Witaj szanowny Gościu na forum Odjechani.com.pl. Serdecznie zachęcamy do rejestracji. Tylko u nas tak przyjazna atmosfera. Kliknij tutaj, aby się zarejestrować i dołączyć do grona Odjechanych!

Strona odjechani.com.pl może przechowywać Twoje dane osobowe, które w niej zamieścisz po zarejestrowaniu konta. Odjechani.com.pl wykorzystuje również pliki cookies (ciasteczka), odwiedzając ją wyrażasz zgodę na ich wykorzystanie oraz rejestrując konto wyrażasz zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych w ramach funkcjonowania serwisu. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności. Pozdrawiamy!


Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.1
#1
[Obrazek: 1221949098_bak.JPG]


Szkoła lubelskiej ulicy

Wciąż nie docierało do mnie, że za kilkanaście godzin zostanę piłkarzem klubu z Lyonu. Jak dla mnie stanowczo zbyt wiele wrażeń na jeden dzień. Ludzie mawiają: Tyle przeżyłem, że film można by nakręcić! No właśnie. Śmiało mógłbym to zrobić. Gatunek? Coś z pogranicza sensacji i komedii.

Spokojny lot dobiegał końca. Prywatny samolot Jeana-Michela Aulasa, prezydenta Olympique Lyon podchodził do lądowania. Kończył się też mini bankiet z wystawnym obiadem. Trener Bernard Lacombe wraz z pozostałymi towarzyszami podróży mogli wznieść toast szampanem za udaną misję.
Wciąż nie docierało do mnie, że za kilkanaście godzin zostanę piłkarzem klubu z Lyonu. Jak dla mnie stanowczo zbyt wiele wrażeń na jeden dzień. Ludzie mawiają: Tyle przeżyłem, że film można by nakręcić! No właśnie. Śmiało mógłbym to zrobić. Gatunek? Coś z pogranicza sensacji i komedii.
Jedna myśl nie dawała mi spokoju: Co będzie, jeżeli celnicy zapytają mnie o paszport? Nie zapytali. Nie mieli jak. Samolot podszedł do lądowania na Saint Exupery, głównym lotnisku w Lyonie. Koła prawie dotykały pasa, ziemia tuż, tuż, a po chwili... zaczęliśmy się wzbijać. Dwie, może trzy minuty i znowu lądowanie. Tym razem bez niespodzianek. Z tą różnicą, że wylądowaliśmy na innym, prywatnym lotnisku. Uff! Kontroli paszportu nie będzie.
- Zatrzymasz się w hotelu, a rano pójdziemy na zakupy, wybierzesz sobie ubranie. Jutro jest prezentacja nowych piłkarzy. Na razie zadzwoń z pokoju do żony, pewnie się martwi - powiedział przyjaźnie Lacombe. Spoglądając na moją niepewną minę szybko dodał. - My płacimy.
Rozmowa z Anią trwała kilka minut. Chciałem jej tyle opowiedzieć, nie wiedziałem, od czego zacząć. Głowa wciąż buzowała od emocji.
Zaczęło się kilka dni wcześniej od telefonu Ryszarda Górki, sponsora Lecha. To on trzy lata wcześniej wykupił mnie z Motoru Lublin za trzy miliardy złotych. Teraz podnieconym głosem mówił, że znalazł się na mnie kupiec, Francuzi z Lyonu są zdeterminowani, żebym do nich przyszedł. Transfer pilotował Tadeusz Fogiel. Górka, który już wtedy nie żył dobrze z klubem, bał się jednego: że działacze Lecha podstępem wywiozą mnie z Polski i sprzedadzą za jego plecami. Wszyscy czuli, że ten transfer to potencjalna żyła złota.
Górka przyjechał do mnie w nocy. Poprosił, żebym zamieszkał u niego przez najbliższe dni. Chciał mieć mnie na oku.
- Nie jestem meblem, żeby pan mnie tak po prostu przestawiał - żeby uspokoić spanikowanego Górkę oddałem mu swój paszport. Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Roman Jakóbczak, menadżer Lecha jeszcze z korytarza wrzeszczał na Górkę.
- Jacek jest naszym piłkarzem! Odczep się od niego!
- To ja za niego zapłaciłem! - rewanżował się Górka.
A to wszystko na oczach mojej mamy, która akurat przyjechała z wizytą. Siedząc na kanapie obserwowała, jak dwóch obcych facetów prawie się nie pozabija w mieszkaniu jej syna. Pewnie myślała, że za chwilę wejdzie reżyser i powie: stop, cięcie! Ale to nie był film...
W końcu musiałem przerwać tę farsę. - Panowie, wy się tutaj kłóćcie, ile chcecie, ja jadę na wakacje. Dajcie znać, jeżeli coś ustalicie. Jakby co szukajcie mnie w Lublinie - rzuciłem wściekły.
Przed wyjazdem musiałem jeszcze zmienić pasek rozrządu w swoim samochodzie. Auto kupiłem kilka dni wcześniej od właściciela masarni. Okazyjna cena, wcześniej należało do jego żony. To porsche, 944 S2, też miało swój mały udział w transferze do Lyonu... A w zasadzie to jego pasek rozrządu, przez który zostałem dzień dłużej w Poznaniu. W drodze do mechanika odebrałem telefon.
- Pakuj się, lecą po ciebie. Jutro jest prezentacja nowych piłkarzy w Lyonie. Musisz na niej być - Fogiel niemal krzyczał do słuchawki.
- Jak? Nie mam paszportu, oddałem Górce.
- Jedź na lotnisko i odbierz Francuzów. Później zaczniemy się martwić o resztę - instruował Fogiel.
Na Ławicy pojawiłem się w krótkich spodenkach i t-shircie. Ubrany jak na plażę. Na przeciwko mnie trzej panowie w eleganckich garniturach, wśród nich Lacombe. Pojechaliśmy do Górki odzyskać paszport. Tłumaczem był Fogiel, z Paryża. U nas słuchawka krążyła między Lacombem i Górką. Po minie tego ostatniego widziałem, że jest coraz bardziej zadowolony. W końcu Lacombe spojrzał na mnie i zapytał: - Ile potrzebujesz czasu, żeby się spakować?
Do domu wpadłem na kilka sekund, chwyciłem buty do grania i ochraniacze. Nie zdążyłem nic wytłumaczyć Ani i już musiałem wracać do gości z Francji. Ruszyliśmy na lotnisko, kontrola poszła gładko. „Jacek Bąk sprzedany do Lyonu za milion marek" - mogły później napisać gazety.
Kilka lat wcześniej, kiedy zorientowałem się, że jedyne, czego mogę się nauczyć w Motorze Lublin to balangi po meczach, zacząłem coraz poważniej myśleć o zmianie klubu. Wiedziałem, że interesuje się mną Legia, pytali się o mnie działacze Lecha. Jakóbczak regularnie kursował na trasie Poznań-Lublin i przekonywał: „U nas dostaniesz dużo, bardzo dużo bejmów". Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że bejmy to pieniądze w Wielkopolsce.
Lech był konkretny, Legia się ociągała. Na ostatnie negocjacje do Poznania z Górką pojechałem z żoną Anią, która była wtedy w ciąży. Zabrałem też brata. Andrzej jest starszy ode mnie o dziewięć lat. Zawsze miał dobrą gadkę, dar przekonywania, który wcześniej ratował go z wielu opresji. Szkoła lubelskiej ulicy. Liczyłem na nią w rozmowach z doświadczonym biznesmenem.
Wiedziałem, że Górka, którego firma „Erge" była sponsorem Lecha, ma do mnie słabość. Za podpisanie pięcioletniego kontraktu zaproponował 45 tysięcy dolarów. Jak dla mnie, 19-latka, niewyobrażalne pieniądze.
Wtedy wstał Andrzej. - Nie bierzemy tego - byłem pewny, że się przesłyszałem. Po minie Górki zorientowałem się, że mój braciszek jednak zaczął swoją, niezrozumiałą dla mnie, grę. - Panie prezesie, co tu kryć, mało tego. Zaokrąglijmy do pięćdziesięciu albo wracamy do domu - kontynuował Andrzej. Cisza w pokoju po wystąpieniu brata stawała się niezręczna. - No, to my przejdziemy się z Jackiem na spacer, a pan to sobie wszystko spokojnie przemyśli - Andrzej dał znak, żebym podniósł się z krzesła.
Nie pamiętam, ile trwał ten spacer. Pół godziny, może dłużej. Po powrocie Górka bez słowa wręczył mi czek na 50 tysięcy dolarów.
Po wyjściu od niego pojechaliśmy do banku. Chciałem jak najszybciej podjąć pieniądze i ruszać do Lublina, pochwalić się rodzicom. Przy okienku, trach, poczułem łapę ochroniarza na ramieniu. - Pójdziesz ze mną - zaprowadził mnie na górę, do gabinetu swojego szefa.
- Skąd to masz?! - ton głosu dyrektora wskazywał na to, że moje położenie nie jest najlepsze. Okazało się, że Górka zapomniał podpisać czeku.
Ubrany w krótkie spodenki, z czapeczką odwróconą do tyłu wyglądałem raczej na chłopaka, który wybiera się do wesołego miasteczka, a nie ma zostać właścicielem 50 tysięcy dolarów. Na dokładkę dzięki czekowi bez podpisu. Wybłagałem dyrektora, by pozwolił mi zadzwonić do sponsora. Na szczęście Górka odebrał, uniknąłem aresztu. Przez 20 lat profesjonalnego grania miałem wiele przygód. Jedna, jedyna popijawa z kolegami w Motorze, bejmy w Poznaniu, dziesięć lat spędzonych we Francji, egzotyka w Katarze, piękne zakończenie w Wiedniu. O tym wszystkim wam opowiem. Pamięć mam dobrą. Do rzeczy złych i dobrych, śmiesznych i smutnych. Będzie trochę cukru, ale nie zabraknie pieprzu i soli. Jak to w życiu.
Nie mnie oceniać czy zrobiłem karierę. Zawsze mogło być lepiej - pokręci ktoś nosem. Zgoda. Ale gdyby ktoś powiedział mi kiedyś, że ja, „Parasol" z Lublina, 96 razy zagram w reprezentacji, to wysłałbym go do psychiatry. Pięć, dziesięć razy to może być przypadek, niemal setka raczej go wyklucza.
Pamiątkę z pierwszego treningu noszę w sobie do dziś. Dosłownie. Pod skórą w kolanie mam zarośniętych kilka ziarenek żwiru. Efekt walki, gdy z chłopakami w Lublinie rąbaliśmy w piłkę na boisku przy Kresowej...

[Obrazek: jacek_bak_470.gif]

Wspomnienia Jacka Bąka, wielokrotnego kapitana reprezentacji Polski (98 meczów w biało-czerwonych barwach), spisane przez dziennikarza "Przeglądu Sportowego". Jeśli chcecie dalsze części, dajcie znać w postach poniżej.
  Odpowiedz


Podobne wątki…
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.18 - Część ostatnia tungar 0 3 662 24.11.2011, 03:07
Ostatni post: tungar
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.17 tungar 0 4 142 22.11.2011, 01:29
Ostatni post: tungar
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.16 tungar 0 6 379 21.11.2011, 16:54
Ostatni post: tungar
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.15 tungar 0 3 525 16.11.2011, 02:32
Ostatni post: tungar
  Jacek Bąk: Moja prawdziwa historia cz.14 tungar 0 3 867 15.11.2011, 16:42
Ostatni post: tungar

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości