25.01.2012, 23:21
Możliwe, że masz rację, ja akurat najpierw zapoznałam się z sagą i zakochałam się od pierwszego czytania, więc nic dziwnego, że film był dla mnie porażką. Ale patrząc obiektywnie, nawet pomijając niezgodności z książką (tu by dopiero było pisania!), film był po prostu okropny. Żeby wymienić tylko parę przykładów: charakteryzacja Geralta (nie, skąd, wcale nie widać, że ma włosy wysmarowane na sztywno żelem, czy jakimś innym mazidłem, coby mu się fryzura trzymała), sceny walk wyglądają, jakby ośmioletni chłopcy dźgali się drewnianymi mieczykami na podwórku, że na "efekty specjalne" litościwie spuszczę zasłonę wymownego milczenia... I jak bohaterowie drugoplanowi im się nawet udali (Wolszczak jako Yennefer, Dymna jako Nenneke, Chyra jako Borch Trzy Kawki, a Zamachowski w roli Jaskra już w ogóle rewelacyjny), tak Żebrowski w roli Geralta to jak dla mnie kompletne nieporozumienie - Geralt może i był brutalny, ale jakiś taki za bardzo dramatyczny i bez cienia poczucia humoru, choć może to bardziej wina scenariusza, niż samego odtwórcy. Wiem, rozpisałam się niepotrzebnie, ale zawsze mnie cholera bierze, jak sobie przypomnę tego filmowego potworka.
Wracając do książki, tłumaczenie rzeczywiście ma ogromne znaczenie, zły tłumacz może zniszczyć najlepszą książkę i odwrotnie (vide "Władca Pierścieni" i przekład Skibniewskiej vs przekład Łozińskiego). Swoją drogą ciekawe, czy w USA czytali ten sam przekład Wiedźmina, co w Wielkiej Brytanii.
Wracając do książki, tłumaczenie rzeczywiście ma ogromne znaczenie, zły tłumacz może zniszczyć najlepszą książkę i odwrotnie (vide "Władca Pierścieni" i przekład Skibniewskiej vs przekład Łozińskiego). Swoją drogą ciekawe, czy w USA czytali ten sam przekład Wiedźmina, co w Wielkiej Brytanii.