy, drugi, trzeci... dwudziesty, trzydziesty piąty... Naliczyłem czterdzieści jeden żurawi. Budowlanych. Gdy miejscowi postawią w stolicy Kataru już te swoje pałace, sześciogwiazdkowe hotele i inne cacka, będą mieli drugie Emiraty.

Niedawno ogłosili, że zamierzają ubiegać się o organizację piłkarskich mistrzostw świata w 2022 roku. Konkurenci zarzucili im, że w czerwcu i lipcu panują tam potworne upały, temperatura sięga 40 stopni Celsjusza i w takich warunkach nie da się grać w piłkę. Szejkowie tylko się uśmiechnęli... Opracowali już systemy klimatyzacji na stadionach i przekonują, że jeżeli trzeba, to zapewnią optymalną temperaturę do grania. Jestem przekonany, że dopną swego.
Arabowie dbają o każdy szczegół. Pojechaliśmy kiedyś z Al-Rayyan na zgrupowanie do Niemiec i rozlokowaliśmy się w luksusowym hotelu. Odwiedzili nas szejkowie. Chcieli sprawdzić, jak nam się mieszka. Po kilku minutach zauważyłem, że zawzięcie między sobą gestykulują. Jeden wziął drugiego za rękę i wskazał mu... muchę na ścianie. Okazało się, że najpierw kłócili się o to, że w hotelu nie ma odpowiedniej klimatyzacji, no i jeszcze jeden z nich zauważył tę nieszczęsną muchę. Decyzja? Szybka. Zmieniamy hotel! Nasza karawana udała się do jeszcze lepszego.
Szejkowie płacą, ale i wymagają. Chcą u siebie tylko gwiazd. W Al-Rayyan przy mnie, przede mną lub po mnie grali Sonny Anderson, Emile Mpenza, Fernando Hierro, bracia de Boer czy Sabri Lamouchi. Jeżeli myślicie, że Katarczycy zatrudnili mnie dlatego, że byłem reprezentantem Polski, to grubo się mylicie. Nikt tam o naszych piłkarzy się nie zabija. Przy moim transferze pomogła mi opaska kapitańska reprezentacji. W zasadzie była najważniejsza. Szejkowie mieli u siebie kapitana i byli szczęśliwi. A już jakiej reprezentacji był ten kapitan, to się nie liczyło. Właściciele Al-Rayyan podkreślali na każdym kroku: „To Jacek Bak, kapitan!" - przedstawiali mnie jednym. Drugim: „Bak. Kapitan!". Zaczęło mnie to denerwować. Poprosiłem, żeby dali już spokój z tym kapitanem. Ale gdzie tam, nie posłuchali. Dla nich byłem po prostu kapitan Bak.
- Jacek, jesteś tu nowy. Jeśli czegoś ci brakuje, to mów. Coś wymyślimy - zachęcali szefowie klubu po moim przyjeździe. A czego miałoby tam brakować? Zamieszkałem w 300-metrowym apartamencie, a mogłem w trzy razy większym. Zrezygnowałem, bo z sypialni do łazienki musiałbym chyba rowerem jeździć. Zobaczyłem tylko kuchnię z pokojem i już miałem dość. Lał się ze mnie pot. Do mojego apartamentu chętnie wpadali koledzy z drużyny. Miejscowi. Puszczali oko i tłumaczyli: - Wiesz, u mnie w domu Allah krzywo patrzy na alkohol. U ciebie to, co innego...
Każdy dzień spędzony w Katarze mnie zaskakiwał. Kiedyś widziałem kontrolę drogową arabskich kierowców i zdębiałem.
- Piłeś? - pyta policjant.
- Nie! - odpowiada kierowca.
- Chuchnij! - policjant wyjął chusteczkę z kieszeni i podał kierowcy. Tamten chuchnął, a policjant „na węch" sprawdził, czy prowadzący samochód sobie nie łyknął.
Popijający koledzy-Arabowie z drużyny stanowili mniejszość. Pozostali byli przykładnymi muzułmanami. Jednego z nich śmiało mógłbym zaliczyć do ekstremistów. Na boisku człapał bez sensu, szczerze powiedziawszy, w ogóle nie nadawał się do grania. Pobyt w takim klubie jak Al-Rayyan był dla niego chyba rodzajem nagrody za tę religijność. Żartowaliśmy w gronie Europejczyków, że jeśli ktoś szukałby chętnych do misji samobójczej, ma wymarzonego kandydata. Kolega parę razy się mnie uczepił, dał nawet kilka książek promujących islam, ale nie zagłębiłem się w tej lekturze. Wiedział, że nie czytam, ale dawał kolejne. Myślę jednak, że gdybym został trzeci rok w Katarze, w końcu przeszedłbym na islam.
Dla kogoś wychowanego w kulturze europejskiej Katar jest trudny do codziennego życia. Szejkowie
(w Al-Rayyan rządził trzeci garnitur szejków, choć daj Boże każdemu klubowi
taki trzeci garnitur) starali się, bym czuł się u nich jak w domu, ale jednak łapałem doły. Tęskniłem za Polską. Próbowano mi to rekompensować na różne sposoby. Krótko po moim przyjeździe, kiedy mieszkałem jeszcze w hotelu, do śniadań przygrywała mi ładna pani na fortepianie. Polka. Grała głównie Chopina. Jadłem sobie bułeczki, kawkę popijałem, a z boku płynęły polskie nuty.
Liga katarska to rozrywka dla miejscowych. Rozrywka, za którą dobrze płacą, ale też nie lubią, jak ktoś ich robi w konia. Brazylijski gwiazdor Romario po kilku meczach machnął ręką na Katar i petrodolary. Przeszkadzało mu, że trener kazał mu się wracać do obrony. To było dla niego nie do zaakceptowania. Poza tym wydaje mi się, że dla Brazylijczyka znaczącym problemem było mocno ograniczone życie towarzyskie w Katarze. Wytrzymać tam dłużej niż pół roku to ekstremalne zadanie dla przybyszy z innych krajów. Ten przepych ciekawi parę miesięcy. Później, jak wszystko, powszednieje. Potrzeba odskoczni. Dla mnie były nią wyjazdy na zgrupowania i mecze reprezentacji. Szejkom te moje wypady się nie podobały. W końcu jeden znalazł rozwiązanie, przynajmniej tak mu się zdawało.
- Jacek, koniec z twoim długimi wyjazdami na kadrę. Polecisz do Polski dzień przed meczem.
- Tak nie mogę. Są wspólne treningi, praca nad taktyką. Muszę być od początku.
- Słuchaj, ile ty razy w tej reprezentacji grałeś? Kilkadziesiąt. I jeszcze nie nauczyłeś się taktyki?! Jacek, przecież wiesz jak grać. Co ty tam chcesz ćwiczyć? Zagrasz mecz w kadrze i wrócisz do nas. Po czterech dniach polecisz na kolejny... - oświadczył szejk z poważną miną.
Takich argumentów się nie spodziewałem. Pośmiałem się w duchu, bo śmiać się w twarz nie wypadało. Oczywiście latałem na każde zgrupowanie od jego początku.
Inną miarę szejkowie przykładali do swoich zachowań. Przychodzę kiedyś na trening dwa dni przed meczem i dowiaduję się, że mamy wolne. Najbliższe granie dopiero za dwa tygodnie. - Liga stoi - mówi trener i szybko wyjaśnia: - Szejkowie polecieli na mecz Realu z Barceloną. Liga ruszy, jak wrócą...
Po pierwszym meczu ligowym szybko schodzę do szatni. Stopy palą od murawy skwierczącej od słońca, a ktoś mnie zatrzymuje i wali z całej siły w plecy. „Zaraz komuś przyj..." - myślę sobie i odwracam się, żeby oddać. Widzę szejka szczerzącego zęby.
- Co jest? - pytam. Szejk nic nie mówi, tylko wciska kopertę napęczniałą od pieniędzy. W takim klubie jeszcze nie grałem. Nim zdążyłem zejść do szatni i już dostałem premię za mecz. Ładnie trafiłeś, Jacek! - pomyślałem później, przeliczając forsę w domu.
Jedyny problem szejkowie mieli z frekwencją na stadionach. Jak przyszło 2 tysiące ludzi, każdy był zadowolony. Najczęściej było kilkuset widzów. Kibic w Katarze jest za wygodny, by iść na stadion. Ma wszystko w domu, na wyciągnięcie ręki. Miejscowi nawet zakupy robią bez wychodzenia z samochodu. Podjeżdżają limuzynami pod sklep, dają boyowi kartkę z listą, kartę kredytową i czekają, aż chłopak wróci z towarem.
Mizerna frekwencja nie znaczy, że Katarczycy nie żyją piłką. Żyją, ale wyłącznie przed telewizorem. Ci, którzy grzeją się polskimi programami piłkarskimi, tak fajnie pokazującymi mecze, powinni zobaczyć show z Kataru. Porównania w trójwymiarze, analiza akcji z kilkunastu kamer, grafiki, jakieś teledyski i wywiady. Z meczu oglądanego przez garstkę osób potrafią zrobić takie widowisko, jakby bezpośrednio transmitowali zakończenie świata.
W Katarze na wypełnionym stadionie grałem tylko raz: w finale krajowego Pucharu. Dowiedziałem się później, skąd wzięło się tyle ludzi na trybunach. Na meczu spodziewany był emir Kataru. Organizatorzy nie mogli dopuścić do tego, by ich władca widział puste krzesełka. Długo głowili się nad tym, jak zachęcić ludzi do przyjścia na stadion. W końcu ogłosili, że zapłacą każdemu widzowi po 100 dolarów, a dodatkowo do wygrania było 20 samochodów w losowaniu. Przyszło 30 tysięcy widzów.
  Odpowiedz


Podobne wątki…
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.18 - Część ostatnia tungar 0 3 716 24.11.2011, 03:07
Ostatni post: tungar
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.17 tungar 0 4 165 22.11.2011, 01:29
Ostatni post: tungar
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.16 tungar 0 6 418 21.11.2011, 16:54
Ostatni post: tungar
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.15 tungar 0 3 545 16.11.2011, 02:32
Ostatni post: tungar
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.14 tungar 0 3 887 15.11.2011, 16:42
Ostatni post: tungar

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości