Zastanawiacie się pewnie o czym mówię. Mówię w tej chwili o ludzkiej głupocie i bezmyślności.
To była upalna sobota ponad 30 st w cieniu. Jak co dzień wróciliśmy z plaży wskoczyliśmy pod prysznic, a potem przy piwie czekaliśmy na znajomych.
Przyjechali się pożegnać(wracali z wakacji do domu), Moja koleżanka mało mówiła ale widać było że czymś jest przejęta, zapytałam więc o co chodzi.
Okazało się że gdy szli do naszego ośrodka mijali młodych ludzi którzy wzywali policję w sprawie psa zamkniętego w aucie.
Synowie koleżanki biegali tu i tam i w pewnym momencie przybiegli z informacją że policja już jest wszyscy odetchnęliśmy z ulgą i poszliśmy na spacer. Po wyjściu z mojego ośrodka siłą rzeczy musieliśmy przejść obok tego auta w którym leżał piesek, i jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się że policji nie ma a pies nadal leży w aucie.
Ktoś z ośrodka na przeciwko powiedział że policja ma wrócić z kimś do opieki nad zwierzętami słysząc to uspokoiliśmy się i poszliśmy dalej na spacer.
Wracaliśmy przed 22 i znowu odruchowo zajrzeliśmy do tego auta... krew we mnie zawrzała pies nadal leżał w aucie, nie miał wody a co gorsze nie reagował na pukanie i wezwania. Postanowiłam że nie odpuszczę i po pożegnaniu się z przyjaciółmi zaczęłam wydzwaniać po okolicznych komisariatach.
Gdy stałam przy feralnym aucie dzwoniąc na policję i pukając w szyby auta wzbudziłam zainteresowanie przechodniów. Zaczęła się akcja ratowania psa.
To było duże auto coś jak land cruiser kto widział ten wie że tylne szybki (te od bagażnika) można uchylać. Tyle zrobił właściciel auta dla swojego psa.
Dołączyła do mnie kobieta z ośrodka na przeciwko i przekazała powalające informacje:
- auto na parkingu stało od godziny ok 11.30
- nikt nie widział ani właściciela ani psa
- pierwszy raz policja na miejscu była już o 15 (nie zrobili nic ponieważ pies reagował i miał uchylone szybki)
- drugi raz policja była ok 18 i tez nic nie zrobiła
- po raz trzeci po godz. 19 (gdy byli u mnie znajomi) wtedy policja spisała dane auta i zrobiła zdjęcia
Tłum był coraz większy gdy dodzwoniłam się do odpowiedniego komisariatu pan policjant powiedział mi że wysyła patrol ale prosi o pozostanie w kontakcie by pomóc policji dojechać na miejsce. Zgodziłam się i czekałam na kolejny kontakt było już grubo po 22. Po rozmowie z policjantem odprowadziłam córkę do mojego ośrodka zostawiając ją z ojcem a sama wróciłam by dopilnować przyjazdu policji.
Policjant do mnie oddzwonił z pytaniem o dokładną lokalizacje miejsca zdarzenia i kazał czekać na przyjazd radiowozu- zgodziłam się.
Zgromadzony tłum się powiększał.
Udało nam się wrzucić do auta plastikowa miseczkę i wsunąć rękę z butelką wody.
Gdy zaczęliśmy nalewać wody do miseczki kilak kropel spadło na pyszczek pieska.
To było jak cud piesek na skutek kontaktu z woda zareagował zaczął szukać źródła wody, zaczął czołgać się w stronę nalewanej wody. A policji nadal nie było.
Zgromadzeni w okół auta panowie zaczęli kombinować jak otworzyć szerzej owo okienko tak by go nie uszkodzić a umożliwić otwarcie auta od środka by wyciągnąć psa.
Gdy zabrakło wody a piesek wyraźnie jeszcze chciał pić pobiegłam do sklepu 20 metrów dalej. Jakie było moje zdziwienie gdy wróciłam po 5 minutach a piesek już wyciągnięty z auta oczekiwał na więcej wody.
Jak piesek znalazł się na zewnątrz? nie widziałam ale z tego co mówili zgromadzeni ludzie to jeden z panów chodząc w okół auta odruchowo chwycił klamkę z tylnych drzwiach a te się otworzyły. Obok pieska była smycz został więc przypięty i wydobyty z samochodu. Dostał pić (wypił 3 litry wody mineralnej). Jakaś pani przyniosła mu karmę od swojego psiaka.
Staliśmy więc z pieskiem na smyczy nadal czekając na policje. Piesek okazał się śliczną suczką bardzo radosną mieszanką Golden retrievera o imieniu Kora.
W miedzy czasie zaczął padać deszcz część gapiów się rozeszła a ja z pozostałymi na zmianę dzwoniliśmy na policję w celu przyspieszenia przyjazdu patrolu.
Zanim przyjechała policja znalazł się właściciel auta i psa. Zarządał zwrotu zwierzęcia ale mu odmówiliśmy oznajmiając że policja zdecyduje co z nim zrobić. Była tuż przed północą gdy zjawił się patrol. właściciel zarządzał od policjanta odebrania nam psa. Otrzymał go. W czasie spisywania przebiegu zajścia okazało się że ów bezduszny właściciel zostawił w aucie psa po wylewie. myślałam że serce mi pęknie. Mnie i jednej pani aż łzy poleciały.
Jak można być tak okrutnym i bezdusznym w stosunku do jakby nie było członka rodziny.
Nie obyło się bez podania danych. A właściciel miał pretensję już nie o psa a o uszkodzony zamek przy okienku. Dziś tak naprawdę nie wiem ani ja ani inne pnie czy przypadkiem nie dostaniemy wezwania do sądu za włamanie do auta. Jeżeli sprawa będzie miała ciąg dalszy oczywiście dopisze go.
Proszę Was o jedno - jeśli będziecie kiedykolwiek świadkami krzywdzenia zwierząt nie patrzcie na to obojętnie. Postawcie się na jego miejscu.