Policja zamknęła dla ruchu odcinek Alei Krakowskiej w stolicy z powodu prawdopodobnego lądowania awaryjnego maszyny. Ratownicy bai się, że samolot może uderzyć w przejeżdżające samochody. Na szczęście, jak informuje TVN24, pilotom udało się bezpiecznie posadzić samolot na ziemi. Z maszyny ewakuowano wszystkich pasażerów, a straż pożarna gasiła podwozie samolotu. Na szczęści, zdaniem ratowników, nikomu nic się nie stało.
"Lot był kontrolowany do samego końca. Maszyna leciała perfekcyjnie z nosem uniesionym lekko w górę" - tłumaczy TVN 24 Piotr Lipiński, jeden z pilotów LOT."Pogoda była idealna, wybrano najdłuższy pas. Do polano go pianą, by zminimalizować szansę pożaru. Wszystko przebiegało pod kontrolą" - dodaje.
Pilotom, załodze i pasażerom pogratulował też prezydent Bronisław Komorowski. Udane lądowanie to, jego zdaniem żaden cud, tylko dowód, że trzeba przestrzegać procedur.
Procedura lądowania Boeinga 767 przebiegła absolutnie prawidłowo, nikomu z pasażerów nic się nie stało - powiedzial PAP rzecznik LOT-u Leszek Chorzewski. Chorzewski poinformował, że samolot lądował praktycznie z pustymi bakami. Wcześniej maszyna zrzuciła nadmiar paliwa. "W związku z tym ryzyko zapalenia się samolotu było niewielkie. Iskry, które było widać w telewizji przy lądowaniu, to normalne tarcie metalu o asfalt. Na pasie była położona +poduszka+ ze specjalnej substancji gaśniczej (...); samolot po wylądowaniu, zatrzymaniu został standardowo również polany substancjami gaśniczymi" - opowiadał.
Jak podkreślił rzecznik, "cała procedura lądowania przebiegła absolutnie, w 100 proc. prawidłowo". "Mimo że wyglądało to dramatycznie, nikomu z pasażerów nic się nie stało" - powiedział.
Samolotowi PLL LOT, który szczęśliwie wylądował na lotnisku Warszawa-Okęcie, towarzyszyły dwa F-16 z 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku (Łódzkie). Należące do niej maszyny pełniły we wtorek dyżur bojowy. Jak powiedział PAP rzecznik prasowy Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz, jeżeli jakikolwiek samolot lub śmigłowiec ma problemy w polskiej strefie powietrznej, automatycznie jest podrywana do lotu para dyżurna myśliwców, której zadaniem jest nawiązać kontakt z załogą i pomóc w rozwiązywaniu problemów.
Wojsko sygnał o kłopotach boeinga otrzymało ok. godz. 13.40. Dwa F-16 wystartowały w ciągu 10 minut, a po kilku minutach nawiązały kontakt z samolotem PLL Lot. "Piloci po prostu sprawdzili, jak maszyna zachowuje się w powietrzu. Okazało się, że niestety podwozie nie wyszło i poinformowali o tym załogę, więc można było zacząć odpowiednie procedury. W tym przypadku sprawa była dość klarowna i czysta" - powiedział PAP Kupracz. Samoloty wojskowe towarzyszyły boeingowi do momentu przyziemienia. Dyżury cyklicznie pełnią cztery bazy Sił Powietrznych: w Mińsku Mazowieckim i Malborku, gdzie stacjonują samoloty MiG-29, oraz Poznań-Krzesiny i Łask, wyposażone w F-16.
Dziennik.pl