Ja swój pierwszy egzamin na prawko miałem wiele lat temu bo zdawałem jeszcze za młodziaka na kategorię A1 (od 16 lat na 125 motocykl)... Taki mały kompromis z rodzicami po nielegalnych zabawach i wypadku na większym jednośladzie. Zdałem za pierwszym i pamiętam, stresowałem się, jednak nie na tyle aby przestać trzeźwo myśleć. Na egzaminie teoretycznym nie miałem żadnego błędu, a same pytania były tak banalne, że wystarczyło je tylko przejrzeć.
Drugi egzamin na B był już zupełnie inny. Trochę dojrzałem przez kolejne lata i byłem dużo pewniejszy siebie. Podchodziłem do niego na ogromnym luzie. Znałem świetnie zasady ruchu drogowego, ale mimo wszystko przysiadłem do testów bo jednak niektóre pytania są typowo do wykucia na blachę... Chociażby te z pierwszej pomocy, metrami od pasów czy torów itd. wyjechałem na miasto i jeździłem dobre 30 min. Obok siedział dość gburowaty egzaminator, który pamiętam nie chciał ze mną rozmawiać... Widziałem już, że wracamy do word'u i w sumie myślami byłem już w domu ze znajomymi, gdzie czekała na mnie imprezka i opijanie prawka, aż tu nagle... Sytuacja - Stoję pierwszy na skrzyżowaniu przed światłami. Migacz puszczony w lewo. Zapala się zielone więc ruszam na środek, puszczam tych z naprzeciwka i czekam aż przejadą. Wszystko robię prawidłowo. Sznur z przodu jednak ciągnie się cały czas i kiedy widzę, że już ostatni prawie mnie mija, z boku puściło się już zielone światło. Pech chciał, że niecierpliwy kierowca BMW, który ruszywszy po piskach specjalnie wbił się przede mną, nie dając mi możliwości ruszenia, zablokował mi całkowicie wyjazd ze skrzyżowania, gdyż za nim odruchowo puścił się sznurek innych aut, a ja zmuszony do przestrzegania przepisów, nie mogłem ruszyć i wymusić pierwszeństwa, ani stać i blokować skrzyżowanie. Spojrzałem wtedy na egzaminatora i spytałem - "Widział to Pan?" Odpowiedział ze zdziwieniem, że tak. Zapytałem więc znowu - "To trochę nietypowa sytuacja, więc co mam zrobić?" Pamiętam, dokładnie jego słowa - "Grał Pan kiedyś w szachy?" ...i wtedy załapałem. Szach mat - Ani w jedną ani w drugą. Egzamin został przerwany. Nie zdałem.
Drugie podejście zaś miałem totalnie śmieszne. Świetny z pozoru egzaminator z którym jeździłem 50 min, choć nie wiem czy nie było wtedy już w przepisach, że nie mogą tak długo trzymać... Nie pamiętam. Podchodziłem do egzaminu praktycznego tak bardzo na luzie, że nie kryłem się z tym. Miła pogawędka w samochodzie z naprawdę miłym panem egzaminatorem, troszeczkę utrudniła mi sprawę. Otóż, facet widząc, że taki kozak ze mnie, postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście jestem takim dobrym kierowcą za jakiego się uważam no i zaczęliśmy się bawić w wyzwania, heh. Niby to było zabawne i bawiliśmy się świetnie w ten sposób, jednak to był egzamin za który płaciłem, a błąd oznaczał porażkę. Pamiętam jak śmiałem się później ze znajomymi, że miałem 3x5 - czyli 5x parkowanie (wszystkie), 5x zawracanie i 50 minut jazdy. Dał mi popalić facet, ale miło go wspominam, a słowa które mi powiedział kiedy wysiadaliśmy już w wordzie, strasznie mnie podbudowały
Tak więc, grunt to spokój wewnętrzny i wiara w siebie