Witaj szanowny Gościu na forum Odjechani.com.pl. Serdecznie zachęcamy do rejestracji. Tylko u nas tak przyjazna atmosfera. Kliknij tutaj, aby się zarejestrować i dołączyć do grona Odjechanych!

Strona odjechani.com.pl może przechowywać Twoje dane osobowe, które w niej zamieścisz po zarejestrowaniu konta. Odjechani.com.pl wykorzystuje również pliki cookies (ciasteczka), odwiedzając ją wyrażasz zgodę na ich wykorzystanie oraz rejestrując konto wyrażasz zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych w ramach funkcjonowania serwisu. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności. Pozdrawiamy!


Otarliście się kiedyś o śmierć?
#11
Ja miałem też kiedyś taki przypadek że otarłem się o śmierć gdy nie ostrożny kierowca prawię mnie rozjechał.
  Odpowiedz
#12
(26.09.2012, 23:39)Buhay napisał(a): Rafał, to takie małe "Oszukać przeznaczenie" ^^
Takich sytuacji miałem o wiele więcej. Najbardziej pamiętam jednak sytuację na wstecznym :D. Wracałem ze szkoły i przechodziłem przez polną drogę. Miałem na głowie kaptur bo było dość zimno, na dodatek padał deszcz. Widziałem jak gościu cofa, ale myślałem że zdążę bo był on dość daleko. Jak przechodziłem koleś mnie minął na wstecznym, przy okazji uderzając mnie lekko w nogę. Stanąłem jak wryty. Gościu był wystraszony tak jak ja :D i tłumaczył się, że miał mnie w martwym punkcie. Martwym heh.

Przypomniało mi się także, że o mało nie rozjechała by mnie nauczycielka jak chodziłem do przedszkola i jeszcze kiedyś kopnął mnie prąd co skończyło się wizytą w szpitalu. Na szczęście jestem cały i zdrowy... na razie.
Chomik: YouTube | Portfolio deviantART


  Odpowiedz
#13
Jak miałam 7-8 lat to miałam wypadek na rowerze ;]
Bardzo szczęśliwe małe ja właśnie nauczyło się jeździć na rowerku bez spadania z niego co 5 sekund ;p
U nas na wsi droga od mojego domu leci na dóóóóóóół, więc skoro można szybko zjechać, to czemu nie :D Za mną jechali mama z bratem, ale że ja to ja, jechałam pierwsza jakieś 8km/h :D
Przy samym dole drogi mieszka gostek. Psy gostka, sztuk 3, wyskoczyły na mnie znienacka i małe ja spanikowało, ostatnie co pamiętam to to że obróciłam się żeby zobaczyć czy dalej mnie gonią a potem BUM! Czarno, dalej urywa mi się film. Obudziłam sie w szpitalu z zagipsowaną ręką prawą, obdartą lewą, poobdzieranymi kolanami i zaszytą głową (Do tej pory mam sporą bliznę na czole), powiedzieli mi że wpadłam na metalowe ogrodzenie (moje szczęście :L ) prosto na głowę, mama podbiegła ale nie miała przy sobie telefonu, dzięki Bogu jakaś babka akurat stała na balkonie i zadzwoniła po pogotowie :L

Prawie przejechanie mnie rowerem, spadanie z murków na beton i obijanie się o ściany to standard ;p Pozatym, prawie mnie nauczycielka ostatnio przejechała :D
[Obrazek: 3aa6a412f2f8c5f15ec9f5f23f4da4ac.png]
The strength is in the warrior, not in the weapon
  Odpowiedz
#14
Hawkeye napisał(a):Bardzo szczęśliwe małe ja właśnie nauczyło się jeździć na rowerku
Hawkeye napisał(a):małe ja spanikowało
To jest świetne, naprawdę się uśmiałam, chyba sobie to określenie podkradnę. :D

A propos przypomniała mi się jeszcze jedna sytuacja, nie wiem czy wtedy właśnie nie byłam najbliżej śmierci. ;)
Lubiłam jeździć na rowerze u dziadków na wsi, na polnej ścieżce między gospodarstwami a polami. W domu obok dziadków mieszkała moja dalsza rodzina, prowadzili gospodarstwo pełną gębą, mieli wszystkie zwierzątka - drób, świnie, konie, krowy... No i byka. Byka wyprowadzali na popas za dom, na nieogrodzony kawałek łączki właśnie przy tej ścieżce. Zawsze kiedy obok niego przejeżdżałam specjalnie go denerwowałam - jeździłam mu przed nosem, krzyczałam, machałam, zadowolona, że jest na łańcuchu przypiętym do paliczka wbitego w ziemię i mogę mu do woli dokuczać, a on się tak fajnie wścieka. Pewnego pięknego dnia drań się jednak zerwał i popędził za mną. Z wrażenia spadłam z roweru, nie było czasu wsiadać na niego ponownie, więc popędziłam w stronę najbliższego drzewa - jabłonki, na którą nigdy nie umiałam wejść - i jakimś cudem tym razem udało mi się na nią wskoczyć, jakbym dosłownie dostała skrzydeł. I całe szczęście, bo chwilę potem byk walnął łbem w pień drzewa, musiał być tuż za mną. Dziadek z wujkiem później kilka godzin próbowali go uspokoić i złapać, taki był rozwścieczony. A mnie do dzisiaj tyłek boli po laniu, jakie dostałam od babci, bo się głupie do wszystkiego przyznało. :D
  Odpowiedz
#15
Ja za to mam kompletnie inną historię od waszych, bo ja nie mogłam w żaden sposób zapobiec temu, co się ze mną działo. ;D Mnie chciała zabić kochana Polska Służba Zdrowia. Taka historyjka: pierwsza klasa liceum (to było dokładnie 4 lata temu) miałam "kocenie", występowałam na apelu z jakimś wierszem, nawet nie pamiętam jakim. Zwolniłam się jednak, że tak napiszę "głównego kocenia", bo źle się czułam. Wróciłam do domu, zielona na twarzy. Strasznie bolał mnie brzuch. Przyjechał nasz rodzinny lekarz (który po kilku innych przebojach przestał nim być) żeby mnie zbadać. Pan doktor stwierdził, że wymyśliłam sobie ten ból (!!) bo w badaniu nic nie wyszło, nie dał mi nawet skierowania na jakieś USG. Rodzice więc wzięli do do prywatnej przychodni na badanie, gdzie lekarz znów ni Ale ból mi nie przechodził, w końcu, w nocy rodzice (ah, co oni wtedy ze mną przeszli...) zabrali mnie do szpitala. Najpierw nie chcieli nas wcale wpuścić (!!), potem czekałam godzinę, aż zajmą się jakimś ćpunem, który szalał im po szpitalu. W końcu mnie zbadali, nic nie stwierdzili, no ale przecież było po mnie widać jak bardzo mnie boli, przyjęli mnie na noc. Dali mi wtedy jakąś kroplówkę, ale rano dalej mnie bolało. Takiego jednostajnego mocnego bólu, i tego co przeszłam, to nikomu nie życzę... W końcu rano wzięli mnie na USG, które przeprowadzała jakaś młoda lekarka, niezłą miała minę, wezwała kogoś nad sobą i od razu, biegiem wzięli mnie na blok operacyjny. Chodziło o wyrostek robaczkowy, gdyby wtedy poczekali jeszcze chwilkę, to już pewnie nie mogłabym pisać tych słów. Hah. Szrama ponad 10 cm na całe życie, ale żyję. Choć to i tak nie koniec mojej historii, dopiero później było (nie)ciekawie...
Spędziłam w szpitalu po operacji kilka dni, na kroplówkach, miałam gorączkę. A przecież powinno być wszystko ok, skoro jeśli chodzi o wyrostek, to według lekarzy nie jest to nawet operacja, tylko zabieg chirurgiczny. Zbili mi tę gorączkę antybiotykami i puścili do domu. Minęły chyba trzy czy cztery dni, ale wcale mi nie było lepiej, nawet nie myślałam o powrocie do szkoły. Gdy miałam gorączkę ponad 40 stopni, rodzice znów zawieźli mnie do szpitala. Przez kolejny tydzień leżałam tam z otwartą (!!) raną, która się "paprała", a lekarze, zrzucali to wszystko na to, że jestem otyła. Ha! Dalej miałam kroplówki i inne rzeczy. Ale znów gorączka wróciła. Mogłabym napisać w tym momencie trochę o bioenergoterapeucie który mi wtedy pomógł, ale wiem, że ludzie są wobec takich metod sceptyczni. Bez drugiej operacji się nie obyło, mój tata na granicy nerwów, chciał mnie przewieźć do Łodzi, no ale stwierdzili, że nie przeżyłabym podróży. Ok, tym razem operował mnie sam pan ordynator. Okazało się, że pierwszy chirurg coś mi w brzuchu zostawił, stąd te problemy. Gdy po operacji ordynator rozmawiał z tatą, który co tu się dziwić, delikatnie pisząc się denerwował, powiedział mojemu tacie, że ma tylko jednego lekarza któremu ufa, i spytał się taty, co ma zrobić. Jak to co? Zamknąć ten cholerny oddział. Po operacji też spędziłam jakiś czas w szpitalu, ale czułam się o niebo lepiej niż za pierwszym razem, następnego dnia sama już wstałam. Ale wiecie, leżeć w szpitalu w dniu wszystkich świętych, gdzie właśnie jedyną rozrywką jest telewizor po 2 zł za godzinę (bo było się tak otumanionym, że nie można się było skoncentrować na czytaniu czy czymkolwiek), i oglądasz te wszystkie palące się znicze... Do tej pory pamiętam to uczucie. Wróciłam do domu i było już ok.
Jednak najgorszy w tym wszystkim nie jest ten ból, bo to minęło, wycięli mi to w końcu i jakoś połatali. Ale jeśli ktoś z was choć raz szedł do szkoły, gdzie nikogo nie znał, wie jak kluczowe są pierwsze dwa miesiące - kształtuje się cała "społeczność" w klasie. Mnie nie było ponad miesiąc, a to dużo, o dużo, za dużo. Żebym była osobą jakąś śmiałą, czy chociaż wesołą, a potem co przeszłam, to akurat chciało mi się śmiać. Jakoś liceum jednak przetrwałam, najgorzej nie było, najlepiej też nie. Ale o tym to mogę sobie pisać, tak, z perspektywy czasu. Równe 4 lata temu byłam już po tej drugiej operacji...


Tragizm jednak tego może był też trochę większy. Pamiętam, leżałam w sali nr 1. Z dwoma paniami które przyszły do szpitala z powodu woreczka żółciowego - każda w innym wieku. A przecież, to podobnie jak wyrostek - jaka tam operacja? Zabieg! Każda z nas po tym zabiegu, miała drugi, poprawkowy. Lekarze, że "pechowa jedynka". Tylko, że nie byłyśmy jedyne na całym oddziale. Chcieliśmy by zrobili reportaż dziennikarze z RMF.fm - potrzebne były podpisy. Nikt nie chciał, bali się.

Do kochanej Polskiej Służby Zdrowia to chyba mamy pecha w rodzinie... Podobnie nie mogli dojść skąd bóle u mojego brata (okazało się po jakimś czasie, że szybko rośnie, i miał jakieś problemy ze śledzioną), siostrę gdy w nocy złapały bóle... Karetka odmówiła przyjazdu (!!) - miała kamienie nerkowe (a jest ode mnie młodsza). Tak samo do babci, gdy dostała wysokie ciśnienie w nocy na karetkę czekaliśmy dwie godziny.

"Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz"...
Free Your Mind!
  Odpowiedz
#16
A ja miałem takie coś : Jeździliśmy sobie z kolegami na rowerach, skakaliśmy trochę, i źle się stało bo nie wiem jakim cudem ale jak wyskoczyłem to jakoś dziwnie poleciałem i kierownica wbiła mi się prosto w tętnicę udową. Krew tryskała jak głupia, przytomności nie straciłem, nic nie bolało było głęboko na 7cm, powieźli mnie do szpitala w Zielonej Górze gdzie byłem 1 miesiąc i 2 dni, mogłem się po prostu wykrwawić na śmierć.
[Obrazek: Kd6SQvD.png]
  Odpowiedz
#17
Miałam 9 lat i to było tuż przed komunią. Wpadłam na pomysł, żeby wyjść na rower. Mama mówiła nie idź ,idź bez roweru, ale ja i tak wzięłam ten rower. Mieszkałam na 10 piętrze więc wsiadłam do windy i ruszyłam na 7p. Winda się zacięła więc ja odważna rozbiłam szybę butem i zaczęłam się przeciskać przez okno z drzwi...takie długie ci wąskie...i byłam już w połowie jak winda ruszyła. Mojej mamy koleżanka mieszkała właśnie na 7p. wybiegła na huk tej szyby i była na tyle przytomna ze wepchnęła mnie z powrotem i w ten sposób winda nie przecięła mnie na pół... Skończyło się na złamanej ręce i zdartej na nodze. ;]
  Odpowiedz
#18
Ja kiedyś jechałem na rowerze "bez trzymanek" (właśnie się uczyłem) i wpadłem na bramę z takimi kolcami. Kolec otarł mi oko i uderzył w nos, miałem szczęście, że nie było to konkretnie w oko (bo bym nie widział), ani nie w skroń (bo w tedy mógł bym nie żyć). Ostatecznie byłem w szpitalu i po kilku dniach wzrok mi się wyostrzył.
  Odpowiedz
#19
Jak miałem 12 lat, chciałem się popisać przed kolegami. Zdarzenie miało miejsce w pewien środowy poranek, gdzie upojony sztuką wracałem z teatru. Gdy wkroczyłem w progi mojej szkoły, skierowałem się ku pobliskiej szatni, gdzie przechowywałem swoje ubrania. Aby do niej wejść, należało zejść na dół po schodach. Na 3 stopniu od dołu 2.30cm nad schodami umiejscowiony był "górny próg", zbudowany z betonu. Zamiast zejść po schodach, postanowiłem zbiec po nich. Z rozbiegu biegłem po stopniach, aż skoczyłem z 5 schodka z perspektywy dołu, uderzyłem głową o próg i wylądowałem na parkiecie z płytek, uderzając o jedną z nich głową, tak, że z czubka głowy kropiła na parkiet krew, spanikowałem, darłem się tak, że słychać mnie było aż w pobliskim sklepie sportowym "Tramp". Przyjechali na sygnale, zrobili opatrunek, odwieźli do szpitala, gdzie musiałem znosić tutejsze pożywienie. Do dzisiaj mam 2-centymetrową bliznę na głowie, nie rosną tam włosy, na szczęście przerwa jest tak mała, że jej w ogóle nie widać.
  Odpowiedz
#20
Co do kierowców tirów. Pełen szacun za wykonywań zawód. Dlaczego? Każdy wyjazd tirem na Rosję może być ostatnim, wiele godzin w jednej pozycji z pełną czujnością. Rafał, wiem jak to wygląda na polskich drogach, ale spróbuj zachować pełnię uwagi przez ponad 10 godzin, bez ustanku (jedna przerwa 45 min.) zwłaszcza dla tych wracających z Rosji gdzie czasami nie śpią po 48h stojąc w kolejce. Ale nie o tym jest temat.
Organizm źle znosi nieregularne pory snu. Więc jeszcze raz. Pełen szacunek.

Najbliżej śmierci byłym niecały miesiąc temu. Wracałem wieczorem niezbyt oświetlonym rowerem po dość uczęszczanej drodze (zwłaszcza tiry).
Zbliżałem się do zakrętu, gdy zza niego wyjechały mi dwa wyprzedzające się samochody. Nie dość że na długich oba, to ok. 120km/h na liczniku. Teren zabudowany, ok. 100m do szkoły. Nie zdążyłem zareagować, w dodatku zostałem oślepiony. Lusterko otarło się mi o bluzę zostawiając ładny szary ślad. Po za tym to parę razy oberwałem siodełkiem od roweru w głowę i wiele innych opałów (2 razy wyleciałem przez kierownicę).
[Obrazek: Nwc7AWP.png]
Sygnatura wykonana przez: Rafal07000
  Odpowiedz


Podobne wątki…
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  20 - Letni Konrad skazany przez NFZ na śmierć Pilnie potrzebuje pomocy. Mesajah 1 1 125 21.06.2016, 00:04
Ostatni post: Demanufacture
  Dr Śmierć, czyli rzeźby z ludzkiego ciała - dyskusja Swordancer 4 4 145 28.07.2015, 23:50
Ostatni post: Swordancer
  Jak to kiedyś było z nazwiskami? Devil 14 5 506 07.04.2015, 17:17
Ostatni post: Adiyoshi
  Kiedyś było zupełnie inaczej.... Gospodarz 11 4 576 14.03.2015, 12:11
Ostatni post: konek
  Współczesny problem rasizmu inny niż kiedyś Swordancer 4 3 711 22.02.2015, 21:00
Ostatni post: Demanufacture

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości