Jestem absolutnie przeciwna aborcji, bo uważam, że żaden człowiek nie ma prawa odbierać drugiemu człowiekowi życia (poza wyjątkowymi sytuacjami, kiedy stajemy w obronie swojego lub czyjegoś życia). Nie mamy prawa również decydować o tym, kto powinien żyć, a kto umrzeć.
Często słyszę argument za aborcją, że jak dziecko ma być oddane do sierocińca czy żyć w biedzie, to lepiej usunąć ciążę. Co za bzdura. Nie jesteśmy jasnowidzami, aby wiedzieć, czy dziecko poczęte z gwałtu, zostawione w szpitalu czy oddane do domu dziecka będzie w przyszłości szczęśliwe, jak potoczy się jego życie i jak je wykorzysta. Jakim prawem ktoś ma o tym decydować w imieniu nienarodzonego jeszcze człowieka, i to decydować, że lepiej będzie go zabić?
Dyskusja, kiedy zarodek/płód staje się człowiekiem, wciąż się toczy, nikt nie dał na to pytanie jak dotąd jasnej, jednoznacznej, popartej naukowymi dowodami odpowiedzi, w związku z czym ja przyjmuję, że nowy człowiek "powstaje" w momencie zapłodnienia. I od tego momentu jego życie powinno być chronione jak każdego innego, narodzonego człowieka.
Swoją drogą to ciekawe, że na ogół tak zwana "lewica" popiera aborcję, natomiast jest przeciwna karze śmierci (w ramach ochrony życia ludzkiego), a tak zwana "prawica" jest przeciwna aborcji (w ramach ochrony życia ludzkiego), a popiera karę śmierci. Tylko ja widzę ten ogromny absurd i hipokryzję?
PS
Właśnie w programie Lisa na TVP2 toczy się dyskusja na temat aborcji.
Aborcja to zło, nie trzeba być etykiem, żeby to zrozumieć. Jak już kobieta naprawdę nie chce dziecka ok, niech się przemęczy, urodzi i odda je do adopcji albo zostawi w szpitalu. tak to się zdarza, nawet dość często, że mamusie w kilka dni po porodzie ulatniają się z porodówki i zapominają o dzieciątku. Rozmawiałem z lekarzami moimi znajomy i pytałem, co wtedy czują. Mówili, stary lepiej, że je zostawiła niż miałaby iść gdzieś w krzaki albo na śmietnik małego wywalić. Takiego juniora do 3 lat najłatwiej adoptować, jest najwięcej chętnych. Jest ogromna szansa, że wyrośnie z niego fajna babka albo facet, ale ktoś musi im dać szansę.
Jestem całkowicie przeciwny aborcji, jeśli dziecko było planowane, czy po ślubie. Jeżeli nie chce tego dziecka oddaje je do adopcji. Jeśli kobieta ma problem, przepraszam kobiety nie mają... Tak więc jak dziewczyna lubi często w cylinder, z każdym tłokiem i się nie zabezpiecza to jej problem, karą niech będzie te dziecko...
Ofiary gwałtów powinny mieć pierwszeństwo w usuwaniu ciąży. Jeżeli urodzi, potężne sankcje i alimenty dla ofiary.
Teraz czemu tak piszę.
Przypomnijcie sobie czasy 20 lat temu, gdzie mało kto miał taki problem. A dziś, choćby po fikcyjnej małej Madzi z Sosnowca, która nie miała spadochronu. (Podkreślam, fikcyjny fakt dla mnie, który skłócał grona ludzi, by ktoś nie sugerował że głoszę skandaliczne opinie)
Ja również jestem przeciw aborcji, z pewnymi wyjątkami. Większość ludzi, bez zastanowienia powiedziała by że jest przeciw, ale trzeba się zastanowić co jest lepsze dla nienarodzonego dziecka, ponieważ są takie sytuacje, że moim zdaniem aborcja to najlepsze wyjście z sytuacji. Nie mówię o sytuacjach, w których po prostu para nie chcę dziecka i chcą usunąć ciąże ale o przypadkach w których wiadomo że dziecko do końca życia będzie niepełnosprawne.
Ja jestem oczywiście przeciw! Mówicie tu o różnych sytuacjach.. Trzeba myśleć wcześniej, a nie później radzić sobie takimi sposobami.
No dobrze, w takim razie co doradzisz jak to określasz 'później' zgwałconej kobiecie? Powiesz jej, że trzeba myśleć? Czy zaproponujesz inne rozwiązania-propozycje takiej osobie? Myślę, że forumowicze chętnie posłuchają Twojego zdania jeśli wiesz co mówisz zabierając głos w takim temacie.
Miałem na myśli osoby świadome tego co robią. Jeżeli chodzi o gwałty, to jest już inna sprawa.. W takiej sytuacji mam podzielne zdanie.. Kobieta nie miała nic do powiedzenia, została potraktowana w sposób brutalny i niedopuszczalny - w takich przypadkach popieram aborcje, ale jeżeli chodzi o ludzi świadomych tego co robią, to zdecydowanie przeciw!
VanFiree napisał(a):Miałem na myśli osoby świadome tego co robią.
Ty chyba życia nie znasz.
Czyli wg Ciebie jak kobieta nie zostanie zgwałcona,
mówisz aborcji
nie, jeśli zostanie zgwałcona mówisz aborcji
tak.
Czyli dla Ciebie nie jest ważny płód, tylko sposób w jaki pojawił się on w kobiecie tak?
Z tego co opisujesz to właśnie tak jest.
Nie dalej jak w poprzednim poście napisałeś:
VanFiree napisał(a):Ja jestem oczywiście przeciw!
A za chwilę zaprzeczasz samemu sobie.
Myślę, że nie masz pojęcia o czym piszesz.
Prosiłbym Cię zatem o nie zabieranie głosu w wątkach,
których tematyka jest dla Ciebie obca / mało znana.
Sorry.
Aborcja za - czy przeciw... To troszkę więcej niż moralny dylemat, zdecydowanie i obiema rękoma chciał bym się podpisać pod ochroną życia poczętego... nigdy jednak nie będę matką ( tak przynajmniej mi się wydaje) dziecka poczętego w wyniku przemocy, dziecka u którego przed porodem zdiagnozowano coś bardzo złego, w znaczeniu nieuleczalna choroba, dziecka... życie pisze najróżniejsze scenariusze i nie mam najmniejszego zamiaru odbierać prawa matką. Wychodzi na to , że bardzo trudno odpowiedzieć na tak postawione - bardzo trudne pytanie. Po głębszym jednak zastanowieniu - jestem za tym, by ci na których spada obowiązek mieli prawo podejmowania decyzji, a karalne w takich wypadkach winno być wywieranie nacisków.
admin napisał(a):co doradzisz jak to określasz 'później' zgwałconej kobiecie?
Gwałt dla kobiety jest ogromną tragedią, nie neguję tego, ale dla dziecka - tego małego, nowego człowieka - jest naprawdę bez różnicy, czy zostało poczęte w wyniku gwałtu, "wpadki", czy świadomej decyzji. Bez względu na sposób poczęcia, dziecko ma zawsze takie samo prawo do życia, człowiek ma zawsze takie samo prawo do życia. Gdyby zgwałcona kobieta zabiła swoje dziecko już po urodzeniu, byłaby morderczynią, ale zabić je wcześniej już można, tak? Jeśli jest do wyboru - "nakazać" jednemu człowiekowi poświęcić 9 miesięcy życia albo zabić drugiego człowieka - to ja uważam, że powinno się wybrać mniejsze zło.
Bardziej delikatną kwestią moim zdaniem jest sytuacja, kiedy donoszenie ciąży grozi śmiercią matki. Co w takiej sytuacji zrobić? Raczej nie zdarza się, by istniała stuprocentowa pewność, że matka umrze, istnieje możliwość, prawdopodobieństwo mniejsze lub większe, że może nie przeżyć ciąży/porodu. Czy można od kobiety wymagać takiego poświęcenia, zaryzykowania własnego życia? Czy można nakazać komuś, aby poświęcił życie, by mógł przeżyć ktoś inny? Z drugiej strony - czy można za nienarodzone dziecko podjąć decyzję, że to właśnie ono umrze? Dziecko, które nie może wyrazić swojego zdania, które nie może się bronić, nie ma możliwości walczyć o życie. Kobieta ma ten "luksus", że może świadomie podjąć decyzję, może starać się o najlepszą opiekę medyczną, może wreszcie sama doprowadzić do poronienia. A dziecko? Czyich więc praw powinno się bronić w pierwszej kolejności? A może, kiedy już medycyna zawodzi, zostawić to w rękach matki natury?