Witaj szanowny Gościu na forum Odjechani.com.pl. Serdecznie zachęcamy do rejestracji. Tylko u nas tak przyjazna atmosfera. Kliknij tutaj, aby się zarejestrować i dołączyć do grona Odjechanych!

Strona odjechani.com.pl może przechowywać Twoje dane osobowe, które w niej zamieścisz po zarejestrowaniu konta. Odjechani.com.pl wykorzystuje również pliki cookies (ciasteczka), odwiedzając ją wyrażasz zgodę na ich wykorzystanie oraz rejestrując konto wyrażasz zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych w ramach funkcjonowania serwisu. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności. Pozdrawiamy!


Otarliście się kiedyś o śmierć?
#1
Tak jak w temacie, ktoś z Was otarł się kiedykolwiek o śmierć? Osobiście miałem dwa takie przypadki...
Pierwszy, będąc jeszcze dzieckiem na skrzyżowaniu wyjechałem rowerem przed koła jakiegoś samochodu, po pisku opon kierowca wysiadł i zaczął się strasznie wydzierać... byłem w szoku.
Drugi to całkiem niedawny przypadek bo było to nieco ponad dwa lata temu, wracałem z tatą z zakupów. Pogoda była do bani, lało i straszna ślizgawica na drodze. Zahaczyliśmy o krawężnik, odbiło i po ścięciu kilkunastu barierek zatrzymaliśmy się na lampie. Drzwi się wygięły w kąt 90 stopni od strony kierowcy - dosłownie. Nam się nic stało prócz kilku stłuczeń i rozcięć od szkła ale auto poszło na żyletki.

No to teraz z ogromną ciekawością czekam na Wasze historyjki o ile takie miały miejsce :)
Pozdrawiam.
  Odpowiedz
#2
Miałem taką jedną ;)

Jak miałem może z 10 lat , mój tata z wujem w parku grabili liście i ogólnie oprzątali coś tam.
No to wypalało się już ognisko , i wpadliśmy na pomysł upieczenia kiełbasek.
No to Ojciec dał mi nóż , i powiedział : Idź tam gdzieś z tyłu utnij parę kijów i naostrz je.
No i dostałem wielki nóż.
Szedłem po te kije z górki , po chwili zacząłem biec.
Potknąłem się o jakąś gałąź która leżała na ziemi.
I z tym nożem w ręku , turlałem się na sam dół ( ok. 50m ).
Całe szczęście , że nie wbiłem sobie noża w brzuch , a tylko trochę się odarłem , i podarłem koszulkę.
Oczywiście od razu odebrano mi nóż :)
  Odpowiedz
#3
U mnie coś było..
Byłem mały, nie wiem może coś koło 5,6 lat. Razem z bratem ciotecznym wpadliśmy na pomysł, by poskakać z takiej małej przyczepki do samochodu. Chwilowo nie było źle, wszystko wypadało jak najbardziej po naszej myśli. Jednak wiadomo, niziutki byłem, krótkie nogi i przeskakując zahaczyłem nogą i uderzyłem głową w dużą śrubę. Zacząłem płakać, mama szybko przybiegła i zdążyła mnie podnieść i wziąć na ręce a już całą bluzkę miała w krwi. Na szczęście jakoś fartownie nic mi nie było... ;)

  Odpowiedz
#4
Jakieś trzy lata temu miałem czołówkę przy sporej prędkości.
Nic mi się nie stało oprócz otarć od pasa i
stłuczonego nosa na poduszce powietrznej.
  Odpowiedz
#5
Gdy miałem sześć lat spadłem ze schodów.
Jakieś kilka lat temu o mało nie przejechał mnie tir (idioci nigdy człowieka nie wyminą)
Utopiłem się prawię w rzecze.
Jechałem wraz z tatą samochodem i prawię mieliśmy czołówkę (kolejni idioci)
Przejechało by mnie auto na wstecznym
Coś mi się wydaję, że długo nie pożyje :D
Chomik: YouTube | Portfolio deviantART


  Odpowiedz
#6
Nie wiem, czy to się liczy jako otarcie się o śmierć, ale kiedy miałam jakieś 5-7 lat wypadłam przez oszklone drzwi. Z kolegą urządzaliśmy sobie dzikie tańce w moim pokoju - skakaliśmy, wywijaliśmy piruety, itp. Robiąc obrót straciłam równowagę i przeleciałam przez szybę w drzwiach do przedpokoju - dosłownie przeleciałam, całą sobą, choć szyba zaczynała się dopiero na wysokości jakichś 30 cm. Najlepsze jest to, że jedyne odniesione przeze mnie obrażenie to przygryziona warga - żadnego zadrapania, zacięcia, zadraśnięcia - nic, choć posypała się cała szyba. Miałam naprawdę farta.

Druga sytuacja już bardziej się kwalifikuje, do tego była wynikiem wyłącznie młodzieńczej bezmyślności. Miałam około 10-11 lat, w wakacje z koleżanką całymi dniami jeździłyśmy na rolkach. Przy naszej ulubionej uliczce biegły tory kolejowe. Kiedy już nudziłyśmy się jazdą, wdrapywałyśmy się na nasyp i kładłyśmy na szynach drobne pieniążki - 1, 2 i 5 groszy - po to, żeby przejeżdżający pociąg nam je spłaszczył. Oczywiście cała zabawa polegała na tym, żeby wyczekać aż jakiś pociąg pojawi się na horyzoncie, wtedy wbiec i położyć monetę na odpowiednim torze. I oczywiście pewnego dnia rolka zablokowała mi się w kamieniach wysypanych między szynami. Wpadłam w panikę, bo pociąg już nadjeżdżał, maszynista trąbił i chyba zaczął hamować, a ja nie mogłam wyciągnąć nogi. Dopiero koleżanka w końcu po mnie przybiegła i mi pomogła. Nie wiem, czy pociąg się w końcu zatrzymał, bo natychmiast stamtąd uciekłyśmy. Po tym wydarzeniu skończyłyśmy z naszą głupią zabawą, a do końca wakacji nie pokazywałyśmy się w tej uliczce, bo byłyśmy święcie przekonane, że policja będzie tam na nas czekać i nas aresztują. :D
  Odpowiedz
#7
Kilka lat temu miałem poważny wypadek na motocyklu. Było to dokładnie w marcu... Początek sezonu, wpadli do mnie koledzy na swoich maszynach i zaczęli namawiać mnie do odpalenia drugiego małego sprzętu, który stał kompletnie nieużywany i nie planowałem przygotowywać go na sezon. Chłopaki jednak uparli się, że szkoda aby tak leżał, wiec oni mi go szybko przygotują. Zaczęliśmy rano, umyliśmy go, posprawdzaliśmy, wymieniliśmy wszystkie oleje itd... Coś kapało cały czas, ale przekonany byłem, że to płyn z tylnego hamulca, który już sezon wcześniej ciągle wylatywał, a jak wiadomo, w ścigaczach rzadko kiedy hamuje się tyłem, więc nie przejmowałem się tym zbytnio. Miałem sprzedawać ten motorek, więc zaraz po powrocie, maszyna stałaby już do końca w garażu. Wyjechaliśmy spokojnie na fajną drogę. Wszystko z pozoru było dobrze, przyspieszyliśmy trochę i nagle chłopcy zaczęli się bawić. Miałem już na liczniku koło 150km/h, kiedy poczułem jak między nogami wszystko stanęło (bez skojarzeń ^^)... Silnik się zatarł, tylne koło się zatrzymało, a ja zacząłem robić fikołki z motorem uderzając o asfalt... Nagle znalazłem się w rowie, kompletnie zbity i w lekkim szoku. Kurtkę miałem w kawałkach, podobnie jak spodnie, poszarpane w paru miejscach. Nie mogłem się wyprostować... Stałem pogięty jak stara babcia i oglądałem dokładnie każdą kończynę, gdyż zdawałem sobie sprawę, że nawet jeśli się połamałem, to jeszcze tego nie czuję. Koledzy szybko nawrócili i podjechali na miejsce. Ja usiadłem w rowie, mimo że nie palę, wziąłem od jednego fajkę i z powagą Gandalfa zacząłem główkować, co się stało... Diagnoza była prosta. Płyn który kapał, to olej z silnika, a nie tylni hamulec, choć spływając po częściach, mogło się wydawać inaczej. Wyszedłem cało, ale kilka miesięcy minęło zanim w pełni mogłem przewrócić się bez bólu na łóżku, o sexie nie mówiąc już kompletnie przez ten czas... Siniaki, drobne zbicia i urazy, jednak największą bulwę miałem na kości ogonowej. Przypominająca granatowe jabłko kula na plecach, która goiła się naprawdę długi czas. Przeżyłem i obyło się bez złamań jednak co ciekawe, w prawej kieszeni miałem telefon, dokładnie Nokię N95-2, która nie była nawet draśnięta... Heh, zupełnie jak nówka ;) Dziecko szczęścia...


Rafał napisał(a):Gdy miałem sześć lat spadłem ze schodów.
Jakieś kilka lat temu o mało nie przejechał mnie tir (idioci nigdy człowieka nie wyminą)
Utopiłem się prawię w rzecze.
Jechałem wraz z tatą samochodem i prawię mieliśmy czołówkę (kolejni idioci)
Przejechało by mnie auto na wstecznym
Coś mi się wydaję, że długo nie pożyje :D

Rafał, to takie małe "Oszukać przeznaczenie" ^^
  Odpowiedz
#8
hmm nigdy nie żyłem nazbyt spokojnie, zawsze człowiek wymyślał rzeczy jakieś dziwne, sporo się działo przy okazji, lecz w szczegóły wdawać się nie będę - opowieść pewnie przydługa by była ;) Natomiast ostatni przypadek - wypadek opisany tu będzie.
O tym jak palenie Synonimowi życie uratowało :)
Jakieś lat temu będzie ze trzy pracowałem przy odbudowie spalonej biblioteki w Ramsgate, zajmuję się wykonywaniem ozdób i liternictwem w kamieniu, taka tam dłubanina. Na gmachu biblioteki wykonywaliśmy zwieńczenie murów z kilku tonowych bloków piaskowca, po zakotwieniu ich, od dołu robiłem jakieś drobne rzeźbienia, akcja rozgrywała się na trzecim piętrze, rusztowanie było troszkę zbyt niskie, więc dobudowali mi platformę. Na angielskich budowach od kilku lat bardzo rygorystycznie przestrzegają zakazu palenia, jeden z moich kolegów akurat wychodził na fajkę poza plac budowy i zawołał mnie z dołu... odpowiedziałem, że za momencik skończę tylko element który robię. Hmm koleżka miał jednak ochotę na pogadankę i uparcie mnie namawiał, a, że zapalić lubię, specjalnie długo prosić się nie dałem. Zeskoczyłem z platformy pod głazem i zanim jeszcze stopami dotknąłem rusztowania wiedziałem, że jest źle... głaz ruszył za mną. Ześlizgiwałem się po drabinach, kamień łamał elementy nade mną przelatując piętro po piętrze, do tej pory nie jestem pewien jak spod niego uciekłem, spadając zabrał z sobą trzy piętra rusztowania, łamiąc pięciocentymetrowej grubości deski na każdym z nich, a stalowe rury zmieniając w pokręconą gmatwaninę. Wiem jedno, kiedy dotarłem do ziemi i znalazłem się wystarczająco daleko od resztek konstrukcji spaliłem nieco więcej niż planowałem wcześniej.
  Odpowiedz
#9
Zdarzenia takie to napwno każdy miał a ja tylko jedno miałem z 4 Lat jak mi opowiadają sam nie pamiętam, Była to zima chyba nawet święta Jak Połknołem 5 Złotych :)
  Odpowiedz
#10
Ja również kiedyś miałem takie zdarzenie. Mając ok. 7 lat, wyjechałem rowerem, aby zobaczyć czy moja ciocia wraca już ze sklepu. Byłem miały i głupi, więc wyjechałem. :D No i gdy dojechałem, zauważyłem, że ciocia już jedzie. A więc wsiadłem na rower i chciałem jechać. No i gdy próbowałem wsiąść trudnym sposobem. Można to nazwać tak : wskoczenie na rower. :) No i spadłem z tego roweru, a tam były kamienie. Pamiętam tylko jak spadłem z tego roweru. Potem podobno uderzyłem głową w kamień i straciłem przytomność. Pamiętam jeszcze drogę do szpitala. Gdyby ciocia wstąpiła do domu na kawę, czy coś podobnego to po jakiejś godzinie mogłoby być już po mnie. Lecz na szczęście stało się jak się stało. ;) Potem, gdy wróciłem ze szpitala, cała rodzina na mnie czekała w domu. Byłem bardzo dumny, że tyle osób się o mnie martwiło. ;)
  Odpowiedz


Podobne wątki…
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  20 - Letni Konrad skazany przez NFZ na śmierć Pilnie potrzebuje pomocy. Mesajah 1 1 125 21.06.2016, 00:04
Ostatni post: Demanufacture
  Dr Śmierć, czyli rzeźby z ludzkiego ciała - dyskusja Swordancer 4 4 145 28.07.2015, 23:50
Ostatni post: Swordancer
  Jak to kiedyś było z nazwiskami? Devil 14 5 506 07.04.2015, 17:17
Ostatni post: Adiyoshi
  Kiedyś było zupełnie inaczej.... Gospodarz 11 4 576 14.03.2015, 12:11
Ostatni post: konek
  Współczesny problem rasizmu inny niż kiedyś Swordancer 4 3 711 22.02.2015, 21:00
Ostatni post: Demanufacture

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości