Witaj szanowny Gościu na forum Odjechani.com.pl. Serdecznie zachęcamy do rejestracji. Tylko u nas tak przyjazna atmosfera. Kliknij tutaj, aby się zarejestrować i dołączyć do grona Odjechanych!

Strona odjechani.com.pl może przechowywać Twoje dane osobowe, które w niej zamieścisz po zarejestrowaniu konta. Odjechani.com.pl wykorzystuje również pliki cookies (ciasteczka), odwiedzając ją wyrażasz zgodę na ich wykorzystanie oraz rejestrując konto wyrażasz zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych w ramach funkcjonowania serwisu. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności. Pozdrawiamy!


Teraz czytam, ostatnio przeczytałem/am...
#31
Ja tydzień temu skończyłem czytać książkę pt. "Zaginiony symbol" autor: Dan Brown.
Powiem tak, nie lubię czytać książek, ale ta była bardzo wyjątkowa.

Jestem zachwycony fabułą, jaką wymyślił Dan Brown. Ten człowiek jest niezwykły. To trzeba mieć wyobraźnię, żeby stworzyć takie cudo.

Opowiada o Robercie, który musiał poradzić sobie z zagadką piramidy Masońskiej. Żeby odgadnąć zagadkę uwierzył w legendy, które okazały się prawdą.
Wystąpiła także Katherine, podobnie jak w „Kodzie Leonarda da Vinci”.

Na końcu był ciekawy „morał”, którego nie zdradzę bo stracicie przyjemność z czytania.
:D:D
  Odpowiedz
#32
Cytat:"Zaginiony symbol" autor: Dan Brown
...
Na końcu był ciekawy „morał”, którego nie zdradzę, bo stracicie przyjemność z czytania.


Nic nie pisz!!!! :P Właśnie dorwałam tę książkę i niedługo zabieram się do czytania. :D
Ale na razie muszę dokończyć czytanie Labiryntu Kate Mosse.
Książka opowiada o trzech księgach kryjących tajemnicę Świętego Graala. Jej wydarzenia dzieją się w latach 1209 (gdzie główną bohaterką jest Alais) oraz 2005 (gdzie główną bohaterką jest dr Alice Tanner) .

1209
Akcja dzieje się w średniowiecznej Langwedocji, a wydarzenia ściśle nawiązują do konfliktów między chrześcijanami a bons chrétiens (dobrzy chrześcijanie - inaczej katarzy). Dochodzi do wielu napaści na ludzi, którzy (według kościoła) są heretykami. Kościół morduje wszystkich mieszkańców miasta, nieważne czy to katolicy, czy heretycy. Przywódca, zapytany jak rozróżnić katolików, odpowiada: "Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich". Nie ma litości, nawet dla dzieci, kobiet. W napadniętych miastach palą się stosy. Jedynie Carcassona, miejsce gdzie mogą się skryć wszyscy bons chrétiens, nie chce się poddać. Ludzie wolą spłonąć na stosie niż wyrzec się swojej wiary. Jest to historia o wielkiej odwadze, ale także o zdradzie i przeznaczeniu.

2005
Gdy Alice podczas wykopalisk odkrywa jaskinię, nie zdaje sobie nawet sprawy jakie będą tego konsekwencje. Akcja dzieje się w nowożytnej Francji, gdzie poznaje ona historię katarów oraz Trylogii Labiryntu.


Minusy:
- zbyt duża ilość francuskich i oksytańskich słów (mały słowniczek z tyłu książki, ale wg mnie niezbyt przydatny)
- mało detali w opisie XXI wieku. Średniowiecze lepiej i ciekawiej opisane

Plusy:
+ Znakomity opis czasów średniowiecza
+ Wciągająca akcja
+ Ciekawie przedstawiona historia Graala
+ Ukazuje poczynania Kościoła w czasie średniowiecza (brutalne napaści, morderstwa, spalanie na stosie, itp.)
++ Dwa plusiki za intrygę


Południowo-zachodnia Francja
Los Seres

Kilka kilometrów na wschód wrona krąży nad zagubionym między szczytami Montagnes du Sabarthés miasteczkiem. Wysoki szczupły mężczyzna w jasnym garniturze siedzi sam przy stole z ciemnego drewna.

Na blacie leży kilka arkuszy kremowego papieru, wszystkie pokryte są gęsto rzędami zwartych liter naniesionych czarnym atramentem. Słychać tylko skrzypienie pióra, od czasu do czasu, gdy mężczyzna upija łyk, kostki lodu uderzają o szkło. Czuć subtelną woń alkoholu i wiśni. Gdy piszący przerywa swoją czynność, upływ czasu znaczy tykanie zegara.

Podejmuje pisanie na nowo:

Zostawiamy za sobą wspomnienie o tym, kim byliśmy i co zrobiliśmy. Tylko ślad. Wiele się nauczyłem. Zmądrzałem. Ale czy coś zmieniłem? Nie potrafię ocenić. Pas l pas, se va luenh.

Patrzyłem, jak wiosenna zieleń ustępuje przed złotem pełni lata, jak miedziana jesień usuwa się przed bielą zimy. Siedziałem i czekałem, aż zblednie światło. Ciągle na nowo zadawałem sobie pytanie o przyczynę. Gdybym wiedział, jak się żyje z samotnością, jaki jest los jedynego świadka nieskończonego cyklu narodzin i śmierci, czy postąpiłbym tak samo? Alais, samotność jest dla mnie zbyt wielkim brzemieniem. Tak długo żyłem z pustką w sercu, iż chyba już nie mam serca.

Starałem się dotrzymać złożonych ci obietnic. Jednej dotrzymałem, drugiej nie spełniłem. Aż dotąd nie zdołałem. Od jakiegoś czasu czuję cię, całkiem blisko. Prawie nadszedł nasz wspólny czas. Wszystko na to wskazuje. Wkrótce jaskinia zostanie otwarta. Czuję tę prawdę, ja ją znam. A wówczas księga, tak długo bezpiecznie ukryta, zostanie odnaleziona.

Mężczyzna sięga po szklankę. Spojrzeniem błądzi we wspomnieniach. Dopiero mocny, słodki guignolet przywraca go rzeczywistości.

Znalazłem ją. W końcu znalazłem. I zastanawiam się, co poczuje, gdy włożę jej księgę w dłonie? Czy wyda jej się znajoma? Czy ma przeszłość zapisaną w duszy i w sercu? Czy będzie pamiętała połyskliwą okładkę? Potem rozwiąże rzemienie, ostrożnie przewróci karty cienkiego pergaminu, kruchego i wyschłego na wiór. Czy przypomni sobie słowa wracające echem przez wieki?

Teraz, gdy mój długi czas dobiega końca, modlę się, by dane mi było naprawić to, co kiedyś uczyniłem źle. Chcę wreszcie poznać prawdę. Prawda mnie wyzwoli.

Nieco później tego samego dnia, siedemset kilometrów na północ, w mrocznym korytarzu pod ulicami Chartres, inny mężczyzna czeka na rozpoczęcie ceremonii.

Dłonie ma wilgotne od potu, w ustach sucho, krew pulsuje mu w skroniach. Trochę mąci mu się w głowie, trudno powiedzieć, czy to efekt podniecenia i niecierpliwości, czy wina. Nie przywykł też do białej lnianej szaty ani ciężkiego konopnego sznura na biodrach. Zerka na boki, na dwie milczące postacie o twarzach skrytych pod kapturami. Nie potrafi ocenić, czy ci ludzie są równie mocno poruszeni, nie wie, czy wcześniej zdarzyło im się odprawiać ten rytuał. Ubrani są prawie tak samo jak on, tylko ich szaty mają złotawy połysk. Ach, no i obaj mają buty. On stoi na zimnej kamiennej posadzce boso.

Wysoko nad ukrytą siatką tuneli rozległ się pierwszy ton dzwonów ogromnej gotyckiej katedry.

- Je suis pret (Jestem gotowy) - mamrocze pod nosem, bardziej dla dodania sobie pewności niż wyrażając rzeczywistą gotowość. Żaden z mężczyzn nie reaguje.

Gdy cichnie ostatni pogłos dzwonów, akolita po lewej występuje do przodu i kamieniem częściowo ukrytym w dłoni uderza w masywne drzwi pięć razy. Z wnętrza dobiega odpowiedź: Dintrar. Wejść.

Mężczyzna odnosi wrażenie, iż głos kobiety nie jest mu obcy, ale nie ma czasu zgadywać, gdzie albo kiedy go słyszał, bo już drzwi się otwierają i odsłaniają komnatę, do której tak bardzo chciał trafić.

Równym krokiem trzy postacie powoli ruszają naprzód. W komnacie jest gorąco i prawie ciemno. Jedyne światło dają świece ustawione we wnękach i na ołtarzu. Podłogę ożywiają tańczące cienie.

Zna kształt tego wnętrza z dokumentów, jakie mu dano. Idąc ku środkowi komnaty, gdzie znajduje się grób, czuje na plecach wzrok obecnych. Zastanawia się, czy jest między nimi ktoś znajomy. Kolega z pracy? Żona przyjaciela? Każdy może zostać członkiem stowarzyszenia. Na ustach mężczyzny pojawia się lekki uśmiech, może pozwolić sobie na chwilę fantazji. Oczyma wyobraźni widzi, jak teraz się zmieni jego pozycja towarzyska.

Nagle potyka się i omal upada na kamienny stopień u podstawy grobu. Natychmiast wraca do rzeczywistości. Wnętrze jest mniejsze, niż sądził z rysunku, ciaśniejsze, bardziej klaustrofobiczne.

Gdy klęka, słyszy, że ktoś niedaleko gwałtownie zaczerpnął tchu. Ciekaw jest dlaczego. Serce bije mu szybciej.

Ciszę w komnacie przerywa jasny brzęk dzwonka. Wtóruje mu niski ton pieśni, z początku ledwo słyszalnej, lecz coraz głośniejszej w miarę jak dołączają kolejne głosy. Do świadomości mężczyzny docierają poszczególne słowa: montanhas, czyli góry, noblesa - to arystokracja, libres - książki, a graal - Graal.

Kapłanka zstępuje z ołtarza. Mężczyzna ledwie słyszy miękkie kroki, wyobraża sobie, jak połyskuje i migocze jej złota szata w blasku świec. Długo czekał na ten moment.

- Je suis pret - powtarza z bijącym sercem. I tym razem naprawdę jest gotowy.

Kapłanka staje przed nim bez ruchu. Dobiega go jej zapach, subtelny i ulotny, ledwo wyczuwalny pod ciężką wonią kadzideł. Wstrzymuje oddech, gdy kobieta pochyla się i bierze go za rękę. Ma chłodne palce, ładnie utrzymane paznokcie. Przeszywa go dreszcz, jak porażenie prądem, jak fizyczne pożądanie. Ona wciska mu w dłoń okrągły przedmiot, nieduży. Chciałby spojrzeć jej w twarz. Pragnie tego ponad wszystko na świecie, lecz mimo to patrzy w ziemię, jak mu nakazano.

Czterech starszych pomocników zbliża się do kapłanki. Ktoś delikatnie odchyla mu głowę do tyłu, wlewa w usta słodki gęsty płyn. To także część ceremonii, więc mężczyzna nie stawia oporu. Gdy ciepło rozpływa mu się po ciele, podnosi ręce, a jego dwaj towarzysze zakładają mu na ramiona złotą opończę.

Nagle mężczyzna zaczyna się dusić, jakby mu ktoś zaciskał na szyi żelazną obręcz, miażdżącą tchawicę. Chwyta się za gardło, walczy o oddech. Chce krzyczeć, ale z jego ust nie wychodzi żaden dźwięk. Teraz dopiero zaczyna pojmować, że dłonie kompanów spoczywają na jego ramionach nie po to, by mu dodać otuchy. Nie mają przynosić mu ulgi, mają go przytrzymać.

Mąci mu się wzrok, obraz się rozmywa. Mimo to dostrzega w ręku kapłanki błyszczący nóż, choć nie ma pojęcia, skąd się tu wzięło owo srebrne ostrze. Próbuje się podnieść, ale narkotyk zrobił swoje, zawładnął nim całkowicie, odebrał mu siły.

- Nie! - Krzyk więźnie mu w gardle.

W pierwszej chwili ma wrażenie, że ktoś go huknął pięścią w plecy. Nic więcej. Tępy ból rozchodzi się między łopatkami. Ciepła strużka gładko spływa po plecach.

Raptem puszczają go obce dłonie. Składa się wpół, jak szmaciana lalka, podłoga wychodzi mu na spotkanie. Uderza głową w kamienną posadzkę, ale nie czuje bólu, tylko przyjemny chłód. Milknie hałas, znika strach. Już nie dociera do niego nic poza głosem kapłanki, który zdaje się dobiegać z bardzo daleka.

- Une lesson. Pour tous. (Lekcja. Dla wszystkich.) - Tak chyba mówi, choć nie ma to żadnego sensu.

W ostatnim przebłysku świadomości człowiek oskarżony o zdradę i skazany za to, że mówił, gdy powinien był milczeć, ściska w dłoni upragniony przedmiot. Dopiero śmierć rozluźnia mu palce. Wypada spomiędzy nich niepozorna krągła płytka, nie większa niż moneta. Toczy się po podłodze.

Po jednej stronie ma litery NV. Po drugiej - labirynt
Zapraszam na mojego chomika :) Znajdziecie tam książki różnego rodzaju.
  Odpowiedz
#33
Padnięty system i ograniczony dostęp do Internetu sprzyjają kontaktom z literaturą. ;)
Ostatnio przeczytane:

Dożywocie - Marta Kisiel

[Obrazek: Dozywocie_Marta-Kisiel,images_big,27,978...-253-4.jpg]

Rewelacja! Dawno nie uśmiałam się tak nad książką. Jest świetnie napisana, z ogromną dozą humoru i przecudnymi bohaterami, wiecznie wpadającymi w tarapaty. Ach, i genialne teksty i dialogi ("Ręce do góry, alleluja!"). Same zalety, życzyłabym sobie samych takich dobrych książek.

Początkujący pisarz, Konrad Romańczuk, niespodziewanie otrzymuje w spadku od dalekiego krewnego dom na wsi - Lichotkę. Przeprowadza się tam w nadziei na sielski spokój, ale to, co zastaje na miejscu, przerasta jego wszelkie wyobrażenia. Lichotka okazuje się spełnionym snem szalonego architekta w stylu gotyckim. W dodatku z dożywotnimi lokatorami - i to jakimi! Anioł stróż w puszystych bamboszkach z chronicznym uczuleniem na pierze i manią sprzątania. Pradawny stwór z odmętów zła, któremu na szczęście gotowanie wychodzi o wiele lepiej od siania zagłady. Duch XIX-wiecznego niespełnionego poety, podwójnego samobójcy ze skłonnością do przesadnej egzaltacji. Ociekające szlamem i glonami utopce, od czasu do czasu zagnieżdżające się w którejś z łazienek. A to dopiero początek.

Polecam przede wszystkim miłośnikom fantasy, ale również wszystkim, którzy lubią po prostu pośmiać się nad książką.


Żona mormona - Irene Spencer

[Obrazek: 352x500.jpg]

Wstrząsająca historia kobiety wychowanej wśród społeczności mormońskiej, w rodzinie poligamicznej, a później także żyjąca w poligamicznym małżeństwie. Została drugą z dziesięciu żon jednego mężczyzny, urodziła mu trzynaścioro dzieci i zaadoptowała czternaste. W autobiografii opisuje swoje życie w USA, Meksyku i Nikaragui - życie w skrajnej nędzy, w ścisku, bez własnego kąta, bez prądu i bieżącej wody. Pisze o swojej samotności i wyobcowaniu, o braku miłości, czułości i wsparcia ze strony męża, który swój czas i uczucia musiał dzielić pomiędzy wszystkie żony i jeszcze je utrzymać. Autorka obnaża tragiczną prawdę o wielożeństwie, pokazuje, do czego prowadzi religijny fanatyzm, opowiada o swojej drodze od poligamii do monogamii oraz o tym, jak odnalazła Boga.

Książka jest całkiem nieźle napisana, bardzo poruszająca i dramatyczna - tak jak życie Irene Spencer - ale jednocześnie pełna otuchy i nadziei. Autorka nikogo nie osądza, niezwykle ciepło wyraża się o ludziach, z którymi zetknął ją los, nawet o swoim mężu i pozostałych "siostrzanych żonach". Krytykuje życie w poligamii i samą ideę wielożeństwa, ale nie poszczególne osoby. Polecam.


Człowiek z dwóch czasów - Bob Shaw

[Obrazek: 13319845550s0.jpg]

Powieść fantastyczno-naukowa o Jacku Bretonie, człowieku posiadającym pewną niezwykłą umiejętność - zdolność do podróżowania w czasie. Kiedy jego żona Kate zostaje napadnięta i zamordowana, postanawia udoskonalić tę umiejętność i zapobiec tragedii. Niestety nie przewidział skutków ubocznych wprowadzenia w życie swojego planu, z zagładą wszechświata włącznie...

Więcej nie mogę napisać, żeby nie zdradzić szczegółów fabuły, więc powiem tylko, że książkę szybko i przyjemnie się czyta, jest dobrze napisana, w całkiem ciekawy sposób wyjaśnia umiejętność głównego bohatera. Choć przeskoków w czasie jest kilka, czytelnik na pewno się nie pogubi (różnie to bywa z tymi podróżami w czasie), wszystko jest jasno i klarownie opisane. Bez rewelacji, ale w sam raz na jedno popołudnie.


Teraz czytam - Angelologia - Danielle Trussoni

[Obrazek: angelologia-b-iext3739197.jpg]


aska914 napisał(a):Ale na razie muszę dokończyć czytanie Labiryntu Kate Mosse.
Czytałam, bardzo mi się podobał. Też dałabym dwa plusy za intrygę, nie dałabym minusa za brak opisów XXI wieku (po co, przecież go znamy ;)), za to dałabym minus za zbytnie popadanie w romans. :)
  Odpowiedz
#34
[Obrazek: me1.jpg][Obrazek: me2.jpg][Obrazek: me3.jpg]

Polecam fanom gry Mass Effect oraz wszystkim fanom sci-fi i nie tylko. Seria świetnie obrazuje uniwersum Mass Effect oraz posiada świetne opisy wątków akcji. Polecam
  Odpowiedz
#35
Właśnie przeczytałam Zaginiony Symbol Dana Browna. Jako, że mamy już w tym wątku opis tej książki, postanowiłam dodać swoją własną opinię i krótki opis.
[Obrazek: zaginiony-symbol.jpg]
Książka opowiada o poszukiwaniu zaginionego słowa, które daje ludziom ogromną wiedzę. Profesor Robert Langdon zostaje zaproszony do Waszyngtonu, gdzie ma wygłosić wykład jednak zamiast tego znajduje odciętą dłoń swojego przyjaciela, Petera Solomona, i zmuszony zostaje do rozwiązania zagadki masońskiej piramidy. Ceną za rozwiązanie zawikłanej tajemnicy jest życie przyjaciela. Coraz więcej osób (w tym także CIA) zostaje wplątanych w tą historię, a zagadki są coraz trudniejsze.
Nie zdradzę Wam czy udało im się odnaleźć to słowo, ale zakończenie książki jest bardzo ciekawe. Z tej książki można dowiedzieć się wiele ciekawych informacji o masonach, a także o Waszyngtonie, który jest miejscem wydarzeń.

Plusy i minusy:
+ ciekawe i niespodziewane zwroty akcji
+ opisy zdarzeń oraz informacje od profesora są bardzo szczegółowe
+ daje sporo informacji na temat masonów, Waszyngtionie, Bogu i Biblii
+ ciągle coś się dzieje
+ tajemniczy porywacz (dopiero pod koniec odkrywamy kim tak naprawdę jest)
++ skłania do własnych przemyślań
Według mnie minusów nie ma ;)


Fragment:


Dom świątyni, godz.23.33

Prawdziwą tajemnicą jest śmierć.
Tak było od zarania czasu: zawsze pozostawało tajemnicą, jak umrzeć.
Trzydziestoczteroletni adept wpatrywał się w ludzką czaszkę, którą trzymał w dłoniach. Czaszkę wydrążoną jak misa, wypełnioną winem czerwonym niczym krew. Wypij - powiedział sobie. - Nie masz się czego bać. Zgodnie z nakazem tradycji rozpoczął podróż odziany w rytualną szatę średniowiecznego heretyka prowadzonego na szubienicę.
Luźne poły rozsunęły się, ukazując bladą pierś, lewa nogawka uniosła się ponad kolano, prawy rękaw odsłonił łokieć.
Na szyi wisiała ciężka pętla, "sznur do wleczenia", jak nazywali ją bracia. Tej nocy, podobnie jak ci, którzy składali świadectwo, miał na sobie strój mistrza.
Otoczyli go wszyscy członkowie bractwa przybrani w regalia *: w fartuchy z jagnięcej skóry, szarfy i białe rękawiczki. Na szyjach mieli ceremonialne klejnoty, które lśniły w słabym świetle jak oczy zjaw. Wielu z nich zajmowało wysokie stanowiska, lecz adept wiedział, że w tych murach doczesna władza nie ma żadnego znaczenia. Wszyscy są równi - są braćmi, których za sprawą przysięgi połączyła mistyczna więź.
Patrzył na członków tego niezwykłego zgromadzenia, zastanawiając się, czy ktoś z zewnątrz dałby wiarę, że wszyscy ci ludzie zbiorą się w jednym miejscu ... i to w takim miejscu. Sala przypominała starożytną świątynię. .
Prawda była jeszcze bardziej niewiarygodna.
Jestem w odległości zaledwie kilku przecznic od Białego Domu!
Ogromny gmach przy Szesnastej Ulicy pod numerem tysiąc siedemset trzydziestym trzecim, w północno-zachodniej części Waszyngtonu, był kopią pogańskiej świątyni - świątyni króla Mauzolosa, pierwotnego mauzoleum, miejsca, w którym po śmierci składano ludzkie szczątki. Głównego wejścia strzegły dwa siedemnastotonowe, odlane z brązu sfinksy. Wnętrze budynku tworzył bogato zdobiony labirynt sal, korytarzy, zamkniętych krypt i bibliotek. Znajdował się tam nawet otwór w ścianie, w którym widać było dwa ludzkie szkielety. Choć powiedziano mu, że każde pomieszczenie w tym gmachu ma swoją tajemnicę, wiedział, iż największe kryje wielka sala, w której klęczał z czaszką w rękach. Sala świątyni.
Pomieszczenie zbudowane na planie kwadratu było olbrzymie. Sklepienie sięgające imponującej wysokości trzydziestu metrów wspierało się na kolumnach z zielonego granitu. Pod ścianami stały w kręgu rzędy krzeseł wykonanych z ciemnego rosyjskiego orzecha z siedzeniami obitymi ręcznie wyprawioną świńską skórą. Zachodnią stronę sali zdominował wysoki na dziesięć metrów tron, naprzeciwko którego ukryto organy. Ściany pokrywała mozaika starożytnych symboli, egipskich i hebrajskich, astronomicznych' i alchemicznych oraz innych, których nie rozpoznawał.
Tej nocy salę świątyni oświetlał szereg precyzyjnie rozmieszczonych świec. Słabe światło wzmacniał jedynie blady promień księżyca wpadający przez duży otwór w suficie, odsłaniając najbardziej zdumiewający element pomieszczenia - potężny ołtarz wykuty z jednego bloku polerowanego, czarnego, belgijskiego marmuru, usytuowany na samym środku.

Prawdziwą tajemnicą jest śmierć - przypomniał sobie.
- Nadszedł czas - wyszeptał głos.
Adept podniósł wzrok i spojrzał na dostojną postać w białej szacie, która przed nim stała. Czcigodny Wielki Mistrz. Ten dobiegający sześćdziesiątki mężczyzna był symbolem Ameryki, człowiekiem uwielbianym, silnym i niesłychanie bogatym. Jego niegdyś czarne włosy całkiem posiwiały, a twarz sugerowała błyskotliwy intelekt i władzę sprawowaną przez długie lata.
- Złóż przysięgę - powiedział Wielki Mistrz głosem cichym jak padający śnieg. - Dotrzyj do kresu wędrówki.

* Ponieważ masoneria określa się również jako "sztuka królewska" (ars regia), właściwe dla niej symbole nazywane bywają insygniami królewskimi - regaliami; wśród masonów trwa spór, czy do regaliów należy zaliczyć niektóre elementy ceremonialnego stroju (fartuchy, białe rękawiczki, szarfy, klejnoty, naszyjniki, pierścienie itd.), czy też wyłącznie pewne elementy wystroju loży (przyp. prof. Zbigniew Mikołejko).


Podróż adepta, podobnie jak wszystkie podróże tego rodzaju, rozpoczęła się od pierwszego stopnia wtajemniczenia. Tamtej nocy, podczas podobnego rytuału, Czcigodny Wielki Mistrz zasłonił mu oczy aksamitną przepaską, przyłożył do piersi ceremonialny sztylet i zapytał:
- Czy uroczyście przysięgasz na własną cześć, wolny od chęci zysku lub innych niskich pobudek, dobrowolnie i bez przymusu dążyć do zgłębienia tajemnic i dostąpienia przywilejów naszego bractwa?
- Tak - skłamał.
- Przestrzegam cię, że karą za wyjawienie tajemnic, które zostaną ci powierzone, będzie natychmiastowa śmierć - ostrzegł Mistrz.
Adept nie czuł wtedy lęku. Nigdy nie poznają prawdziwego powodu, dla którego się tu znalazłem.
Tej nocy poczuł jednak złowrogą atmosferę panującą w świątynnej sali. W jego głowie zaczęły rozbrzmiewać wszystkie złowieszcze przestrogi, których udzielono mu podczas wędrówki, opowieści o strasznych konsekwencjach ujawnienia starożytnych sekretów, które pozna: "Gardło rozpłatane od ucha do ucha ... wydarty język ... wypatroszone i spalone wnętrzności, rozrzucone na cztery strony świata... serce wyrwane z piersi i rzucone na pożarcie dzikim zwierzętom ... ".
- Bracie, złóż ostatnią przysięgę - ponaglił go Wielki Mistrz, wpatrując się w niego szarymi oczami i kładąc lewą dłoń na Jego ramieniu.
Adept zebrał siły, by przystąpić do ostatniego etapu podróży. Pochylił muskularny tułów i skupił uwagę na czaszce spoczywającej w jego rękach. W słabym świetle świec czerwone wino stało się niemal czarne. W sali zapadło grobowe milczenie. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich świadków czekających, by złożył ostatnie przyrzeczenie i wstąpił do ich elitarnego grona.
Tej nocy w ścianach tego gmachu zdarzy się' coś, co nie wydarzyło się w całej historii tej loży - pomyślał. -' Ani razu
w całych jej dziejach.
Wiedział, że wznieci iskrę, że zdobędzie w ten sposób niewyobrażalną władzę. Pełen energii, wciągnął głęboko powietrze i wypowiedział głośno te same słowa, które od wieków wypowiadali niezliczeni mężczyźni na całym świecie.
- Niech wino, które wypiję, stanie się dla mnie śmiertelną trucizną, jeśli kiedykolwiek świadomie lub rozmyślnie złamię
złożoną przysięgę.
Jego słowa odbiły się echem w wielkiej sali.
Zapadła cisza.
Opanował drżenie rąk i uniósł czaszkę do ust, czując na wargach suchy dotyk kości. Zamknął oczy i przechylił kielich,
pijąc wino długimi haustami. Kiedy opróżnił naczynie, opuścił je.
W tej samej chwili poczuł, jak jego usta się zaciskają, a serce zaczyna dziko łomotać. Dobry Boże, dowiedzieli się! Na szczęście upiorne uczucie znikło równie szybko, jak się pojawiło.
Jego ciało ogarnęła przyjemna fala ciepła. Odetchnął głęboko i uśmiechnął się do siebie, patrząc na niczego niepodejrzewającego mężczyznę o szarych oczach, który lekkomyślnie powierzył
mu największe tajemnice bractwa.
Wkrótce stracisz wszystko, co jest ci najdroższe.



Ostatnio przeczytałam także tryglogię Igrzysk śmierci. Nie oglądałam jeszcze filmu, ale ksiązki bardzo mi się spodobały.
[Obrazek: igrzyskapasek-e1332444872333.jpg?w=440&h=240&crop=1]

Katniss Everdeen mieszka w Dwunastym Dystrykcie, w państwiePanem. Co roku podczas dożynek odbywa się losowanie, które wskazuje dowie osoby (chłopca i dziewczynkę), które muszą wziąć udział w Głodowych Igrzyskach.
Cytat:W losowaniu biorą udział osoby od dwunastego roku życia. Wtedy ich nazwisko jest wpisywane tylko raz. Trzynastolatki dostają dwa wpisy, i tak dalej, aż do osiemnastki, ostatniego roku uczestnictwa w dożynkach. Wówczas nazwisko powtarza się kilkakrotnie. Ta zasada dotyczy wszystkich obywateli Panem. Jest jednak pewien haczyk. Powiedzmy, że biedujesz i głód zagłada ci w oczy, jak nam. Masz prawo wielokrotnie zgłaszać nazwisko do losowania w zamian za astragal o wartości rocznego zaopatrzenia jednej osoby w zboże i olej. Zgodnie z prawem możesz pobierać astragale także dla członków rodziny, ale za każdy płacisz dodatkowym wpisem na listę uczestników losowania. W rezultacie jako dwunastolatka miałam już na koncie cztery wpisy. Pierwszy dlatego, że musiałam, a trzy w zamian za astragale na zboże i olej dla mnie, dla Prim i dla mamy. To samej powtarzam rok w rok, bo nie mam wyjścia. Poza tym wpisy się kumulują, dlatego teraz, gdy mam szesnaście lat, moje nazwisko powtórzy się dwadzieścia razy.
Gdy nadchodzi czas losowania, z kuli wyciągnięte zostaje nazwisko jej siostry (dwunastolatki z zaledwie jednym wpisem). Zszokowana Katniss zgłasza się na ochotnika i zajmuje miejsce siostry. Drugim trybutem (uczestnikiem igrzysk) zostaje Peeta Mellark. Wkrótce trafiają na arenę, gdzie toczy się walka na śmierć i życie. Pierwszy tom jest bardzo ciekawy i zachęca do przeczytania pozostałych części trylogii. Wydarzenia toczą się bardzo szybko i jest to niewątpliwy plus tej trylogii.

Plusy i minusy:
+ szybka akcja
+ ciekawy obrót wydarzeń
+ opis Dwunastego Dystryktu
+ pozostawia niedosyt, chce się więcej
+ narracja w pierwszej osobie
++ inwencja głównej bohaterki :)
- zbyt szybkie zakończenie :D

Fragment:

W pierwszym odruchu usiłuję zejść z drzewa, ale jestem przyczepiona pasem do gałęzi. Nieporadnie odpinam sprzączkę i zwalam się jak kłoda na ziemię, wciąż uwięziona w śpiworze. Nie ma czasu na pakowanie. Na szczęście plecak i butelka z wodą są w śpiworze. Wpycham do środka także pas, zarzucam pakunek na ramię i uciekam. Świat sprowadza się teraz do płomieni i dymu. Płonące konary z trzaskiem spadają z drzew i eksplodują pióropuszami iskier u moich stóp. Nie mam wyboru, podążam za zwierzętami. Pędzę w ślad za królikami i jeleniami, dostrzegam nawet watahę dzikich psów gnających przez las. Wierzę w ich zdolność orientacji, bo mają bardziej wyostrzony instynkt. Są jednak dla mnie zbyt prędkie. Z gracją pędzą między krzewami, a ja zahaczam butami o korzenie i zwalone gałęzie. Nie mam co marzyć o dotrzymaniu kroku zwierzynie. Panuje upiorny skwar, lecz od upału dokuczliwszy jest dym. W każdej chwili grozi mi uduszenie. Przyciskam do nosa górę koszuli, zadowolona, że ubranie jest kompletnie mokre od potu. Korzystam z cienkiej warstwy ochronnej tkaniny, biegnę dalej. Krztuszę się, usiłuję nie zwracać uwagi na śpiwór, walący mnie w plecy, i gałęzie, które wyłaniają się z szarej, dymnej mgły i nieoczekiwanie chłostają mnie po twarzy. Wiem tylko, że muszę biec. Kataklizmu nie wywołał nieostrożny trybut, którego ognisko wymknęło się spod kontroli. To nie jest dzieło przypadku. Ścigają mnie płomienie nienaturalnej wysokości, jednolite, bez wątpienia zaplanowane i wzniecone przez człowieka, maszynę, organizatora. W ostatnim dniu z areny ziało nudą. Nikt nie zginął, może nawet nikt z nikim nie walczył. Widzowie w Kapitolu szybko stracą zainteresowanie, jeśli igrzyska nie będą dostatecznie pasjonujące. Do tego absolutnie nie wolno dopuścić. Rozumowanie organizatorów jest proste. Sformowała się wataha zawodowców, która dąży do wymordowania pozostałych rywali, zapewne rozsianych po całym obszarze areny. Pożar ma nas zagonić w jedno miejsce. Mogę sobie wyobrazić bardziej subtelne sposoby nakłaniania ludzi do walki, ale temu nie sposób odmówić wyjątkowej skuteczności. Przeskakuję nad płonącą kłodą. Sus nie jest dostatecznie wysoki. Dolna część kurtki staje w płomieniach, muszę się zatrzymać, aby zedrzeć z siebie ubranie i zdusić ogień butami. Nie zamierzam jednak zostawić częściowo zwęglonej i dymiącej odzieży. Lekceważę ryzyko i wpycham kurtkę do śpiwora, mam nadzieję, że z braku ostatecznej ilości tlenu ogień zgaśnie. Wszystko, co mam, mieści się w śpiworze. To niewiele, ale musi mi wystarczyć do przeżycia. Po kilku minutach czuję nieznośne pieczenie w gardle i nosie. Wkrótce zaczynam kaszleć bez opamiętania, mam wrażenie, że płuca mi się gotują. Paskudne uczucie przeradza się w cierpienie, a każdy oddech boleśnie rozpala wnętrze klatki piersiowej. W chwili gdy żołądek podchodzi mi do gardła, udaje mi się schronić pod występem skalnym. Wymiotuję, przepada mizerna kolacja i żałosne resztki wypitej wody. Spazmatyczne torsje trwają do czasu, gdy organizm nie ma już czego usunąć z przewodu pokarmowego. Przez moment tkwię na czworakach, ale wiem, że muszę ruszać w dalszą drogę. Przeszywają mnie dreszcze, mam zawroty głowy, z wysiłkiem chwytam upragnione powietrze. Pozwalam sobie na wypłukanie ust odrobiną wody, wypluwam wstrętny osad i wypijam kilka łyków z butelki. Masz minutę, powtarzam sobie. Jedną minutę na odpoczynek. Korzystam z okazji, aby uporządkować ekwipunek, zwijam śpiwór i byle jak upycham wszystko w plecaku. Minuta dobiegła końca. Wiem, że pora ruszać dalej, ale dym utrudnia mi myślenie. Moim kompasem były dotąd chyże zwierzęta, lecz za nimi nie nadążałam. Mam świadomość, że jeszcze nie wędrowałam po tej części lasu, dotąd nie natrafiłam na tak pokaźnej wielkości skały jak ta, pod którą się teraz ukrywam. Dokąd zaganiają mnie organizatorzy? Z powrotem w stronę jeziora? Na nowe tereny, pełne nowych niebezpieczeństw? Zaledwie przez kilka godzin cieszyłam się spokojem nad stawem, kiedy rozszalał się żywioł. Czy dałabym radę wędrować równolegle do czoła fali ognia i w ten sposób powrócić w okolice, z których uciekłam? A może przynajmniej udałoby mi się wrócić nad staw, do źródła wody? Pasmo pożaru musi mieć gdzieś swój kres, a ogień nie może palić się w nieskończoność. Płomienie zgasną, ale nie dlatego, że organizatorzy nie potrafią ich podtrzymywać. Po prostu nie wolno znudzić telewidzów. Gdybym przedostała się na drugą stronę linii ognia, uniknęłabym spotkania z zawodowcami. Postanawiam obejść piekło, choć wiem, że nadłożę wiele kilometrów. Długą, okrężną trasą powrócę tam, skąd uciekłam. Nagle tuż obok, w odległości pół metra od mojej głowy eksplodują na skale pierwsze dwie kule ognia. Wyskakuję z kryjówki, strach na nowo podwaja moje siły. Rozpoczyna się nowy etap igrzysk. Pożar miał na celu tylko wykurzenie nas z ukrycia, teraz widownia może liczyć na prawdziwą uciechę. Słyszę następny syk, padam płasko na ziemię, nie patrzę, comi grozi. Ognista kula trafia w drzewo z lewej strony, które momentalnie staje w płomieniach. Zginę, jeśli będę tkwiła w miejscu. Zrywam się na równe nogi, a trzeci pocisk eksploduje tam, gdzie przed chwilą leżałam. Tuż za moimi plecami w powietrze wylatuje słup ognia. Tracę poczucie czasu, w panice usiłuję uchylać się przed atakami. Nie wiem, skąd są wystrzeliwane kule ognia, ale na pewno nie bombarduje mnie poduszkowiec. Pociski lecą pod innym kątem, ich źródło musi się znajdować na ziemi. Zapewne na całej połaci lasu zainstalowano precyzyjne wyrzutnie, ukryte w drzewach lub w skałach. Gdzieś daleko, w sterylnie czystym pomieszczeniu, przy pulpicie sterowniczym zasiada organizator, który jednym ruchem palca na przełączniku może w parę sekund odebrać mi życie. Wystarczy tylko, że wystrzeli kulę ognia prosto we mnie. Ogólnikowe plany powrotu nad staw biorą w łeb, kiedy kluczę, nurkuję i odskakuję, aby uniknąć niebezpiecznych pocisków. Każdy z nich jest wielkości jabłka, ale pomimo niedużych rozmiarów stanowią dla mnie ogromne zagrożenie, bo przy zetknięciu z celem wybuchają z potężną energią. Wszystkie moje zmysły koncentrują się na walce o przeżycie. Nie mam czasu się zastanawiać, czy podejmuję właściwą decyzję. Gdy słyszę syk, muszę reagować, zwłoka oznacza pewną śmierć. Przez cały czas staram się podążać naprzód. Od wczesnego dzieciństwa oglądałam transmisje Głodowych Igrzysk, stąd wiem, że określone obszary areny są przystosowane do jednego typu ataków. Jeżeli uda mi się opuścić rejon, w którym obecnie przebywam, znajdę się poza zasięgiem rażenia wyrzutni. Niewykluczone, że w rezultacie wpadnę do jamy ze żmijami, ale póki co nie zaprzątam sobie tym głowy. Nie mam pojęcia, jak długo uciekam przed pociskami, ale w końcu czuję, że ostrzał stopniowo traci na intensywności. To dobrze, bo ponownie dostaję torsji. Tym razem nieokreślona, kwaśna substancja wypala mi gardło i wdziera się do nosa. Muszę się zatrzymać, moje ciało skręca się w konwulsjach i gwałtownie próbuje pozbyć się toksyn wchłoniętych podczas ataku. Czekam na następny syk, sygnał, by pognać przed siebie. Jest jednak całkiem cicho. Gwałtowne torsje wyciskają mi z oczu piekące łzy, ubranie przesiąkło potem. Pomimo dymu i fetoru wymiocin uderza mnie smród płonących włosów. Nieporadnie sięgam po warkocz i przekonuję się, że kula ognia spaliła go na długości co najmniej piętnastu centymetrów. Pasma zwęglonych włosów kruszą mi się w palcach. Jak zahipnotyzowana wpatruję się w poczerniałe szczątki dawnej fryzury, gdy dociera do mnie znajomy syk. Mięśnie reagują natychmiast, ale tym razem niedostatecznie szybko. Płonący pocisk ląduje na ziemi, tuż obok, lecz wcześniej ociera się o moją prawą łydkę. Spodnie się zapalała, wpadam w panikę. Obracam się i cofam na czworakach, piszczę, chcę się wydostać z koszmaru. W końcu odzyskuję jednak resztki rozumu i systematycznie szoruję nogą po ziemi, dzięki czemu udaje mi się stłumić największy ogień. Następnie gołymi rękami, bez zastanowienia zdzieram z siebie resztki tkaniny. Siadam na ziemi, kilka metrów od słupa płomieni z kuli. Rwący ból łydki staje się nie do zniesienia, na dłoniach rosną mi czerwone bąble. Jestem zbyt roztrzęsiona, aby iść dalej. Jeżeli organizatorzy chcą mnie dobić, nie powinni zwlekać.


Właśnie czytam Przepowiednię, której autorem jest Dean Koontz.
Cytat:Życie za życie. W ponurą burzową noc Rudy Tock czeka na przyjście na świat swojego pierworodnego syna. W tym samym czasie na oddziale intensywnej terapii umiera jego ojciec. Przed śmiercią staruszek wypowiada niezwykłą przepowiednię - chłopcu, który wkrótce się urodzi, przydarzy się w życiu pięć strasznych dni, których daty każe zapisać. Wkrótce na świat przychodzi mały Jimmy Tock.
Okazuje się, że stary człowiek przewidział także dokładny czas jego urodzin, wzrost oraz wagę. Niespodziewanie dziwna przepowiednia nabiera cech realności.... Dwadzieścia lat później rodzina Tocków w napięciu oczekuje nadejścia pierwszego z feralnych dni. Jakim koszmarem będzie musiała stawić czoła?

edit: Niedawno obejrzałam Igrzyska Śmierci i moim zdaniem książki są o wiele, wiele lepsze :)
Zapraszam na mojego chomika :) Znajdziecie tam książki różnego rodzaju.
  Odpowiedz
#36
@UP Zgadzam się z opinią na temat Igrzysk Śmierci, książki są świtne a film już nie bardzo ;] (Dlatego powinno się najpierw obejrzeć film a potem przeczytać książke żeby nie psuć efektu :D )

Ostatnio skończyłam 'Złoty Kompas' Philipa Pullmana (jestem w trakcie mordowania " Magicznego Noża" który jest drugim tomem z serii "Mroczne Materie" :P )

[Obrazek: d_1757.jpg]
"W pewnym dziwnym świecie, w którym w powietrzu wiruje tajemniczy Pył, żyje osierocona przez rodziców dziewczynka imieniem Lyra. Kiedy jej przyjaciel Roger zostaje porwany, Lyra wyrusza na poszukiwania, które zawiodą ją na daleką Północ. Na lodowcu mieszkają pancerne niedźwiedzie, po mroźnym niebie latają czarownice, a piękna kobieta przeprowadza straszliwe eksperymenty. Lyra musi przejść do innego świata widocznego za zorzą północną..."
[Obrazek: 3aa6a412f2f8c5f15ec9f5f23f4da4ac.png]
The strength is in the warrior, not in the weapon
  Odpowiedz
#37
Ciekawie czyta się całą serię "Gry o tron". Przyznam, że nie znałem tego autora i jego książek, zainteresowałem się dopiero, jak znajomi polecili mi serial. Obejrzałem 1 serię i powiedziałem - wystarczy, czas przeczytać całą serię. Film dość wiernie oddaje to co znaleźć można w książce, ale wolę jednak najpierw czytać, a potem oglądać. Fajnie też po wydaniach widać, kiedy w akcję weszło HBO (porządne, przemyślane okładki), a stare części, których serial nie dotknął pochodzą z wydań sprzed lat - kiepskie, brzydkie i odpychające okładki i słaby papier. Pewnie dlatego nigdy nie zwróciłem uwagi na jego książki - okładki jak z 4 ligowej fantasy.
  Odpowiedz
#38
Ja obecnie czytam:

[Obrazek: sprawa-rezolutnej-rozwodki-b-iext2455414.jpg]

Cytat:W biurze Perry'ego Masona zjawia się elegancko ubrana kobieta w ciemnych okularach. Zostawia torebkę, a w niej pistolet. Później twierdzi, że w ogóle jej tam nie było. Wkrótce okazuje się, że w grę wchodzą duże pieniądze, klika nieudanych małżeństw, a także parę mocno podejrzanych osób. Do tego znienacka na scenie pojawia się trup. Kto tu kim manipuluje?


Super ciekawy Kryminal :)
  Odpowiedz
#39
Magdalena Kozak "Nocarz". Wzięłam z półki mojego faceta, lubię literaturę fantasy, zwłaszcza polską i pisaną przez kobiety:-) rzecz jest o specjalnym oddziale wampirów, które są tajną jednostką w polskiej policji i walczą z wampirami-renegatami, które nadal polują na ludzi i piją ludzką krew. Wątek miłosny rzecz jasna jest, bo kolega policjant-wampir zakochuje się w pani generał wampirce renegatce:P Na półce stoją jeszcze 2 kolejne części, ale te mam na później:-)
  Odpowiedz
#40
Tranceformations - Richard Bandler, Jonh Grinder

Recenzja szkolenia z zaawansowanych technik hipnotycznych. Instrukcja prowadzenia modułów pacing, matching, katalepsji hipnotycznej itp.

Maksimum wiedzy w minimalnej formie prezentowane przez guru NLP Bandlera i Grindera. Zapis najważniejszych ćwiczeń, wniosków i pytań powstałych podczas szkolenia. Skrypt niezbędny dla każdego pasjonata i praktyka hipnozy. Ułatwia rozpoznanie systemów reprezentacyjnych, tłumaczy (nawet najbardziej opornym), że hipnoza to nie kontrola a pogłębianie stanu. Tranceformations przedstawia wysoce skuteczne i jednocześnie sprawiające ogromne wrażenie techniki hipnotyczne, jak np. wprowadzenie w trans osoby, z którą się witamy poprzez podanie ręki. Przeważająca cześć modeli wzorowana na pracy Miltona Ericksona.

Zero lania wody, wszystko rozłożone na czynniki pierwsze, czyta się wspaniale. Po części teoretycznej, mam nadzieje jak najszybciej zastosować nowe moduły w praktyce.
  Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości